Powrót Łyczywka? - rozmowa z Januszem Stefańskim, p.o. prezesa Klubu Motorowego Ostrów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W rozmowie z naszym portalem Janusz Stefański opowiada o zakończonym procesie w sprawie afery korupcyjnej w polskim żużlu. Pełniący obowiązki prezesa Klubu Motorowego Ostrów wypowiada się między innymi o szansach na powrót Jana Łyczywka na piastowane wcześniej przez niego stanowisko.

Jarosław Galewski: To, co stało się w poniedziałek chyba najlepiej pokazuje, że nie można nikogo osądzać przed zapadnięciem wyroku…

Janusz Stefański: Bez wątpienia tak. Powiem szczerze, że to, co przeżywały wszystkie osoby związane z Klubem Motorowym przez ostatni rok, śmiało można nazwać dramatem. W trakcie sezonu wiele osób z pewnością już o tym nie pamiętało, ale my musieliśmy cały czas borykać się z tą sprawą. Oczywiście, największy dramat przeżywali oskarżeni. Z pewnością tylko oni mogliby w stu procentach wiernie opowiedzieć, jak trudne były to momenty. Szkoda, że było wielu takich, którzy bardzo szybko oceniali poszczególne osoby i cały klub. Przez ten rok można było bowiem usłyszeć wiele nieprzyjemnych rzeczy. Co gorsza sądy takie wypowiadali nie tylko kibice, ale także ludzie pełniący różne ważne funkcje, od których można i trzeba wymagać w takich sprawach wstrzemięźliwości w ferowaniu przedwczesnych wyroków.

Ta sprawa uderzyła w dobre imię klubu, który przez wiele osób, niemal na każdym kroku, był kojarzony z korupcją…

- Tak, to prawda. Przez wcześniejsze cztery lata pracowaliśmy na opinię wiarygodnego i dobrze prowadzonego klubu, który pod każdym względem jest profesjonalny. W ciągu jednego dnia to wszystko niemalże legło w gruzach. Wszyscy bardzo szybko zapomnieli o naszych wcześniejszych osiągnięciach. Kojarzono nas przede wszystkim z domniemaną aferą korupcyjną.

Została wam wymierzona kara. Powiedzmy sobie szczerze, że była to kara, która nie miała oparcia w prawie. Nie było wyroku, a byli winni…

- W tej chwili nie chciałbym wypowiadać się na temat naszych kontaktów z władzami Polskiego Związku Motorowego. Mogę powiedzieć tylko jedno – na pewno poczekam teraz cierpliwie na uprawomocnienie wyroku. Jeżeli ten wyrok nabierze mocy obowiązującej, to wtedy usiądziemy wraz z prawnikami klubu i zastanowimy się, jakie powinniśmy podjąć kroki. Jedno jest pewne – na pewno będziemy dochodzić swoich racji.

Chyba lepiej postawić sprawę jasno i powiedzieć, że 400 tysięcy złotych kary powinno zostać klubowi zwrócone…

- Według mnie sprawa jest jednoznaczna. Nie ma winy – nie ma kary. O szczegółach będą się jednak wypowiadać prawnicy.

Klub Motorowy Ostrów został także ukarany siedmioma ujemnymi punktami na starcie rozgrywek ligowych. Dziś można śmiało powiedzieć, że ostrowskiemu klubowi bezpodstawnie odebrano możliwości walki o awans do Ekstraligi…

- To prawda. Tak zwana afera korupcyjna odbiła się na wielu płaszczyznach funkcjonowania klubu. Począwszy od spraw finansowych, a na aspektach sportowych oraz moralnych skończywszy.

Doskonale rozumiem, że wyrok musi zostać uprawomocniony zanim zostaną podjęte konkretne działania, ale wydaje się, że zwrot 400 tysięcy nie powinien być problemem. Pytanie tylko, w jaki sposób oddać klubowi siedem ujemnych punktów?

- Dzisiaj z pewnością tego nie rozstrzygniemy. To będzie zadanie dla prawników.

Ostatnio wiele rozmawialiśmy o pana następcy na stanowisku prezesa. Czy teraz najpoważniejszym kandydatem do objęcia tej funkcji jest Jan Łyczywek?

- To będzie zależało od samego Jana Łyczywka. Już wielokrotnie podkreślałem, że zgodnie z wcześniejszymi założeniami miałem przeprowadzić klub przez ten trudny okres. W październiku ubiegłego roku obiecałem sponsorom i kibicom, że żużel przez duże "Ż” nie zniknie z Ostrowa. I myślę, że słowa dotrzymałem. Teraz wszystko zależy od decyzji Jana Łyczywka.

Nigdy pan nie ukrywał, że często rozmawia z Janem Łyczywkiem. Czy z tych rozmów można wywnioskować, że były prezes ma jeszcze ochotę do zajmowania w klubie tak ważnej pozycji?

- To był bardzo trudny rok dla pana Jana Łyczywka. On przeżywał przede wszystkim osobisty dramat. Człowiek, który przeznaczył na ten sport wiele pieniędzy i własnego czasu, został "nagrodzony” właśnie w taki sposób. Nie wiem, jak Jan Łyczywek się teraz zachowa i czy będzie chciał do tego wszystkiego wrócić. O to trzeba zapytać samego zainteresowanego. Ze swojej strony mogę powiedzieć tylko, że bardzo cieszę się, iż w stosunku do jego osoby zapadł wyrok uniewinniający. Z pewnością bowiem nie zasłużył na to wszystko co spotkało go w ciągu minionych czternastu miesięcy.

Byliście oskarżonym, a teraz jesteście pokrzywdzeni…

- Tak, zgadza się. Jak już mówiłem, to był bardzo ciężki rok. Tego się nie da zmierzyć żadnymi słowami. W pewnym momencie klub stanął na krawędzi przepaści. Byliśmy o krok od co najmniej rocznej przerwy jeśli chodzi o występy w lidze. Pod znakiem zapytania stanęło wiele naszych inicjatyw, w tym między innymi dynamicznie rozwijający się projekt pod nazwą: Turniej o Łańcuch Herbowy. Cieszę się, że z tej opresji wyszliśmy obronną ręką. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia wielu osób. Dlatego - korzystając z okazji - chciałbym za podjętą walkę podziękować sponsorom, kibicom oraz pracownikom klubu.

Czy teraz można już śmiało powiedzieć, że Klub Motorowy Ostrów wrócił z dalekiej podróży?

- Tak, na pewno wróciliśmy z dalekiej podróży. Oby teraz pojawiła się siła napędzająca dalszy rozwój Klubu Motorowego. Zobaczymy, jak wszystko uda się teraz poukładać. Mam nadzieję, że będzie po prostu dobrze. Najgorszy okres ostrowski żużel ma już chyba za sobą.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)