Żużel się cofnął i popadł w ruinę
Zbliża się czas podsumowań, bo kończy się nam rok 2014. Moim zdaniem nie był on najlepszy dla polskiego żużla. Przez kilka lat staraliśmy się budować solidne fundamenty, a teraz się cofnęliśmy. Popadliśmy w lekką ruinę i cała ta budowla nie wygląda już tak jak wcześniej. Jest to winą przepisów, które się nie sprawdziły lub do końca nie wiadomo, na czym polegały. Jednym z nich jest licencja nadzorowana, ale o tym zdążyłam już w mijającym roku napisać i powiedzieć praktycznie wszystko. Nie mam jednak wątpliwości, że ten zapis prowadził do nierównego traktowania klubów.
[ad=rectangle]
Winić należy przepisy, a w ślad za tym ludzi, którzy powinni czuwać nad dobrem dyscypliny. W 2015 roku będziemy jednak pisać nową kartę. Teraz wiele mówi się, że mieliśmy normalność w okresie transferowym i czeka nas finansowa stabilizacja. Nie do końca wiem, skąd bierze się ten optymizm na tym etapie. Jesteśmy w Ekstralidze dopiero po okresie transferowym, chociaż oficjalnie on jeszcze trwa. Owszem, atmosfera być może była spokojniejsza, ale to nie znaczy, że pewne rzeczy się w klubach nie działy. Składy zostały zbudowane jak co roku. Nadal uważam, że w Ekstralidze może być widoczny rozłam. Są bardzo mocne i słabe zespoły, a to dla całej ligi nie jest najlepszym prognostykiem. Tak samo jest też w pierwszej lidze. Wszystko ostatecznie i tak zweryfikuje tor. Co do finansów, to nie mam w sobie aż tyle optymizmu. Rok temu o tej porze też były duże nadzieje, nawet w przypadku Gdańska. Na papierze ta drużyna nie była wcale tragiczna, a wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Dopiero rozgrywki ligowe pokażą nam, czy kluby przetrwają w konfrontacji z finansami i czy jest szansa na normalność, o której tyle się mówi.
Słyszałam też opinie, że na rynku było spokojniej, bo dość długo nie było wiadomo, jaki będzie los klubu z Rzeszowa. Czy ułatwiłam innym ruchy transferowe? Mogło tak być w jakimś stopniu. Wizja siedmiu drużyn w Ekstralidze oznaczała brak miejsca pracy dla niektórych żużlowców. Nie przeceniałabym jednak wpływu tej sytuacji na ruchy kadrowe i finanse w innych ekipach. W niektórych klubach naprawdę sporo się pozmieniało. Poodchodzili sponsorzy, zmieniły się władze i była duża niepewność. To wszystko przytłumiło też wydarzenia transferowe.
Osobiście twierdzę, że spektakularnych ruchów na rynku nie brakowało. Miejsce pracy zmienił przecież Emil Sajfutdinow, ale wokół tego nie było wielkiego rozgłosu. Takich przypadków było więcej, ale inne wydarzenia sprawiły, że zeszło to trochę na dalszy plan. W Zielonej Górze mieliśmy zmiany personalne, w Toruniu nowego właściciela. To samo wydarzyło się w Rzeszowie.
W tym roku często krytykowałam Ekstraligę. Nie jest jednak tak, że robiłam to dla zasady. Zawsze łatwiej jest wytykać błędy, kiedy je ewidentnie widać. Prowadzenie spółki nie jest łatwym procesem. Kiedyś zakładaliśmy, że celem Ekstraligi ma być promocja dyscypliny i pozyskiwanie sponsorów. W ostatnich latach tego niestety nie było. Jakich sponsorów pozyskaliśmy? Jeśli nie realizuje się zakładanych celów, to znaczy to niestety tyle, że spółka nie realizuje zakładanych celów. Nie oznacza to jednak, że wszystko jest złe. Ostatnio wiele mówi się też o sprzedaży praw telewizyjnych za rekordową kwotę i traktuje się to w kategoriach sukcesu. Przyznam jednak szczerze, że trudno mi o tym wypowiadać się w tym tonie, bo nie znam szczegółów. Przerabiałam już wiele sytuacji. W przeszłości też cieszyliśmy się z zawarcia umowy, a później okazywało się, że na jej mocy kluby były pozbawiane miejsc reklamowych. W tym przypadku należy wyjaśnić, czego telewizja oczekuje od klubów. Nie zakładam jednak, że to nie jest sukces Ekstraligi, bo kwota, o której się mówi, jest naprawdę odpowiednia i adekwatna do wartości, które niesie ze sobą cały produkt.
Korzystając z okazji, chciałbym życzyć wszystkim czytelnikom i redakcji portalu SportoweFakty.pl wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Przede wszystkim wielu pozytywnych sportowych emocji. Niech to będzie jak najlepszy rok dla polskiego żużla!
Marta Półtorak