Bardzo późno nowe, rzekomo bardziej przelotowe, tłumiki otrzymały homologację od FIM. Nasz Poldem wreszcie przeszedł testy i wreszcie się na nich nie rozpadł, (tzn. jego obudowa). Ponieważ jednak Poldem był pierwszy i został wysłany do Genewy, więc zachodni producenci mogli z niego co nieco zerżnąć. I teraz, na tej kanwie, także dzięki swym większym możliwościom technicznym, być może wyprodukują lepsze urządzenie od polskiego i Leszek Demski zostanie z ręką w nocniku. Mało sprzeda. Pożyjemy, zobaczymy. Ludzie z kręgu PZM i GKSŻ już się pochwalili w mediach, że Poldem to także ich sukces. Gdyby tak było, to nasz tłumik już daaaaawno miałby międzynarodową homologację. To ustrojstwo jest wyłącznym dziełem Leszka Demskiego i jego ludzi, a nie żadnych krajowych uzurpatorów w granatowych marynarkach. Zawodnicy wybiorą najlepszy tłumik, bo zbyt wiele od niego zależy. Nie będzie więc tu patriotyzmu, sentymentu i stawiania na polskość, no chyba, że Poldem rzeczywiście okaże się najlepszy. Cena nie gra roli. Na sprzęcie, czyli na warsztacie pracy, żużlowcy nie oszczędzają.
[ad=rectangle]
Niektórzy już na "urrra!" zapowiadają, że wraz z nowymi przelotowymi tłumikami wróci stare dobre ściganie z atakami po bandzie (orbicie) i że dzięki temu odrodzi się nam wielki Tomasz Gollob. Natomiast zawodnicy typu PUK Iversen (a może i Hancock) martwią się, że ich przewaga może teraz zniknąć. Spokojnie, jeszcze nie wiemy jak bardzo przelotowe będą te nowe urządzenia (bo przecież mają być jeszcze bardziej wyciszone, acz już je słyszeliśmy na filmiku i wrażenie nie jest takie złe!) i czy wciąż nie będą odbierały silnikom mocy. Wszystko okaże się w praniu. Czekają nas więc tego przedwiośnia wcześniejsze niż zwykle wyjazdy na tor w celu testowania i dopasowania nowych regulaminowych urządzeń. Tylko bez oszustw proszę, bo i takie się zdarzały, jeśli chodzi o tłumiki! Wiercono w nich dziury.
I dlaczego Panowie z FIM to wszystko dzieje się tak późno?
- Podkreślam, że to nie będzie powrót do przeszłości. Będzie lepiej niż było w ostatnich kilku latach, ale nie należy się spodziewać, że będzie identycznie jak kiedyś. Dyskutuję podczas zgrupowania kadry z chłopakami. Nie będę wymieniał nazwisk, ale niektórzy mówią, po co im to wszystko? Przyzwyczaili się do obowiązujących tłumików, dopasowali silniki i teraz muszą wszystko rozpocząć od nowa. To jest opinia chłopaków. Ja nie wypowiadam się w tym temacie - zaznaczył nasz "Narodowy" Marek Cieślak.
Mareczek Cieślak po tym co mówił przy siłowym wprowadzaniu nieprzelotowych tłumików (że nie jest przeciwny, że trzeba je zbadać, a żużlowcy i kibice histeryzują, bo kto trzyma gaz ten pojedzie, a kto nie, to nie - tak mniej więcej wówczas nawijał, żeby nie narazić się swoim pracodawcom z PZM i Falubazu i teraz też trzyma się tej wersji) rzeczywiście raczej nie powinien się obecnie w tej materii odzywać. Tak by było honorowo.
Prawdą jednak jest, że te najnowsze tłumiki wcale nie muszą być tak przelotowe jak te kiedyś (muszą być ciche) i mogą nas rozczarować. Zobaczymy w praniu. Jeśli chodzi o zawodników, to ich zdanie powinno być tu decydujące, gdyż to oni na torze ponoszą ryzyko, problem w tym, że oni zawsze mówią to, co jest akurat wygodne dla ich kieszeni i nie są szczerzy. Dlatego ich zdanie coraz mniej mnie obchodzi, bo tak naprawdę, to… nie wiem, jakie ono jest naprawdę.
