"Wypijmy za błędy na górze, tam nie zmienia się nic, mimo lat" - śpiewa Ryszard Rynkowski. Słowa te pasowały do Polskiego Związku Motorowego jak ulał. Pasowały, bo wkrótce mają nastąpić zmiany personalne. Prezes PZM, Andrzej Witkowski zapowiedział, że nie będzie ponownie ubiegał się o to stanowisko. Czuć już napięcie związane z wyborami. Oto jeden z anonimowych działaczy przesłał pismo, w którym nawołuje do tego, aby wybory odbyły się według sprawiedliwych kryteriów i bez manipulacji. Anonimowość tego pisma powoduje, że nie opublikujemy jego treści. Ważne jest coś innego. Autor tego pisma prawdopodobnie nie wie, że wybór nowego prezesa PZM nastąpił, a zjazd delegatów będzie tylko po to, aby formalnie ten zakulisowy wybór zatwierdzić. Pojawi się na tym stanowisku tak zwana młoda, świeża krew. Dla mnie nie ma znaczenia, kto to będzie. Ważne, czy będzie potrafił spojrzeć na problem żużla z szerszej perspektywy, niż to miało miejsce do tej pory. Żużel był i jest traktowany po macoszemu mimo, że ma wszelkie zadatki, aby na jego sukcesach budować wizerunek PZM.
[ad=rectangle]
Razi przede wszystkim brak perspektywicznego myślenia i analizy, jakie problemy mogą budzić nieodpowiedzialne decyzje. Jedną z najbardziej skandalicznych było przyznanie licencji nadzorowanej Włókniarzowi Częstochowa. O tym, jak fatalna była sytuacja finansowa tego klubu jeszcze przed przyznaniem mu licencji, będzie można dowiedzieć się z analizy finansowej, która została przeprowadzona przez jedną z warszawskich firm, a która zostanie wkrótce zaprezentowana na łamach SportoweFakty.pl. Wynika z niej jasno, że zadłużenie Włókniarza było ogromne i rację ma Adam Skórnicki, który w rozmowie z naszym serwisem stwierdził, że osoby, które podjęły tę decyzję, dzisiaj same powinny z własnej kieszeni zapłacić oszukanym zawodnikom.
Nie trafia do mnie hasło, że teraz to zawodnicy ograniczą swoje zapędy i będą wybierali podmioty bardziej stabilne finansowo, nawet kosztem mniejszych zarobków w przyszłym sezonie. To Komisja Licencyjna, przyznając Włókniarzowi i Wybrzeżu Gdańsk licencje dała im prawo do zawierania kontraktów z zawodnikami i zgodnie z nazwą "objęła nadzór" nad finansami tych klubów. Dzisiaj łatwo jest odebrać tym podmiotom licencje. Gorzej wskazać, kto ma ponieść konsekwencje tych działań. A te konsekwencje były łatwe do przewidzenia i wskazałem je jeszcze przed początkiem sezonu. Wówczas jednak okrzyknięto mnie czarnowidzem i siewcą fermentu.
Teraz jeszcze dalej idzie Przemysław Szymkowiak, odpowiedzialny za PR Speedway Ekstraligi i w swoim tekście "Ekstraliga otwarta!" mówi wręcz o sianiu psychozy, w kontekście mojej propozycji zamknięcia rozgrywek Ekstraligi. Bardzo mocno liczę na to, że moje przewidywania odnośnie problemów, jakie mogą pojawić się przed sezonem 2016, okażą się nieprawdziwe. W trosce jednak o dobro żużla wolę o tym napisać, niż udawać, że wszystko funkcjonuje bez zarzutów, a wszyscy wiemy, że tak nie jest. "Zamknięcie" Ekstraligi brzmi wrogo, ale tak naprawdę oznacza jej otwarcie. Otwarcie na podmioty, które dzięki swojej stabilności finansowej pozwolą na uniknięcie cyrków, których byliśmy świadkami z udziałem Włókniarza i Wybrzeża. "Podkreślić należy, że tzw. psucie Ekstraligi - to nie efekt tego, że są w niej spadki i awanse, lecz wydawania przez kluby pieniędzy na zawodników i to bez jakiegokolwiek umiaru" - pisze Przemysław Szymkowiak. Ja w odpowiedzi odsyłam do Władysława Komarnickiego, który mówi wprost, dlaczego zapłacił więcej, niż musiał? Bo takie warunki gry zostały mu narzucone.
Oczywiście w tym roku nie będzie problemu. Decyzja Prezydium Zarządu Głównego PZM o odebraniu licencji Włókniarzowi i Wybrzeżu "uwolniła rynek transferowy". Oto zawodnicy, którzy do tej pory nawet nie chcieli rozmawiać na temat zmiany barw klubowych, dzisiaj sami mailowo wysyłają swoje oferty do klubów, chcąc znaleźć zatrudnienie na sezon 2015. To jednak efekt tej jednej konkretnej decyzji, a nie zmiany na lepsze. Co będzie za rok, kiedy żadnemu z klubów licencja nie zostanie odebrana? Wrócimy do stanu sprzed 2014 roku. Wtedy ponownie zawodnicy będą rozdawali karty. Dzisiaj ruch ponownie jest po stronie klubów. Łatwiej będzie szczególnie beniaminkom, którzy nie muszą nikomu "wyrywać" zawodników (wzmocnienie zespołu po awansie bez przepłacenia jest praktycznie niemożliwe). Jeżeli do decyzji o odebraniu licencji bankrutom dołożymy fakt, że część zawodników uwolni Unibax Toruń, który po zmianie właściciela nie zamierza dalej utrzymywać tak silnej drużyny, to mamy obraz przed sezonem 2015. Zmieni się on jednak po jego zakończeniu, czego Przemek najwyraźniej nie widzi.
Nie rozumiem również, dlaczego "zamknięcie" Ekstraligi utożsamiane jest z brakiem awansów do niej. Tę kwestię wyjaśniałem już niejednokrotnie i nie zamierzam do niej wracać. "W Polsce grożono upadkiem żużla, straszono kibiców, że za rok czy dwa będziemy mieli system ligowy znany z Czech lub Niemiec. Przez minione 14 lat żużel w Polsce nie upadł. Nie upadnie też teraz i nie należy wywoływać niepotrzebnej psychozy" - pisze na koniec Przemysław Szymkowiak. Oczywiście, że żużel nie upadnie w sensie takim, że rozgrywki nagle zostaną zawieszone (choć i takie propozycje się pojawiały). Upadek nie oznacza końca istnienia. Oznacza koniec pewnego rozdziału, który później można pisać od początku. A tak może się stać, jeżeli problemy finansowe polskich klubów będą się pogłębiały. Tylko po co zaczynać od zera, skoro pewne konsekwencje można przewidzieć?
Wśród rzeczników prasowych zapanowała moda na komentowanie propozycji zmian. W głównej mierze ograniczają się one do klepania po plecach swoich mocodawców i wmawiania im i sobie, że wszystko jest w najlepszym porządku. Swoją drogą trzeba wykazać się skrajną odwagą, aby w świetle decyzji o odebraniu licencji zadłużonym po uszy klubom napisać, że nie ma oznak "upadku", a pojawiające się głosy zaniepokojenia, to próba tworzenia niepotrzebnej psychozy. Brak umiejętności przewidywania konsekwencji pewnych działań jest najwyraźniej zaraźliwy. Dzisiaj piję za błędy popełnione w przeszłości z nadzieją, że uda się ich uniknąć w przyszłości. Zdrowie!
Damian Gapiński