Stefan Smołka: Polski żużel po połowie XX wieku
Zgodnie z obietnicą daną w Bożonarodzeniowe Święta postanowiłem wrócić do ciekawego dla polskiego żużla okresu pierwszej połowy dekady lat pięćdziesiątych ub. wieku.
Z młodszej kadry w Lesznie przed połową dekady lat 50. wyróżniali się Kazimierz Bentke, Zdzisław Waliński i Stanisław Kowalski. Dziś nosiliby oni miano zawodników młodzieżowych (z nieukończonym 22. rokiem życia na karku). Leszno wtedy nie miało bynajmniej łatwej konkurencji. Dobre paczki zmontowano szczególnie we Wrocławiu i w Bydgoszczy. Wrocław był (w ówczesnej skali - rzecz jasna) prawdziwą potęgą czarnego sportu w Polsce, miał bowiem aż dwie świetne drużyny z nazwiskami mocno wrytymi w pamięć kibiców i przepięknymi zgłoskami zapisanymi na kartach historii tej ekscytującej dyscypliny sportu. Oba kluby stolicy Dolnego Śląska w 1953 roku mieściły się w pierwszej czwórce najlepszych polskich zespołów, co było i tak wynikiem gorszym niż rok wcześniej. W 1952 roku bowiem oba wrocławskie teamy zameldowały się w pierwszej trójce, stanęły na (symbolicznym) podium DMP. Były to Spójnia Wrocław i CWKS - z siedzibą we Wrocławiu.
Co ciekawe, jeszcze w 1950 roku nie było żadnej wrocławskiej drużyny w rozgrywkach centralnych, a nawet rok później świeżo utworzona Spójnia zajęła ostatnią, dziesiątą, lokatę w jedynej polskiej lidze. Rzec by można, skromne początki na tzw. ziemiach odzyskanych. Wystarczy jednak wymienić nazwiska czołowych wrocławian z tamtego czasu powojennego ścigania na żużlu, by przestać wątpić w markę tego dynamicznego ośrodka sportu żużlowego. Jerzy Sałabun, Mieczysław Kosierb, Alojzy Frach, Adolf Słaboń, Edward Kupczyński, Tadeusz Teodorowicz, Albin Tomczyszyn, Mieczysław Połukard, potem doszedł jeszcze Jerzy Błoch z Zielonej Góry przez Ostrów, Roman Wielgosz z Ostrowa, no i wreszcie ten najbardziej ulubiony spośród wrocławskich pionierów, wierny Sparcie od początku do końca, niewielki wzrostem, lecz o sercu olbrzyma - Konstanty Pociejkowicz, zwany Kostkiem.Wiele działo się wtedy w Bydgoszczy. Gwardia tamtych lat była mocna, miała w swych szeregach "Ranichę", niesamowitego toruńczyka Zbyszka Raniszewskiego, medalistę mistrzostw Polski, Feliksa Błajdę, Bolesława Bonina (wicemistrza Polski z roku 1953), Eugeniusza Nazimka, Kazimierza Kurka, Zygmunta Garyantosiewicza, Jerzego Jeżewskiego, a drugi już sezon dla barw Bydgoszczy z niemałym powodzeniem startował Alfred Spyra, do niedawna żużlowa gwiazda z Rybnika, także wicemistrz Polski.
Rozgrywki ligowe wygrała Unia Leszno, a zadecydował o tym wielki finałowy mecz na szczycie, rozegrany w Bydgoszczy w dniu 20 września 1953 roku. Mecz zakończył się nieoczekiwanym (jednak - mimo wszystko - Gwardia bowiem wygrała rundę zasadniczą ligi) wysokim zwycięstwem leszczyńskiego obrońcy tytułu 37:16, ale nikt z wypełnionej po brzegi (i konary okolicznych drzew) trzydziestotysięcznej widowni nie twierdził, że mecz był nudny. Mylna, by nie powiedzieć - zgubna, jest bowiem teza, iż wszystko należy spłycać, uśredniać, sprowadzać do maksymalnie równego poziomu (bzdurne KSM-y, ZZ-ki, tzw. goście w meczach ligowych). Wyreżyserowane, albo wymuszone mocą regulaminów, mecze na tzw. styk wcale nie są zbawieniem dla żużla, za to mogą rodzić pokusę dla o wiele łatwiejszych malwersacji. Proszę przyjrzeć się najsilniejszej w świecie futbolowym lidze hiszpańskiej!... Wysokie wygrane i ciężkie pogromy są tam na porządku dziennym, są też mecze piekielnie wyrównane - bez żadnych manipulacji regulaminowych. Drem teamy są lokomotywami wiodącymi do rozwoju, tudzież postępu, a od wieków znana dewiza "bij mistrza!" wyzwala dodatkowe pokłady energii i ambicji. Swoją dramaturgię mogą mieć pojedynki Dawida z Goliatem, pod warunkiem, że dobrze przygotowana jest arena zmagań (tory do walki, a nie jazdy gęsiego), nie narzuca się bezsensownych ograniczeń sprzętowych (stare dobre tłumiki) i dba o ciekawe oprawy zawodów.
Powyższe warunki zaistniały wówczas w Bydgoszczy. Mecz był pełen dramatów i walki do upadłego (dosłownie rzecz biorąc), upadali żużlowcy i padały rekordy toru. Bydgoszczanie też wygrywali wyścigi, Bolesław Bonin pokonał Olejniczaka, wygrywali Kurek i Błajda. Niestety w czwartym wyścigu dnia, w starciu z liderem Unii Józefem Olejniczakiem upadli i ciężko poszkodowani zostali dwaj gwardziści, Zbigniew Raniszewski i Alfred Spyra. Obaj znaleźli się w szpitalu, mocno osłabiając swój zespół, który do tego momentu wcale nie był bez szans z utytułowanym rywalem. Dla Spyry oznaczało to długą przerwę w startach i koniec rozdziału kariery pt. Bydgoszcz. W zespole mistrza najlepszymi zawodnikami byli Andrzej Krzesiński i Stanisław Glapiak, tracący po jednym tylko punkcie w tym szczęśliwym dla nich, za to pechowym dla gwardzistów spotkaniu.Najbardziej awansowała Bydgoszcz. Solidna dotąd paka straciła co prawda Eugeniusza Nazimka, wracającego do Rzeszowa (po swoją śmierć poniekąd), wzmocniona została natomiast wrocławskim nabytkiem, Mieczysławem Połukardem i nierozłącznymi braćmi Świtałami, których Świtałkami zwano. To wystarczyło, by w ten sposób gwardyjski klub znad Brdy w 1955 roku jako pierwszy przełamał sześcioletnią hegemonię leszczyńskiej Unii w najwyższej żużlowej lidze. Bydgoszcz sięgnęła po swoje złoto nr 1.
Stefan Smołka
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>