Radosnej twórczości panów z FIM ciąg dalszy. To jeszcze nieoficjalne, ale ponoć przymierzają się oni, by wycofać tzw. zrzutki z żużlowych (motocrossowych itd.) okularów. Będą tylko rolki. Czytam na SF.pl: "Głównym powodem, dla którego zakazane zostanie użytkowanie jednego z popularnych akcesoriów z systemem Tear-Off (zawodnik w czasie jazdy może zrzucić jedną lub więcej plastikowych osłonek) jest ochrona środowiska naturalnego. Tym samym zawodnikom pozostanie jedynie możliwość stosowania droższych okularów zaopatrzonych w rolki (system Roll-Off). Regulaminowy zakaz dotyczyć będzie nie tylko żużla, ale wszystkich dyscyplin w sportach motocyklowych, w tym rajdów i najbardziej masowo uprawianego motocrossu".
FIM dostrzega ekologiczne zagrożenie w cienkim skrawku sztucznego tworzywa, to ja pytam: a co np. z porozrzucanymi po trasie kolarskimi plastikowymi bidonami, czy takimiż kubkami na wodę dla biegaczy w maratonach? Jeśli goście z FIM chcą być tacy ekologiczni to niech np., hm, przestaną się załatwiać i psuć środowisko! I dlaczego zawsze stawiają na droższe rozwiązania? No i te roll offy bywają kłopotliwe, gdyż czasem się rozwijają w trakcie wyścigu.
Kiedy wreszcie wspominani tu granatowomarynarkowi ludkowie z FIM przestaną się już pastwić na niesfornym Wardem i zwodzić zainteresowane nim kluby? Brak decyzji to najgorsza decyzja! Kolejny raz ową decyzję przesunięto, teraz na 30 stycznia, co już nie pozwoli zakontraktować go Toruniowi. Aż do majowego okienka. Ale, ale, czytam, że ta zwłoka spowodowana jest rzekomo staraniami prawników utalentowanego Kangura, żeby udowodnić, iż badanie alkomatem było nieprofesjonalne, że przeprowadził je policjant nie będący wtedy na służbie itd. Gdyby podważono ten test, wówczas, jak się mówi, Ward mógłby zażądać od FIM ogromnego odszkodowania za utracone zarobki (wisi już od wielu miesięcy i nie może jeździć). Dobra, dobra, szkoda Warda, że tak długo musi czekać na decyzję w swojej sprawie, lecz zgrywanie teraz przez niego niewiniątka, a potem ewentualne wystąpienie o odszkodowanie byłoby już zwykłą bezczelnością. Wtedy natychmiast przestałbym go żałować.
Sławomir Kryjom w mediach broni Darcy'ego jak tylko może, że chłopak miał jakiś prywatny problem, a w rzeczywistości jest spokojny i grzeczny. Tylko dziennikarze wyolbrzymiają. A może cykliści? Drogi Sławku Kryjomie! Nie ściemniaj i nie bądź advocatus diaboli, bo mnie osobiście na mejla ówczesny prezes Unibaksu pan Stępniewski wysyłał informację, że wiele razy musiał karać Holdera i Warda za ich wybryki.
Sie porobiło! Polski żużel się zwija, a wyniki uzyskanie na torze często niewiele znaczą przy mocy zielonego stolika. Tak, jak Ekstraligę trzeba było niedawno uzupełnić poprzez casting skrojony niemal idealnie pod GKM Grudziądz, tak teraz trwa łapanka do pierwszej ligi. Z powodów finansowych - zdaje się - już odmówiły Lublin, Piła i Krosno. Kompletują składy na tańszą i słabszą II ligę. Ja twierdzę, że nie stać nas na trzy dywizje i pierwszą należy połączyć z drugą, czyli de facto trzecią.
Chyba będę w nadchodzącym sezonie kibicował Motorowi Lublin. Raz, że piłkarsko to koledzy Wrocławia, dwa, że zawsze staję za biedniejszymi i słabszymi, taka moja natura, a trzy, że "Koziołki" właśnie zakontraktowały mojego byłego podopiecznego (jeszcze z Atlasu Wrocław) Ronniego Jamrożego i mojego młodszego koleżkę ze wspólnych treningów w Betardzie Sparcie - Patryka Malitowskiego.
