Widziane z Rusi Czerwonej (25): O Naszej Władzy Najwyższej Oraz Czcigodnej

Poczucie bezradności wobec natężenia idiotyzmu PRL-owskiego stworzyło sformułowanie "Życie przerosło kabaret".

A co powiedzieć teraz, kiedy poziom hucpy i bezczelności żużlowej władzy wzniósł się na niewyobrażalne wyżyny? Wiem, dobrze wiem, i nie przypisuję sobie najmniejszej zasługi: czytaniem ze zrozumieniem członkowie gremium, które ostatnio pozwoliłem sobie nazwać Naszą Władzą Najwyższą Oraz Czcigodną, z pewnością nie nadwerężają swoich splotów mózgowych, przeto nie sposób domniemywać, iż to właśnie moje szyderstwo stało się kamieniem węgielnym ogłoszenia castingu na ostatniego uczestnika przyszłorocznych rozgrywek ligi z przedrostkiem. Fakt jednak faktem pozostaje: panowie się zebrali i postanowili obdarować miły (zapewne, bo wszak dowodów brak) ich sercom przegrany klub z północnych rubieży Rzeczypospolitej tzw. dziką kartą. No cóż: jakie obyczaje, taka karta; jakie prawo, taka terminologia. Jak się to kiedyś mawiało - tego by nawet Mrożek nie wymyślił.
[ad=rectangle]
Uciera się nam czyli oto - mniemam - nowa, barbarzyńska ścieżka kariery: ogłaszamy, że klub ma potencjał finansowy, więc orzekamy, iż w pełni zasługuje, aby mu skrócić drogę do elity. Od początku sezonu słyszeliśmy takie przekonywania: że klub z Grudziądza, tak świetnie zarządzany, taki prężny i zamożny, musi awansować, że znakomicie prowadzony impresariat z Ostrowa jest zbyt majętny i napędzany potrzebą sukcesu, aby babrać się na najniższym poziomie. Słyszeliśmy, słyszeli, no i słowo ciałem się stało. Psotnikom z Wielkopolski, którym pod czymś tam zaczęło się dramatycznie palić, a że mają snadź dobre układy z siłami nadprzyrodzonymi, to i litościwe światło w samą porę zgasło, ratując ich od katastrofy, pogroziło się paluszkiem, ukarało jakże srogo (czy aby nie równowartością pięciu punktów, zdobytych przez zawodnika?), ale dało drugie życie. A teraz pysznią się i chełpią pieniędzmi, szykują do podbicia świata. A nam, robaczkom marnym, tylko się temu przyglądać z podziwem: toć dla dobra polskiego żużla, dla chwały jego, bogaty klub w drugiej co do ważności lidze wszystkim się przyda. Tak samo z psotnikami z Grudziądza: po co mieli wygrywać ligę, skoro mogli stanąć do castingu? Trochę to łatwiejsze - chyba…

Ja wiem, że Nasza Władza Najwyższa Oraz Czcigodna prochu nie wymyśliła i w dziedzinie kombinatorstwa ma świetnych poprzedników - aby wspomnieć o wciąganiu za uszy i wbrew przyzwoitości niegdysiejszej Sparty-Aspro do najlepszej ligi (też przecież w imię podniesienia poziomu tej ostatniej wprowadzeniem dużych pieniędzy, gwarantowanych przez sponsora klubu, który nie poradził sobie z konkurencją) - ale to nie może zmieniać niesmaku, jaki wywołują castingi w sporcie. A może pójdziemy dalej? Też w imię wyższego celu. Niektórzy przestaną wzywać do otwarcia wiodącej ligi świata, inni przestaną marudzić nad cuchnącymi machlojkami metodami ustalania, kto na jakim szczeblu ma startować; będzie błoga jasność. Co roku Nasza Władza Najwyższa Oraz Czcigodna ogłosi casting: kto chce kupić prawo wojowania o mistrzostwo ligi z przedrostkiem? Kto da więcej?

Liderzy Naszej Władzy Najwyższej Oraz Czcigodnej będą mieli to, co zdaje się kochają wyjątkowo mocno - będą królami, decydującymi o wszystkim - niecierpliwi zaś magnaci pozbędą się stresów, narastających po każdym niewygranym meczu; będzie pięknie. Ale można też pójść jeszcze dalej: bo przecież na co komuś jakieś głupie mecze? Wydaje się pieniądze, zużywa sprzęt, naraża zawodników na urazy, zbiera wyzwiska od widzów - jaki to ma sens? Nie lepiej usiąść w doborowym gronie, z Naszą Władzą Najwyższą Oraz Czcigodną na prezydialnych miejscach, rzecz jasna, i licytować? Kto da najwięcej za mistrzostwo Polski (piękny puchar, pięć kilogramów medali dla wszystkich prezesów, podprezesów, giermków oraz pachołków - tudzież czcigodnych sponsorów, naturalnie), kto kupi wicemistrzostwo, komu ochota na trzecie miejsce? Toć w tym kierunku dziarsko podążamy...

Dewastacja naszego nieszczęsnego sportu (czy ktoś żyje jeszcze złudzeniami, że ona nie postępuje?) jest skutkiem działania dwóch czynników: nie braku pieniędzy, ale ich nadmiaru - w niewłaściwym rękach - oraz dominacji w decydenckich kręgach nuworyszowskiej mentalności, wyrażającej się w bezkrytycznym podzielaniu poglądu, że skoro mnie stać, to mam prawo sobie wszystko kupić. A przecież już dawno odkryto nieskomplikowaną prawdę, iż frak leży dobrze na figurze dopiero w trzecim pokoleniu. No i że gumofilce nie bardzo pasują do salonowych posadzek...

Mam wątpliwą jednak przyjemność wieszczyć, iż w nieodległej przyszłości gumofilce staną się obuwiem nadzwyczaj popularnym (lub zgoła obowiązkowym) w świecie polskiego sportu żużlowego, a eleganckich koszul z napisami na kołnierzykach nigdy nie zastąpią fraki. Tytuły będzie się kupowało - i żadna pociecha, iż w trybie jawnym, bez krążących pod stołem materialnych dóbr. Ale przecież sami sobie zgotowaliśmy taki los. Wszyscy. Jedni współudziałem, inni klakierstwem, jeszcze inni milczeniem.

A tak poważniej: szkoda, że Polska nie jest otoczona nacjami mocniejszymi w speedwayu. Można byłoby pomyśleć o stworzeniu rozgrywek ponadnarodowych, z Niemcami na przykład, z Czechami oraz Łotyszami; i z zarządem międzynarodowym. To byłaby jakaś nadzieja, że krajowi decydenci o horyzontach dorobkiewiczów z prowincjonalnego targowiska przestaliby forsować swoje niezdrowe kombinacje.

Waldemar Bałda

Źródło artykułu: