Liga Mistrzów najsłabsza z imprez międzynarodowych. Stal będzie mieć trudne zadanie
Jak może część kibiców pamięta, w ubiegłym roku wypowiadałem się bardzo sceptycznie na temat World Speedway League, która odbyła się w Zielonej Górze. Zdania na temat tej imprezy nie zmieniłem, chociaż chciałbym czasami nie mieć racji. A tym bardziej teraz, bo te zawody mają zagościć w Gorzowie Wielkopolskim, czyli miastu, które jest bliskie mojemu sercu.
[ad=rectangle]
Nadal obstaję przy swoim. Wiem, że mój następca Ireneusz Maciej Zmora ma swoją koncepcję i nie mam zamiaru jej dewaluować. Przypominam sobie jednak zawody w Zielonej Górze i powiem szczerze, że w mojej ocenie to widowisko ma się nijak do innych poważnych imprez międzynarodowych. Według mnie Liga Mistrzów to produkt, który został przez kogoś wymyślony na siłę. Bardzo bym się cieszył, gdybym tym razem nie miał racji. Uważam, że ten pomysł prędzej czy później umrze śmiercią naturalną. Niestety.
Powodzenie tej imprezy w Gorzowie zależy oczywiście od frekwencji. Ten wskaźnik da odpowiedź na pytanie, czy było warto. To wyzwanie, bo z zawodów rangi międzynarodowej Liga Mistrzów jawi się jako to najsłabsza impreza. Wiąże się z tym wiele kwestii, które musiałyby w niedalekiej przyszłości się zmienić.
Przede wszystkim kłopot dotyczy składów poszczególnych ekip. Wielu żużlowców startuje w różnych ligach. To najbardziej odpycha i psuje całą ideę. Rozumiem, że ktoś postanowił zrobić coś wielkiego na wzór piłki nożnej, gdzie produktem w skali światowej jest Champions League. Umówmy się jednak, że żużel to dyscyplina o zupełnie innej specyfice i odmiennym zasięgu. Odnoszenie się akurat do piłki nożnej nie jest do końca dobrym pomysłem.
Czuję też, że będzie problem z kasą. Jeśli zawodnicy zostaną opłaceni przez międzynarodową federację, to śmiało można to robić. Jeśli jednak trzeba wydać dodatkowo pieniądze, to jestem pełny obaw. Obawiam się, że to wszystko może nie zamknąć się pod względem finansowym.
Największy problem to jednak składy, o których wcześniej wspomniałem. Nie może być tak, że w czwartek zawodnik jedzie w klubie X. Później jego drużyna przyjeżdża na Ligę Mistrzów, a on startuje już w drużynie Y. To wygląda śmiesznie i strasznie.
FIM ma pomysł i chce to ukrócić. Stąd koncepcja ograniczenia liczby lig, w których mogą startować żużlowcy. Rozwiązanie ciekawe. Jestem z natury pragmatykiem i nie lubię mówić nigdy. Warto się temu wszystkiemu przyjrzeć. Biję brawo, że pojawiają się w ogóle próby rozwiązania tej kwestii. Ktoś chce coś zrobić i należy to docenić. Żużel nie był przez lata pieszczochem międzynarodowej federacji i dobrze, że teraz ktoś pochyla się tam nad jego problemami.
Liga Mistrzów niesie ze sobą ciekawy cel, które wiąże się ze zmianą strategii promocji żużla. W tym kształcie jestem sceptycznie nastawiony, ale na pewno nie należy tego pomysłu skreślać na starcie. Będę uważnie obserwować, jak to się rozwija. Gratuluję następcom, że się podjęli. Przed nimi trudne wyzwanie. W Zielonej Górze szału nie było. Pamiętam jedynie kilku notabli, którzy próbowali się wypromować dzięki tej imprezie.
Władysław Komarnicki