Jamroży, choć może nie ma najłatwiejszego charakteru, to jednak jest wielce utalentowanym i pracowitym żużlowcem. W II lidze stać go nawet na komplety punktów.
Z kolei Malitowski dostał od Boga dar szybkiego startu. A taki zawodnik ma w żużlu zawsze szansę, taką jaką w boksie ma zawodnik obdarzony nokautującym ciosem. Patryk jeździł już w drużynie z Lublina i wygrał tam turniej indywidualny, zwyciężył też w silnie obsadzonym Memoriale Romanka w Rybniku, czyli może pokonać każdego, gdy ma swój dzień. Niektórzy kwestionują serce do walki u "Mality", ale ja myślę, że to raczej brak doświadczenia i objeżdżenia. Z każdym sezonem nabiera on większej pewności siebie. Partnerować im będzie m.innymi młody Oskar Bober. Ten ostatni ponoć podpisał wcześniej jakąś umowę przedwstępną z Wandą Kraków, ale ostatecznie trafił do Lublina i krakusy robią teraz z tego aferę. Umowy przedwstępne (a wolno było? - tylko pytam), nic nieznaczące listy intencyjne... co tu jest grane? A teraz słyszę, że Emil Pulczyński podpisał dwuletni kontrakt z drużyną z Poznania, która przecież, póki co, nie startuje w żadnej lidze! Dopiero niecierpliwie czekamy na jej powrót do gry. To jakieś novum-curiosum w polskim żużlu, który zresztą już nie takie jaja widział.[nextpage]Czytam w mediach, że byli zawodnicy Wybrzeża i Włókniarza są oburzeni, iż gdańszczanie zamierzają spłacić tylko 30 proc. zadłużenia wobec swoich rajderów, zaś Włókniarz w ogóle odcina się od długów częstochowskiej ekstraligowej spółki, a mimo to oba owe kluby, już jako stowarzyszenia, dostały licencję na starty w II lidze i obecnie stać ich - a przynajmniej ponoć się do tego przymierzają - na kontraktowanie... ponad 40-letnich dziadków typu Peter Karlsson czy Magnus Zetterstroem! Po mojemu jest tak: stowarzyszenie Włókniarz rzeczywiście nie miało nic wspólnego z ekstraligową spółką, więc zawodnicy nie mają tu racji, natomiast w Wybrzeżu sytuacja była bardziej złożona i tu pretensje jeźdźców wydają się być bardziej uzasadnione. A postawa prezesa Zdunka jest tutaj dla mnie nie do przyjęcia: "Niech się cieszą, że dostaną 30 proc., bo to i tak dużo!”. Co na to PZM? Co na to jego agenda GKSŻ? Wiem, że jej szef Piotrek Szymański szuka jakiegoś sposobu na wypłacalność klubów wobec ścigantów i ma nawet fajne pomysły typu szybsze przyznawanie bezwarunkowej licencji dla rzetelnych (ponoć to idea red. Damiana Gapińskiego). Coś bowiem dla tych zawodników trzeba zrobić. Nie można pozwolić, by tak robiono w lewo ludzi i to niby w majestacie żużlowego prawa. Wybrzeżu dałbym np. zakaz awansu dopóki nie spłaci swoich zawodników.
Na naszych niezawodnych SportoweFakty.pl czytam, że Robert Miśkowiak nadal chce rozmawiać z Gdańskiem o długu, ale czeka na uczciwą propozycję. Zaśpiewam mu więc coś z kabaretu Elita:
Oj naiwny, naiwny, naiwny,
Jak dziecko we mgle,
Jak goliat na pchle,
Mól w otchłani wód,
Który liczy wciąż na cud.
Oj naiwny, naiwny, naiwny,
Dziecko w kwiecie sił.
Choć w intencjach
To w zasadzie pozytywny.
Z kolei Madsenowi zamiast zapłacić, Wybrzeże śle majle, że coś mu tam już wybuliło. Madsen to akurat nie jest bohater z mojej bajki, złotówa z niego, ale ta jego wypowiedź miażdży prezesa Zdunka:
- Poinformowałem klub, że zdaję sobie sprawę jak trudna jest sytuacja. Mogę zgodzić się na zrezygnowanie z połowy należnej mi kwoty, jeśli otrzymam pieniądze przed kolejnym sezonem. Nie dostałem odpowiedzi. To dziwne, choć praktycznie cały grudzień mieszkałem razem z moją dziewczyną w Sopocie i nie było problemu, aby spotkać się osobiście i porozmawiać - powiedział Leon Madsen w rozmowie z serwisem sport.trojmiasto.
Jeśli nerwowy Leon Złotówa jest w takiej desperacji, że gotów jest zrezygnować z połowy należnych mu jeszcze pieniędzy od Gdańska pod warunkiem, że dostanie kasę jeszcze przed sezonem, to zaczynam się podejrzliwie pytać:
- Czyżby Unia Tarnów nic mu nie dała za podpisanie kontraktu i na przygotowanie sprzętu do jazdy?
Czytam w centralnej gazecie, że Azoty jednak wspomogą "Jaskółki", lecz rzekomo pieniędzy może tam nie starczyć, gdy seniorzy będą dobrze punktować. Dziwne zmartwienie, gdyż w sporcie przecież chodzi o to, żeby wygrywać, czyż nie?
Dobrze, że szef GKSŻ Piotr Szymański (ma swoje za uszami i to sporo, ale to najlepszy przewodniczący Komisji w jej historii) teraz staje za zwodzonymi zawodnikami, bo w białe kołnierzyki, w zimnokrwistych technokratów z zarządu spółki Ekstraliga w tej materii mniej wierzę, choć i oni chyba też zaczynają wreszcie coś tutaj główkować. Dożyliśmy podłych czasów, gdy specjalnie trzeba premiować coś, co powinno być normalnością i codziennością!
I od razu taki niewinny żart. Na swoich profilach na facebooku Piotrek Szymański i Maciek Polny z GKSŻ publikują teraz fotki ze swej wycieczki do USA, a konkretnie do Kalifornii. W przebraniu, bez granatowych marynarek. Sesja wyjazdowa GKSŻ? He, he, jej tamtejsze obrady ponoć zmierzają do tego, żeby wprowadzić w naszym żużlu kapelusze kowbojskie zamiast kasków, a arbitrów zastąpić szeryfami. Jupijaj, jupijaj. Niektórzy naiwni polscy kibice już się łudzili, że GKSŻ wybierze wolność i poprosi o azyl w Stanach, ale nic z tego nie wyszło, gdyż zaprotestowali tamtejsi żużlowcy:
- Panowie u nas jeździ się już tylko na kilku torach w Kalifornii i tu już w zasadzie nie ma co rozwalać i zwijać. Na nic się więc nie przydacie.
- Spokojnie, nie bójcie się, my tu nie przyjechaliśmy działać, tylko udajemy się do Holyłudu, żeby nakręcić film pt. "Główna Komedia Sportu Żużlowego". Mamy szansę, bo jak przeczytaliśmy scenariusz Woody Allenowi to dostał zajadów ze śmiechu. Scenariusz oparty jest na polskich regulaminach żużlowych - odpowiedziała GKSŻ rezolutnie.
No to pożartowalim.
*Na SF.pl czytam mocny tytuł: "Pot, grymas bólu, zaciśnięte zęby - tak żużlowcy pracują zimą na medale w sezonie". Chodzi o niedawny obóz kadry w Wałczu.
To ja złośliwie odpowiem tak:
- Już nie róbcie na siłę z siebie rozpieszczone żużlowce takich męczenników. Wyście się nawet nie zbliżyli do tego jak ciężko trenują np. zawodnicy uprawiający sporty walki (a ja uprawiałem). Tam się trenuje do wymiotów i utraty świadomości. I nie za taką kasę jak wy.
