Ireneusz Maciej Zmora: Trzeba się zabezpieczyć, bo medale zdobywają nie najlepsi, tylko zdrowi

Ireneusz Maciej Zmora pokusił się o ocenę poszczególnych zespołów Ekstraligi oraz wytłumaczył, skąd kolejne kontrakty w Stali Gorzów. Opowiedział też o celu żółto-niebieskich na nadchodzący sezon.

Straszaki czy polisy ubezpieczeniowe przeciwko kontuzjom?

W ostatnich dniach informowaliśmy o dwóch dodatkowych kontraktach w Gorzowie. Skład ekipy znad Warty uzupełnił młody Anglik - Craig Cook, który już pod koniec zeszłego sezonu widniał w kadrze żółto-niebieskich, i 46-letni Szwed, Peter Karlsson, zawodnik Stali w latach 2009-2010.
[ad=rectangle]
Craig Cook, pomimo podpisanego kontraktu pod koniec sezonu 2014, nie miał okazji startu na gorzowskim owalu. Jednak Stal Gorzów postanowiła dać mu szansę i w kolejnym sezonie, podpisując z nim kontrakt na kilka dni przed końcem okresu transferowego. Jaką rolę ma spełnić w żółto-niebieskiej drużynie? "Straszaka" na młodego Linusa Sundstroema? A może jest po prostu zabezpieczeniem Stali na wypadek kontuzji? - Zdecydowanie to drugie. Mamy ekipę sprawdzoną w boju. Nie zamierzamy nikogo straszyć z naszych zawodników. Oni i tak wiedzą, że - nawet nie licząc Craiga Cooka - jest jednego zawodnika więcej w drużynie i to jest wystarczającą motywacją do tego, żeby dać z siebie maksa. A Craig to jest nasza "polisa ubezpieczeniowa", gdyby się miało coś złego wydarzyć - zaświadcza prezes Stali, Ireneusz Maciej Zmora. Czy dość szeroka kadra jest efektem tego, że kontuzje dały Stali w kość w ostatnim sezonie? - Kontuzje każdego roku dają popalić, taki to jest sport, że kontuzje są wpisane w uprawianie tej dyscypliny. Nie da się od nich uciec, więc trzeba się od nich jakoś zabezpieczyć, bo medale zdobywają nie najlepsi, ale zdrowi - twierdzi prezes mistrzów Polski.

Czy również dlatego Stal podpisała w ostatnim momencie kontrakt "warszawski" z Peterem Karlssonem? Tu sytuacja wygląda zgoła inaczej. Jak przyznaje sternik gorzowskiego klubu, kontrakt ze Szwedem jest niejako pójściem mu na rękę. - Peter Karlsson to bardzo ciekawy i sympatyczny zawodnik, który był kiedyś związany z naszą drużyną, a ten kontrakt jest to ukłon w stronę Petera, po to żeby nie musiał podpisywać kontraktu z polskim klubem pod presją czasu. W każdej chwili, w jakiej będzie chciał być wypożyczony do innego klubu, taką zgodę od nas otrzyma - zapewnia.

Składy na "czwórkę"

Okres transferowy przyniósł wiele niespodzianek. Prezes Stali uważa, że najlepiej na nim wyszły drużyny z Zielonej Góry i Leszna. Do składu przeciwników "zza miedzy" dołączył utalentowany junior Krystian Pieszczek oraz na stare śmieci wrócił wychowanek "magicznego" Falubazu - Grzegorz Walasek. Leszno zaś, po zrezygnowaniu z usług Duńczyków Mikkela Michelsena i Kennetha Bjerre, ściągnęło do siebie Emila Sajfutdinowa i Tomasa H. Jonassona. Czy to właśnie te drużyny są najgroźniejszym rywalem dla Stali? - Ten okres transferowy był bardzo specyficzny i on spowodował, że zawodnicy dość ciekawie "porozkładali" się po klubach. Można powiedzieć, że skład Unii Leszno jest składem kompletnym i przez wielu został okrzyknięty "dream-teamem". Drużyna SPAR Falubazu Zielona Góra, no może poza drugim juniorem, jest również bardzo silna. A pamiętajmy, że do składu powróci także Patryk Dudek, który będzie bardzo zmotywowany, żeby zamknąć usta wszystkim, którzy go krytykowali. Także niesamowicie silna ekipa została zmontowana w Toruniu. I jeżeli do składu powróci Darcy Ward, a wcześniej czy później powróci, to Toruń ma również prawo celować w finał ligi - mówił Zmora.

Wciąż nierozstrzygnięta pozostaje jednak sprawa Darcy'ego Warda, bez którego ekipa KS Toruń będzie miała dość poważny problem. Czy prezes Zmora zakłada, że w maju Ward bez problemów będzie mógł dołączyć do toruńskich "Aniołów"? - Jeśli Ward wróci w maju, to Toruń będzie na pewno groźniejszy niż bez niego. W maju liga dopiero dobrze się rozkręca, układ tabeli może się jeszcze wywrócić do góry nogami. Nie mam pojęcia, jak FIM do tego tematu podejdzie. Zakładam jednak, że w trakcie sezonu Darcy Ward wróci do ścigania - uważa gorzowski działacz.

