Podstawą w sporcie jest rywalizacja, a gdzie rywalizacja, tam zaczynają rodzić się antagonizmy między grupami sympatyzującymi z drużynami i zawodnikami konfrontującymi się po przeciwnych stronach barykady. Najbardziej medialną, znaną na całym globie rywalizację toczą FC Barcelona z Realem Madryt. Kibice jednych i drugich w najróżniejszych zakątkach świata przekomarzają się, który klub jest lepszy, a media podkręcają atmosferę zasypując publikę statystykami, kto, kiedy i ile bramek strzelił oraz ile razy wygrał w rundzie jesiennej, czy wiosennej. Jeśli spojrzymy na inne ligi, czy to te piłkarskie, czy naszą żużlową, takich przykładów będzie więcej.
[ad=rectangle]
I tak w niemieckiej Bundeslidze sympatią nie darzą się fani Bayernu Monachium i Borussii Dortmund, w lidze angielskiej atmosferę podgrzewają derby Manchesteru, w Polsce szlagierem kolejki jest starcie Legii Warszawa z poznańskim Lechem. Żużel nie jest wyjątkiem. Na pierwszy plan wysuwa się odwieczna rywalizacja Stali Gorzów z Falubazem Zielona Góra, czy tarnowskich Jaskółek z rzeszowskimi Żurawiami. Gorąco, aczkolwiek nie na taką skalę, przebiegały konfrontacje częstochowskich Lwów z toruńskimi Aniołami. Na spotkania tych ekip fani z zainteresowanych ośrodków oczekują z wytęsknieniem.
Zabawa nie kończy się jednak wraz z przejechaniem mety przez zawodników w ostatnim wyścigu, czy końcowym gwizdkiem sędziego. Niekiedy bardziej wrze przy okazji plotek transferowych i w tzw. sezonie ogórkowym. Zwłaszcza, jeśli dotyczą one kluczowych postaci, ulubieńców rzeszy kibiców. Choć fakt, że Grigorij Łaguta rozstanie się po tym sezonie z Włókniarzem był oczywisty, częstochowscy miłośnicy żużla mogli poczuć to samo, co kilkanaście lat temu sympatycy wspomnianej FC Barcelony, z której do Realu Madryt odchodził Luis Figo. Albo kibice Chelsea Londyn, w momencie, gdy piłkę do siatki The Blues zapakował Frank Lampard - obecnie Manchester City.
Porównanie przejścia "Griszy" z Częstochowy do Torunia z wielkimi gwiazdami światowego futbolu powinno oddawać skalę tego wydarzenia. Przecież doskonale wiadomo, jak duże emocje rodziły mecze półfinałowe pomiędzy Włókniarzem a Unibaksem w 2013 roku. Uczucia te udzielały się również zawodnikom, spośród których zdecydowanie wyróżniał się właśnie sympatyczny Grigorij. Rosjanin lubił celebrować swoją radość z fanami. Często więc ku ich uciesze intonował znaną już nie tylko w Częstochowie przyśpiewkę "Kto nie skacze ten z Torunia". Kibice z Grodu Kopernika ripostują: "Kto nie płaci ten z Włókniarza".
Teraz "Grisza" już skakać nie będzie. Nie ulega wątpliwości, że drużyna toruńska zyskała fantastycznego zawodnika. Śmiało można wysnuć tezę, iż niekwestionowanego lidera zespołu. Toruński owal sprzyja Łagucie, sprzyja jeździe po orbicie, czyli stylowi, który on preferuje. Co do tego, że da fanom z Torunia wiele radości nikt nie powinien mieć złudzeń. Część częstochowskich kibiców nigdy swojemu byłemu pupilowi tej decyzji nie wybaczy, część zrozumie i w dalszym ciągu będzie go wspierać. Bo kto wie, jak potoczy się przyszłość. W Cleveland też przyklejano twarz LeBrona Jamesa na środku tarczy do darta, gdy ten zdecydował się przejść do Miami Heat. Minęły cztery sezony i "LBJ" ponownie zachwyca z numerem 23 na plecach w koszulce Cavaliers.
Niedawno na naszych łamach zaprezentowaliśmy najbardziej kontrowersyjne transfery w historii naszej ligi żużlowej. Niegdyś mieliśmy do czynienia z przejściem Piotra Śwista, wychowanka gorzowskiej Stali, do zielonogórskiego Falubazu i słynne "100 proc. Falubaz". Tej zimy mamy Grigorija Łagutę i jego angaż w KS Toruń. Transfer ten zapamiętany zostanie na długo i w przypadku kolejnych tego typu rozważań na pewno nie będzie pominięty. Częstochowianie traktowali "Griszę" jak swojego, nadali mu miano najlepszego zawodnika z okazji 65-lecia klubu. On odpłacał się znakomitą jazdą i to w tym mieście stał się klasowym zawodnikiem.
Historia zna przypadki, kiedy wielcy zamieniali Toruń na Częstochowę lub odwrotnie. Nie sięgając daleko pamięcią, na pierwszy plan wysuwa się przykład Ryana Sullivana, który do Włókniarza trafił w 2001 roku odchodząc właśnie z Torunia. Szyki Aniołów Australijczyk ponownie zasilił w roku 2007, opuszczając ekipę Lwów. Pierwsze poważne kontrowersje związane z transferem na linii częstochowsko-toruńskiej zrodziły się jednak dopiero rok temu, gdy na angaż wśród torunian zdecydował się Emil Sajfutdinow. Przyszłość pokaże, czy ewentualne kolejne "wymiany" będą równie gorące, jak przejścia Rosjan.
Mateusz Makuch