A już zupełnie zbulwersował mnie ten fragment tekstu na SF.pl: "Nie wszyscy członkowie kadry są obecni na zgrupowaniu w Wałczu. Trener Marek Cieślak na siłę nikogo na obóz jednak nie ciągnął. - Można powiedzieć, że kadra to powinna być kadra i bez wymówki każdy powinien się stawić. Może tak będzie w przyszłości, za rok czy dwa? Z tą kadrą bywało różnie. Niektórzy przyjeżdżali w przeszłości na obóz na dwa dni. Znajdowali sobie wymówki. Jeden miał wyjazd, drugiemu żona rodziła. W końcu doszedłem do wniosku, że jeśli mają się wymigiwać, to lepiej niech w ogóle nie przyjeżdżają na obóz, bo i tak z tego nie było żadnego pożytku. Większa korzyść będzie jeśli zostaną w domach i trenują indywidualnie niż mają grymasić na zgrupowaniu - wyjaśnia Marek Cieślak".
I dalej czytam: "W trakcie zgrupowań kadry podczas jednego wybranego dnia dostęp do żużlowców mieli przedstawiciele mediów. - Zdarzały się przypadki, że zawodnicy przyjeżdżali na tzw. press day na zgrupowaniu. Owszem, to jest potrzebne, ale bywało tak, że ktoś przyjeżdżał tylko udzielać wywiadów, a czapkę narciarską założył raz. Kiedy wyjeżdżali z obozu dziennikarze, niektórzy zawodnicy też opuszczali zgrupowanie. Nie można tego tolerować. Reszta żużlowców na to przecież patrzy - zaznacza trener reprezentacji".
To ja zapytam:
- I to rzeczywiście ma być kadra narodowa, której zawodnicy robią łaskę? To sport profesjonalny, czy jakaś amatorska zabawa? Profesjonalizm tylko przy kasie? Sami oceńcie. Może być większy zaszczyt dla sportowca niż powołanie do kadry narodowej?
Każdy się napina przy dziewczynach. Z Leszna (prezes, trener) i z Zielonej Góry (np. Krystek Pieszczek) dochodzą mnie głosy, że zdobycie przez Unię i Falubaz złota w DMP, 2015 to ich... obowiązek. Obowiązkiem to jest profesjonalne podchodzenie do treningów i meczów, ale trudno narzucić komuś obowiązku wygrywania, bo to przecież tylko sport. A w żużlu tak wiele zależy od sprzętu i... kontuzji (których oczywiście nikomu nie życzę). Nadymanie balona nigdy nic dobrego nie dawało. Ale życzę powodzenia![nextpage]Wielce szanuję rodzinę Skrzydlewskich za to, że ładują własną forsę w speedway, tj. w Orła. Mam nadzieję, że to miłość do czarnego sportu, a nie np. jakaś kampania wyborcza. Jednak kolorowy pan Witold czasem bawi mnie swoimi medialnymi wypowiedziami. A to nie chciał pojechać na baraż, jeśli miasto Łódź nie da mu na to kasy, a potem, mimo braku odpowiedniego stadionu zarzekał się, że gdyby dostał propozycję dołączenia Orła do Ekstraligi to by się zastanowił. Teraz zapowiada, że sezon '2015 przejedzie oszczędnościowo i minimalistycznie, bo dopiero od roku 2016 zakłada walkę o awans (może wreszcie powstanie tam nowoczesny obiekt). To jak po takiej zapowiedzi muszą się czuć kibice łódzcy oraz fani drużyn z którym zmierzy się Orzeł? Zmierzy się oszczędnościowo i minimalistycznie? Czy na tym polega idea sportu?
A z Opola odlatują Drozdy. Tzn. już nie będzie prezesa Jerzego Drozda, na którego pomyje wylewali tamtejsi kibice. Oby za nim jeszcze nie zatęsknili. Prezes jednak odchodzi z klasą. Czytam na SF.pl: "29 stycznia radni zdecydują, czy przeznaczyć na żużel w Opolu 300 tys. zł (marszałek województwa chce dorzucić 100 tys. zł). Ofertę do konkursu złoży Andrzej Hawryluk. To jego klub ma się ubiegać o start w lidze. Jerzy Drozd deklaruje współpracę. Przedstawiciele opolskiego środowiska spotkali się w piątek w ratuszu. Rozmowy przebiegały w bardzo przyjaznej atmosferze. Nie padały oskarżenia, a każda ze stron - czyli prezydenci Opola, prezes Kolejarza Jerzy Drozd oraz przedstawiciele Hawi Racing Team - wyraziła chęć współpracy, tak by żużel w stolicy polskiej piosenki nie tylko przetrwał, ale w dalszych latach rozwijał się. - Każdą decyzję podejmujemy w trosce o dobro speedwaya. Czasami trzeba zrobić krok do tyłu, by wykonać dwa do przodu - stwierdził wiceprezydent Opola Janusz Kowalski".