Czy to oznacza, że pozostałe drużyny będą bić się między sobą o utrzymanie? - Pozostałe ekipy mają w swoich składach dziury, ale również i markowych zawodników, którzy są w stanie wygrywać własne wyścigi i "pociągnąć" swoje drużyny do zwycięstw, szczególnie na własnych torach. W mojej ocenie każdy z tegorocznych uczestników ligi może znaleźć się w fazie finałowej rozgrywek - twierdzi sternik gorzowskiej Stali.

Unia Tarnów przed sezonem pożegnała się z Krzysztofem Buczkowskim, Kacprem Gomólskim, Artiomem Łagutą i Gregiem Hancockiem. Czy największym błędem w tej ekipie było pozbycie się obecnego mistrza świata? - Myślę, że Tarnów się nie pozbywał, tylko sytuacja zmusiła klub z Tarnowa do tego, że mają taki, a nie inny skład, ale tacy zawodnicy jak Kołodziej, Vaculik, Madsen czy Kenneth Bjerre - oni są w czwórkę sami wygrać każde spotkanie. Więc mimo tego, że teoretycznie piąty senior - Artur Mroczka - jest słabszym, a juniorzy może bez doświadczenia jeszcze, to ta drużyna będzie na pewno groźna, w szczególności na własnym torze - uważa prezes Zmora.

Skazani na pożarcie?

Prezes Zmora podkreślał, że bardzo ważnym jest posiadanie zaplecza kadrowego, które - w razie kontuzji - będzie w stanie zastąpić zawodników z podstawowego składu. Zupełnym zaprzeczeniem tej tezy jest skład Betardu Sparty Wrocław. Wrocławianie zakontraktowali zaledwie pięciu seniorów i trzech juniorów, mając nadzieję na to, że kontuzje ich ominą. Jak skład Betardu Sparty ocenia sternik Stali? - Sytuacja Wrocławia, według mnie, jest przedziwna. Nie sposób dzisiaj zgadywać, co się tam wydarzy, dlatego że skład na papierze wydaje się bardzo fajny, ale jedna kontuzja czołowego zawodnika może tę drużynę do góry nogami przewrócić. Do tego jeszcze jak dołożymy, że wszystkie spotkania jadą na początku u siebie, a później wszystkie na wyjeździe... W przypadku Wrocławia to może być spokojnie pierwsza czwórka, jak i może się to - choćby z powodu kontuzji - bardzo brzydko poukładać. Ale ja myślę, że tam doświadczeni działacze, w osobie Krystyny Kloc czy Andrzeja Rusko, plus doświadczony trener - Piotr Baron - są w stanie to poukładać, nie zależnie od tego, co się będzie działo - uważa Zmora.

A co z beniaminkami? Sam fakt bycia "nowym" w Ekstralidze od dłuższego czasu stawia drużynę jako pierwszego kandydata do spadku z powrotem na zaplecze najlepszej ligi świata. Czy w tym roku również beniaminkowie nie podołają wymaganiom Ekstraligi? - Los beniaminka jest zawsze trudny. Wiele klubów tego doświadczało, że bardzo ciężko było się w tej lidze utrzymać i bardzo często były to spadki z hukiem. Można powiedzieć, że w tym roku mamy dwóch beniaminków - bo i Rzeszów, i Grudziądz, ale ja nie chcę nikogo z góry skazywać na pożarcie. Raczej warto w tym momencie o refleksję i powrót do pytania, czy to nie jest czas na to, żeby ta liga była ligą zamkniętą - twierdzi prezes klubu nad Wartą. - Skoro chętni do Ekstraligi nie walą już drzwiami i oknami, to może czas odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego? Jak również zastanowić się, czy nie nadszedł czas na ligę zamkniętą - wysokiej jakości widowiska - postuluje.

Czy więc ekipy PGE Stali Rzeszów i GKMu Grudziądz  nie mają o co walczyć? - Może się tak przytrafić, że te teoretycznie "dziurawe" składy, które większość widzi w dolnej części tabeli, przy zbiegu okoliczności, jak na przykład kontuzje, mogą znaleźć się w pierwszej czwórce. Zresztą, wystarczy spojrzeć na zeszły rok i drogę, jaką pokonała Unia Leszno od momentu przyjścia Adama Skórnickiego - uspokaja prezes Zmora.

Co więc takiego ma w sobie Stal Gorzów, czego może brakować innym ekipom? - Myślę, że siłą Stali jest brak rewolucji. Zgrana ekipa, która tworzy prawdziwą drużynę. Mówiąc "ekipa" mam na myśli nie tylko zawodników, ale i sztab szkoleniowy, działaczy, którzy są bardzo blisko tej drużyny. To powoduje, że czujemy z sobą mocną więź i jesteśmy w stanie w trudnych chwilach nawzajem się wspierać i wyjść z takich sytuacji obronną ręką - mówi. Jaki więc jest cel Stali na nadchodzący sezon? - Wejście do czwórki i medal - jakiego koloru, to nie ma znaczenia, z każdego będziemy się cieszyć, bo to w końcu medal drużynowych mistrzostw Polski - zapowiada prezes Stali. A największy rywal? - Wszystkie drużyny są groźne, każda może nam pokrzyżować plany - zakończył sternik żółto-niebieskich.

Źródło artykułu: