PGE Stal Rzeszów pomimo niezbyt wysokiego budżetu zbudowała skład z dwoma głośnymi nazwiskami i jednym solidnym juniorem. Jednak w porównaniu do innych zespołów Ekstraligi, skład Żurawi prezentuje się dość blado. - To jest drużyna, na którą było nas stać. Można było zakontraktować lepszych Polaków, ale zarząd nie miał na to pieniędzy. Nie było sensu dokonywać czegoś, co byłoby poza naszymi możliwościami - tłumaczy Janusz Ślączka, który w nadchodzącym sezonie poprowadzi drużynę ze stolicy Podkarpacia.
Najbardziej utytułowanym zawodnikiem, z którym włodarze Stali podpisali umowę jest Greg Hancock. Aktualny mistrz świata i najskuteczniejszy zawodnik Ekstraligi z minionego sezonu ma być nowym liderem zespołu. - Jest to bardzo doświadczony zawodnik. Życzyłem sobie, by ktoś taki pojawił się w Rzeszowie. Mam nadzieję, że pociągnie nasz skład i pewnie też dużo podpowie. Bardzo dobrze zna tory ekstraligowe, ściga się na nich od wielu lat. To też będzie cenne dla drużyny - zaznacza Ślączka.
[ad=rectangle]
Drugą armatą w szeregach Żurawi ma być Peter Kildemand. Duńczyk, który słynie z widowiskowej jazdy doskonale zna swojego nowo-starego trenera. - Z Peterem przez dwa sezony współpracowałem w Łodzi. Pierwszy raz widziałem go bodajże na jakimś turnieju w Niemczech. W tym roku bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. Nie trwało to długo. Jednak kontrakt mogliśmy podpisać dopiero w grudniu - tłumaczy Ślączka, który zauważa, że popularny "Spiderman" sukcesywnie notuje progres formy. - Wydaje mi się, że on pchnie się z formą do góry. Pierwszy sezon w Łodzi nie był może super. Następny był już jednak bardzo udany. W tym roku bardzo dobrze jeździł w Częstochowie. Myślę, że przyszły sezon będzie jeszcze lepszy - dodaje z optymizmem trener Żurawi.
Trzecim zagranicznym nabytkiem klubu z Rzeszowa jest inny Duńczyk - Hans Andersen. "Ugly Duck" w przeciwieństwie do swojego rodaka z roku na rok prezentuje coraz słabszą dyspozycję. W stolicy Podkarpacia mają jednak nadzieję, że zawodnik ten okaże się "czarnym koniem" nadchodzących rozgrywek. - Hans nie żądał od klubu żadnych pieniędzy za podpis przy kontrakcie. Wynagrodzenie otrzyma wyłącznie za zdobyte punkty. Powiedział nam, że zakupi nowe, bardzo dobre silniki. On już w przeszłości wygrywał zawody Grand Prix. Jeśli ktoś tam wygrywa, to znaczy że potrafi jeździć na żużlu. Z pewnością nie stoi na straconej pozycji, jeśli chodzi o walkę o skład - oznajmia Ślączka.
Dodajmy, że poza wspomnianą trójką, w kadrze beniaminka Ekstraligi jest jeszcze dwóch innych obcokrajowców. Mowa o Kennim Larsenie oraz Peterze Ljungu. Obaj walnie przyczynili się do tego, by klub z Rzeszowa ponownie zagościł w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wychodzi więc na to, że co najmniej dwóch zagranicznych jeźdźców nie znajdzie miejsca w meczowym zestawieniu Żurawi.
Spośród wszystkich klubów z Ekstraligi, rzeszowianie przynajmniej na papierze wydają się mieć najsłabszych polskich seniorów. Klub prowadził zaawansowane rozmowy m.in. z Grzegorzem Walaskiem, ale ten nie zdecydował się na powrót do Rzeszowa. Propozycji startów nad Wisłokiem nie przyjął też Maciej Kuciapa. Ostatecznie z PGE Stalą związał się Mirosław Jabłoński. - To jest zawodnik, który jeździł już w Ekstralidze. Ma doświadczenie i myślę, że będzie pewnym punktem naszej drużyny. Na pewno będzie musiał dobrze zaprezentować się w sparingach i na treningach, by znaleźć miejsce w składzie - zaznacza Ślączka.
Do macierzy wraca natomiast Dawid Lampart, który przez ostatni rok występował w barwach KMŻ Lublin. - Myślę, że Dawid dobrze jechał w tym sezonie w I lidze. Początek może miał słabszy, ale później wygrywał nawet biegi piętnaste i to w spotkaniach wyjazdowych. Myślę, że to nie będzie słaby punkt drużyny - ocenia trener. - Najważniejszy będzie jednak sprzęt i to, czy się z nim trafi czy też nie. Nastąpi też zmiana tłumików i niektórym może to pomóc, a innym zaszkodzić - twierdzi Ślączka.
Wciąż nie wiadomo kto, obok Jabłońskiego i Lamparta będzie trzecim polskim seniorem w kadrze PGE Stali. Ważny kontrakt ma co prawda Łukasz Sówka, ale z 21-latkiem wciąż nie podpisano aneksu finansowego. - Z Łukaszem nie są jeszcze uzgodnione warunki finansowe, ale myślę że niedługo dojdziemy do porozumienia. Mam nadzieję, że będzie naszym trzecim Polakiem, dla którego skład też nie będzie zamknięty. Będzie dobrze jeździł na treningach, to pojedzie w meczu. Nikt nie ma miejsca w składzie przed sezonem. To trzeba sobie wywalczyć - mówi Ślączka. Możliwe, że w przypadku braku porozumienia z "Sówkinsem", klub zdecyduje się na innego zawodnika. W kuluarach mówi się głównie o Pawle Miesiącu i Rafale Szombierskim, ale to tylko spekulacje. - Prowadzimy jeszcze rozmowy. Chcemy się wzmocnić, żeby mieć coś w rezerwie. Czy się uda, to czas pokaże - przyznaje trener.
Dla 43-letniego Janusza Ślączki nadchodzący sezon będzie debiutem w roli trenera drużyny ekstraligowej. W przeszłości były żużlowiec prowadził już m.in. Speedway Miszkolc, Orła Łódź, a w sezonie 2014 wywalczył awans do najlepszej ligi świata z PGE Marmą Rzeszów. Były to jednak zespoły z pierwszej bądź nawet drugiej ligi. Ekstraliga, to zdecydowanie nowy rozdział w karierze trenerskiej Ślączki. - Nie mam tremy. Trzeba przeczytać regulamin, bo on troszkę się różni od tego z I ligi - twierdzi Ślączka, który w przeciwieństwie do Andrzeja Łabudzkiego ma mniej optymistyczny pogląd na siłę rzeszowskiego zespołu. - Myślę, że jeśli utrzymamy się w Ekstralidze, to będzie w porządku - zakończył były zawodnik Stali Rzeszów.
Lampart
Jabłoński
Kildemand
Larsen/Ljung
Rempała
Czaja Czytaj całość