I wszystko fajnie, urokliwy, kameralny stadionik, wielka historia i nazwiska (Szczakiel, Friedek, Załuski, Raba itd.), tylko czy opolanie w tej sytuacji zdążą poczynić jakieś transfery? Czas ucieka.
Ekstraliga chce dodać bogatym, a zabierze biednym? Taki odwrotny Janosik? W dobie kryzysu to iście "piękny" pomysł, godny białych kołnierzyków z Ekstraligi. Chodzi mniej więcej o to, że więcej kasy od sponsora Enei i z telewizji NC+ dostaną drużyny, które awansują do play offów (a przecież wtedy też zarobią!), a mniej te słabsze. W czasach hossy może byłoby to okey, ale w bessie? Pan senator Robert Dowhan uważa, że więcej kasy powinno iść na drużyny, które dają dobre, a nie marne widowiska. Hm, zapewne pan senator chce nam powiedzieć, że to jego "Myszka Miki" daje te dobre widowiska. Faktycznie, w minionym sezonie awansowała do play offów, ale potem skompromitowała się w Gorzowie (28:62) i Tarnowie (27:63). I za taką popelinę miałaby dostać jakąś ekstra premię? Przypominam, że znakomity show bywa na meczach drużyn z dołu tabeli, które na własnym torze stawiają się faworytom i toczą z nimi zaciekłe boje vide mecz Sparta - "Byki". Taki pierwszy przykład z brzegu.
A zresztą w porównaniu z forsą, jaka trafia do Ekstraklasy piłkarskiej, a potem do klubów, żużel wypada bardzo blado i pan Stępniewski nie ma co się tak puszyć, choć NC+ da teraz aż kilka razy tyle co dotąd. Ale żużlowa Ekstraliga w te klocki wciąż nie ma nawet podskoku do Ekstraklasy skórokopów, choć frekwencja na stadionach i przed telewizorami bywa przecież porównywalna.
A dziś wieczorem w Lesznie wielki, jubileuszowy, plebiscytowy (na SF.pl także można było głosować) bal "Tygodnika Żużlowego". Będą żużlowcy, kibice, trenerzy, działacze i dziennikarze. No cóż, żeby się liczyć towarzysko i mieć o czym opowiadać, czy pisać, muszę i ja się tam wybrać. Spotkam wielu przyjaciół. Taka czarodziejska, sympatyczna noc zdarza się w naszym żużlu tylko raz w roku. Szkoda, że potem w sezonie środowisko nie jest już dla siebie takie miłe. Wybucha wojna wszystkich z wszystkimi. Taaa, szkoda, ale przynajmniej mam co komentować w felietonach. Z balu chyba wrócę z aureolą nad głową, bo przy naszym stoliku ma zasiąść m.in. kapelan Unii Leszno. Może da mi rozgrzeszenie. Ale będą z kolei też i sympatyczne, zaprzyjaźnione dziennikarskie „diabełki” z NC+, czyli się wyrówna. Jak to w przyrodzie.
A jak bywało w poprzednich latach (to już XXV plebiscyt!)?
Ostatnio bal rozgrywa się i odbywa w Lesznie (a jakże by inaczej, skoro tam mieści się redakcja "TŻ", acz wcześniej bawiliśmy się także i w Rawiczu), na dwóch piętrach ekskluzywnego klubu "Finezja" w wieży stadionu im. Smoczyka. Można się tam "napyć" wszystkich możliwych trunków w doborowym towarzystwie, ale ja zostaję przy słabszym piwie, odkąd żona groźnie na mnie spojrzała i rozkazała: wypad z baru! Można też wytańczyć się do woli, pogapić się na długachne nogi pięknych i cudnie, acz skąpo ubranych balowiczek (moja żono: jak się na nie tak napatrzę, napatrzę, to potem tak ich nienawidzę - jakby to wytłumaczył młody Pawlak z "Samych Swoich"), no i wrzucić na ruszt same pyszności. Nie wiem, jak sobie radzą ze wstrzemięźliwością wobec tej wspaniałej wyżerki żużlowcy przygotowujący się właśnie do sezonu, ale ja, he, he, zawsze robię tam wagę, czyli poszerzam się o trzy kilo!
