Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Bigos (1). I po balu, panno Lalu

Dziś Bigos, czyli przegląd żużlowego tygodnia i nie tylko. Nie milkną echa jubileuszowego, bo już XXV, plebiscytowego balu Tygodnika Żużlowego. Do tego plebiscytu dołączyły nasze SportoweFakty.pl.

Bartłomiej Czekański
Bartłomiej Czekański

Było świetnie! Była zabawa!
Dużo się działo!
I znowu nocy było mało.
Było głośno, było radośnie
Znów przetańczyliśmy razem całą noc
- (przerobiona "Bałkanica").

Tydzień temu, w sobotę w wieży stadionu w Lesznie uczestniczyłem wraz z moją żonką Ewą we wspomnianej imprezie "Tygodnika Żużlowego". O Jezu, to już XXV lat! A ja jestem w "TŻ" od początku, a nawet wcześniej. Od kilku lat jestem też w SF.pl. Ależ to była zabawa! Ludziska najbardziej szaleli na parkiecie chyba do góralskiej piosnki "Bo ja cię kochom"! Były kółeczka i hołubce. Fantastyczny występ dał wokalny kwartet. Klasa. Orkiestra taneczna też niczego sobie. Co ciekawe, faceci wcale gorzej nie pląsali po parkiecie od swoich uroczych partnerek. Co drugi to Travolta.
Panie w różnych kreacjach: niektóre po kostki, ale były też miniówy odsłaniające nogi długachne aż po migdałki. Obcasy po kilkanaście centymetrów! Ja bym na takich połamał oba kulasy. Człowiek miał otartą szyję od kołnierzyka koszuli, tak się oglądał za kobiecymi wdziękami.

Moja żona zwróciła uwagę na to, że żużlowcy, zwłaszcza ci młodzi, byli poubierani w najmodniejsze garniturki: wąskie spodnie, dopasowane marynarki, niczym angielskie studenciaki. A taki okularnik Przemo Pawlicki to wykapany oksfordczyk. Fryzury poukładane, słowem gwiazdorstwo na całego, acz - uwaga! - nie gwiazdorzenie. Snickersów nie trzeba było im rozdawać. To fajne chłopaki. Chociaż zawsze mnie dziwi to, że im który ma gorszy sezon, to po mieście zasuwa lepszą, bardziej wypasioną cywilną bryką, jakimś porszakiem, sportowym audi itp. Taka prawidłowość?

Menu balu to krem z dyni, mięsko z kluskami śląskimi plus warzywka, zimne przekąski typu wędliny, galaretki, tatary, schabik ze śliwką itp. frykasy. Plus wiejskie specjały, np. smalec. A jako clou programu pieczony udziec z równie pieczonymi ziemniaczkami oraz policzek wołowy. Mniam, mniam. Ciastka i trunki.

Nieobecni? Mówiono, że choroba (teraz PZM prowadzi śledztwo, dlaczego nie pojawili się na wręczeniu nominacji do kadry) zmogła m.in. Maćka Janowskiego i Jarka Hampela.

Zapytałem Maćka, mego sąsiada ze wsi i on mi wyjaśnił: - Bartek po obozie kadry zupełnie mnie rozłożyło. Taka pogoda. Nie dałem rady. Adrian Miedziński, jak przynajmniej pisał na facebooku, ledwo dotarł, bo go... zasypał śnieg.

Seba Ułamek: - My z Januszem Kołodziejem uczestniczymy obecnie w Częstochowie w kursie na instruktora żużlowego. Rano o godz. 9 mamy tam ważny wykład, ale nie mogliśmy zawieść "TŻ" i jego Czytelników. Zwłaszcza, że to jubileusz!

Ułamek także został nagrodzony za wielokrotną obecność w najlepszej plebiscytowej dziesiątce zawodników.

Najlepszy straniero Greg Hancock przemówił do nas z telebimu, pięknie wymawiając po polsku: "Tygodnik Żużlowy".

Na tymże telebimie wyświetlano również filmiki z poprzednich balów "TŻ". Było wiele uśmiechu. Szczawik Dobrucki czy Tomek Gollob… z włosami na głowie. Ale i inni.
Nagród tych współczesnych i historycznych było co niemiara. Ja bym nie przyznawał tylko indywidualnego wyróżnienia dla najsympatyczniejszego żużlowca, gdyż oni wszyscy są bardzo sympatyczni i grzeczni. I wszystkich ich trzeba by pochwalić. Królem głosowania był oczywiście Krzysztof Kasprzak, który gdyby nie kontuzje, to już teraz byłby indywidualnym mistrzem świata. Jeździ rewelacyjnie i ma charyzmę. Kiedyś napisałem: "Papcie (Sławek) Dudek i (Zenio) Kasprzak znakomicie tańczą i balują. Ich latorośle mogą sobie tylko popatrzeć, bo oni to już nie ta klasa!".

Teraz muszę odszczekać. Kiedy w sobotę większość żużlowców z różnych względów już opuściła bal (co mnie zasmuciło), to Kris Kasprzak tańczył niezmordowanie i wraz z innymi oraz z orkiestrą śpiewał przeboje, pozdrawiał wszystkich, w tym kibiców obecnych na imprezie życzył im udanego roku, dobrego sezonu, życzył smacznego i fajnej zabawy. Prawdziwy ambasador speedwaya, będzie świetnym championem. A kiedyś zdarzały mu się różne zachowania. Dobrze, że teraz wykazuje taką klasę. Miał na sobie zielony "odblaskowy" krawat, a jego piękna czarnowłosa partnerka równie odważną jaskrawozieloną sukienkę.

- To na wypadek, gdyby wracali nocą do domu na piechotę, żeby nikt ich po drodze nie potrącił - ktoś żartobliwie zauważył z boku.

Tata Zenon Kasprzak (tak dobry mechanik, że teraz pół speedwayowego świata będzie do niego biegać z nowymi przelotowymi tłumikami z pytaniem: - "Papciu", a jak to się robi?) jak zwykle też dawał radę na parkiecie. Do tego legendarny "Byk" Roman Jankowski i równie słynna "Myszka Miki" Andrzej Huszcza.

- Czy mnie wypada bawić się z Lesznem? - żartował "Niezatapialny".

A fani zielonogórscy właśnie najlepiej chyba bawili się z kibicami leszczyńskimi. Takie rzeczy tylko na balu "Tygodnika Żużlowego".

- Andrzej, ty jeszcze pracujesz w Falubazie? - zapytałem. - Czy ja wiem? W każdym razie blisko tam mieszkam - zaśmiał się Huszcza.

Rafał Dobrucki i Adaś Skórnicki jak zwykle królowali na parkiecie. Mają taneczny talent. Skóra już był w dobrym humorze, kiedy rozmawiał z twórcą naszych SportoweFakty.pl Dariuszem Górznym (który razem z eleganckim i postawnym niczym Longinus Podbipięta herbu Zerwikaptur lub przynajmniej Onufry Zagłoba red. Damianem Gapińskim godnie i oficjalnie reprezentowali nasz portal i Wirtualną Polskę). Jak zauważyłem z daleka, dyrektor Dariusz coś na poważnie mówił do Adasia, a ten uniesiony atmosferą tańczył w tym czasie i śpiewał razem z orkiestrą, zaś na koniec wyjął szklanicę z dyrektorskich rąk i się napił. Nie, Skóra jest nie do podrobienia. Rewelacyjny kolo.

Na koniec chciałbym napisać coś o trzech nagrodzonych dużych postaciach dwudziestopięciolecia.

Józef Dworakowski. Osobowość. Człowiek kolorowy, czyli niebezbarwny w swoich działaniach i medialnych wypowiedziach. Raczej jowialny i prostolinijny. Bywał jednak uparty i trudny w negocjacjach z zawodnikami i nie zawsze potrafili się oni z nim dogadać. Tak przynajmniej kiedyś zeznawał mediom Damian Baliński, jak pamiętam. Ale, ale... pan Józef przejął historyczną Królową Polskiego żużla, tj. Unię Leszno we wstydliwym dla niej momencie. Była uśpiona i zalegała gdzieś na peryferiach polskiego speedwaya. Dopiero czarodziejski organizacyjny i finansowy pocałunek pana Dworakowskiego obudził ją do życia. Znów zaczęła walczyć i to skutecznie o tron w polskim speedwayu. I ponownie były medale w DMP, w tym dwa złote w 2007 i 2010 roku, do tego Unia seryjnie organizowała turnieje GP i finały DPŚ. Jak za dawnych lat Leszno stało się więc stolicą nie tylko polskiego, ale i światowego żużla. Przy tym nie zatraciło swego lokalnego charakteru i nadal wspaniale szkoliło młodzież. Kibice na meczach rozwieszali na stadionie im. Smoczyka, na kanwie modnego wówczas czeskiego przeboju, transparenty: "Jozin z bagien nas wyciągnął". I to jest najlepsza recenzja dla starań prezesa Dworakowskiego, który także pokazał jak należy współpracować z mediami. Niewątpliwie ważna postać 25-lecia. I nie zostawił po sobie spalonej ziemi. Dziś Unia Leszno wolna od długów, ze znakomitym składem będzie walczyć o DMP. A pan Dworakowski wciąż jest z nią! Na balu wziął sprzęt (kieliszek) do kieszonki marynarki i udał się "po kolędzie" po niemal wszystkich stolikach, żeby z każdym przyjacielsko pogadać. I jak go nie lubić? I jest obiektywny: - Przemo Pawlicki na X miejscu w plebiscycie? A za co? Ja mu oczywiście życzę jak najlepiej, ale oby tylko załapał się teraz do składu.

Władysław Komarnicki. Kiedyś król polowania i jeden z psujów transferowego rynku. Kupił drogich Golloba i Pedersena. Nigdy nie dowiedzieliśmy się też w jakim stanie zostawił kasę Stali Gorzów, gdy odchodził(?) z funkcji prezesa klubu. Ale, ale, przejął Stal Gorzów, jeden z najbardziej zasłużonych klubów żużlowych w Polsce - który wyszkolił Jancarza, Plecha, Rembasa, Nowaka, Fabiszewskiego, Migosia, Śwista, Towalskiego i wielu innych - gdy ten był w złej sytuacji. I doprowadził go na szczyt. Za jego kadencji Staleczka znowu walczyła o medale w DMP. Zatrudnił Golloba i Pedersena, największe gwiazdy speedwaya. Teraz Stal Gorzów jest mistrzem Polski i co z tego, że pan Komarnicki już nie jest jej prezesem? Wszyscy jednak zgodnie podkreślają: "bez pana Władka nie byłoby tego sukcesu". Gollob też mu dziękuje za swój tytuł IMŚ. I taka jest prawda. To pan Komarnicki stał za przebudową stadionu im. Jancarza, który teraz jest jednym z najnowocześniejszych obiektów sportowych, to on sprawił, że do Gorzowa zagościły GP i DPŚ. Pan z cygarem, słynny ze swoich kontrowersyjnych medialnych, czasem wręcz kabaretowych wypowiedzi. Wciąż swoją mądrością podpowiada Stali... i dlatego to ona jest teraz mistrzowska.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×