Do tego zespół grający na żywo, a w przerwach didżej z płyt, zapodają zwykle fajną muzę, że nogi same zasuwają po parkiecie. Luzak Janusz "Koldi" Kołodziej (on naprawdę umie się świetnie bawić i wypić na tę okazję też potrafi - kozak i już!), "koszykarz" Rafi Dobrucki i długowłosy Adam "Sqra" Skórnicki tradycyjnie należą do najlepszych oraz najwytrwalszych tańcorów i balowiczów. Kiedyś gdzieś tak około godziny "czternastej" nad ranem, "Sqra" przebrał się w... kevlar i rewelacyjnie tańczył do najmodniejszego wówczas przeboju Gotye: "Somebody that I used to know". Na Brodłeju w jakimś musicalu Adaś z pewnością zrobiłby karierę! "Papcie" (Sławek) Dudek i (Zenio) Kasprzak również znakomicie tańczą i balują. Ich latorośle mogą sobie tylko popatrzeć, bo oni to już nie ta klasa! Nie uwierzycie, ale i nasz "Cegła" zwykle genialnie się bawi! Sympatyczni Seba Ułamek i Peter Protasiewicz także wykazują niezłą kondycję. A Hampelek kindersztubę. Kilka lat temu słynna była scena kole godziny szóstej nad ranem, gdy bal już wygasał, a w bramie wyjściowej lokalu (to chyba było w "Marii" w Rawiczu) "Dobruś" ze "Sqrą", jeszcze jako zawodnicy, a nie trenerzy, klęczeli naprzeciw siebie, bo już byli bardzo zmęczeni (w końcu wykonali ileś tam okrążeń tanecznego parkietu, sprintów na setkę… do baru i sztafet cztery razy sto gramów czystej - tej nocy mieli dyspensę i wolno im było) i wyznawali sobie wieczną przyjaźń, tudzież zapowiadali walkę o zawodnicze prawa w oparach, sorry, w ramach ich "Metanolu". Tak, to są ludzie do rewelacyjnej jazdy na żużlu, do tańca i różańca. Faceci z krwi i kości. A teraz również topowi trenerzy. Ale nie wszyscy są z takim jajem. Większość juniorów czeka tylko na nominacje do kadry narodowej oraz na nagrody dla siebie, które są wręczane na balu i zaraz zmywa się albo do domciu, albo gdzieś na dyskotekę dla małolatów. Zapominają, że wielu kibiców wykupuje miejsca na owym balu, między innymi właśnie po to, żeby sobie pogadać z żużlowcami i porobić z nimi rodzinne, wspólne fotki. Ale młodzi jeźdźcy często szybko ulatniają się po angielsku z impry i w ten sposób trochę lekceważą swoich fanów (może dziś tak już nie będzie?). Wyjątkiem od kilku lat jest przesympatyczny Maciek Janowski. Ale to "Magic"! Rodzice go bardzo dobrze wychowali (no i w końcu kuźwa jezdemy z jednej wsi!). To samo można rzec o bliźniakach Pulczyńskich. Kiedyś grzecznie przyszli się ze mną pożegnać, bo już opuszczali bal, a ja rzekłem do żony: - Ewciu, idziemy do hotelu, bo ja po tych wszystkich toastach widzę podwójnie!
"Na okoliczność" tej impry, jak skrótowo mawia młodzież, przerobiono nawet popularną pieśń biesiadną grupy Zero, której pierwotny tytuł to oczywiście "Bania u Cygana":
"Bania u Adama (red. Zająca - naczelnego "TŻ") do rana…
Dziś walimy na całość, damy wielką banię
Nie ma czasu na smęty i na dołowanie
Jest impreza u Adama, my musimy tam być
Można będzie do rana świrować i pić, hough!
Bania u Adama, Bania u Adama, hey!
Bania u Adama do rana! Hoooo!
Bania u Adama, Bania u Adama, hey!
Bania u Adama do rana! Hoooo!”.
Uff, będzie się działo, będzie zabawa!
Bartłomiej Czekański