Przed sezonem 2015 w składzie PGE Ekstraligi doszło do kilku istotnych zmian. W najwyższej klasie rozgrywkowej nie będzie klubów z Gdańska i Częstochowy. W ich miejsce pojawili się PGE Stal Rzeszów i GKM Grudziądz. Dla rzeszowian to powrót do elity zaledwie po rocznej przerwie. Ich tor z pewnością nie będzie w związku z tym zagadką dla zawodników pozostałych ekip. - Jeśli spojrzymy na tegoroczną obsadę Ekstraligi, to nie ma zbyt wielu trudnych torów, które mogą być zagadką dla przyjezdnych - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jacek Gajewski z KS Toruń.
[ad=rectangle]
W ocenie naszych ekspertów, w odróżnieniu od rzeszowian, beniaminek z Grudziądza może jednak sprawić rywalom wiele problemów podczas spotkań przed własną publicznością. GKM może mieć w sezonie 2015 duży atut w postaci toru. Wpływa na to kilka czynników. - Rzeczywiście, to może być zagadka. Wielu zawodników ostatnio nie miało tam zbyt wielu okazji do startów. Ważną rolę odgrywa także geometria. Są długie proste, a tor nie jest szeroki. Do tego dochodzą bardzo ostre i krótkie łuki. To może sprawiać problemy. Liczy się przede wszystkim start, bo walka na dystansie jest bardzo trudna. Problemem była też zawsze nawierzchnia. Na ogół robił się tam twardy tor. Często jednak tworzyły się dziury i to stanowiło dodatkowe utrudnienie. W Ekstralidze pojawiali się jednak komisarze. Oni mają duży wpływ i teraz nawierzchnia w Grudziądzu nie powinna być problemem - zauważa Jacek Gajewski. Jego zdanie podziela również Marek Cieślak, który w środowisku żużlowym od dawna uchodzi za specjalistę w dziedzinie przygotowania torów. Trener reprezentacji Polski zauważa jednak, że polskie tory ekstraligowe nie należą do najtrudniejszych, zwłaszcza pod względem geometrii.
- Trudne tory? Proponuję pojechać do Eastbourne czy Lakeside. To są naprawdę bardzo specyficzne miejsca i nie chodzi tutaj o nawierzchnię. W obu przypadkach kluczową rolę odgrywa geometria - wyjaśnia Cieślak. - Zgadzam się. W Polsce nie ma wielu trudnych torów. Są jednak takie, które się wyróżniają. Decydują o tym dwa aspekty - geometria i nawierzchnia - dodaje Gajewski.
Pod tym względem, poza Grudziądzem, wyróżniają się z pewnością dwa obiekty. O dużym atucie może na pewno mówić Stal Gorzów. W tym przypadku kluczowa jest zwłaszcza geometria. - Tam liczy się technika. Nie chodzi o to, by jechać na pełnym gazie. Trzeba trochę pomyśleć. Ten tor preferuje zawodników, którzy czują łuk i potrafią się do niego "przykleić". Kluczem jest to, że zawodnik nie może czuć na sobie działania siły odśrodkowej. Jeśli zaczyna z nią walczyć podczas pokonywania łuku, to znaczy, że tak naprawdę już nie jedzie, tylko się broni - wyjaśnia Cieślak. - To na pewno wymagający obiekt, który mocno różni się od innych w kraju. Geometria jest zupełnie inna, trzeba uważać na niektóre ścieżki. To krótki tor, niezbyt szeroki i ma dwa różne łuki. Jeśli ktoś nauczy się tam jeździć, to jest mu łatwiej na pozostałych polskich torach, które pod względem geometrii są raczej podobne - dodaje Gajewski.
Jeśli chodzi o trudną nawierzchnię, to pod tym względem zdecydowanie największe problemy przyjezdnym sprawia tor w Tarnowie. - [i]Pod względem geometrii nie jest tam szczególnie trudno, choć pewnym utrudnieniem jest pierwszy łuk. Trzeba uważać, jak ten tor się zmienia w trakcie zawodów. Każdy musi bardzo uważnie obserwować, jak jest on polewany i jak przesycha. Ścieżki zmieniają się czasami bardzo szybko. Największą zagadką jest jednak zdecydowanie nawierzchnia. Nie trzeba mocno pracować na motocyklu, ale nawierzchnia jest inna niż w przypadku innych obiektów w Polsce. Marek Cieślak potrafił przygotować ją tak, że była to zagadka dla wielu żużlowców[/i] - twierdzi Jacek Gajewski.
Wszystko wskazuje więc na to, że tarnowianie powinni nadal wiele zyskiwać podczas spotkań na własnym torze. Teraz jednak nawierzchni nie będzie przygotowywać Marek Cieślak. Wprawdzie będzie za to odpowiadać między innymi Paweł Baran, który w ostatnich latach był bliskim współpracownikiem trenera żużlowej kadry, ale wcale nie musi oznaczać to, że w Tarnowie nic się nie zmieni. - Robienie toru to jest bardzo złożony proces. Na to wszystko składa się wiele elementów. Trzeba wiedzieć, kiedy go polewać, bronować, ubijać i jakiego sprzętu do tego użyć. Na tym jednak cała zabawa się nie kończy, bo jest jeszcze wiele zmiennych, które decydują o tym, czy tor zostanie przygotowany tak jak chcemy. Ważna jest godzina rozgrywania meczu. Spotkanie o godzinie 16:00 i 19:00 to zupełnie dwie inne historie. Do tego temperatura. Jednego dnia mamy 30 stopni, a następnym razem jest zupełnie inaczej. To ma znaczenie przy polewaniu i ubijaniu nawierzchni. Jeśli ktoś ma pojęcie i czuje temat, to wie, jak to zrobić i szykuje wszystko pod godzinę zero. Tego nie idzie się nauczyć z książki. Trzeba praktykować - wyjaśnia Marek Cieślak.
W ocenie szkoleniowca MDM Komputery Dreier ŻKS Ostrovii w polskiej lidze istnieje problem związany z przygotowywaniem torów. To właśnie z tego powodu niektóre drużyny nie korzystają czasami w stu procentach z tego, że dane spotkanie jadą u siebie. - Ten problem dotyczy trenerów - podkreśla Cieślak. - Oni często działają tak, że mówią toromistrzowi, że chcą mieć taki i taki tor. Później przychodzą na dwie czy trzy godziny przed zawodami i chcą zobaczyć efekty. Jest wielu toromistrzów, którzy sporo potrafią. Wiedzą, jak polewać tor i go ubijać. Często jednak taki facet gubi się, kiedy są zupełnie inne warunki atmosferyczne i inna godzina rozpoczęcia meczu. Trener musi być od samego rana na torze i dyrygować pracami - wyjaśnia. - Kiedy słyszę, że toromistrz "spieprzył" tor, to łapię się za głowę. Jeśli ktoś się tak tłumaczy, to nie wie, o co chodzi. Jeśli coś poszło pod tym względem nie tak, to odpowiedzialność ponosi za to trener i nikt inny. Toromistrz to są ręce szkoleniowca. Trener nie musi jeździć traktorem, polewaczką, zakładać kultywatora. Jego rolą jest dyrygowanie całym procesem. Czasami może też posłuchać rad toromistrza, które bywają wartościowe. Często pojawiają się różnice zdań. Sam miałem wiele spięć, ale wszystko zawsze sobie wyjaśnialiśmy. Współpraca toromistrza z trenerem to jednak podstawa i klucz do sukcesu - dodaje Cieślak.
Były szkoleniowiec tarnowskich Jaskółek zwraca uwagę, że o przygotowaniu toru trener powinien zacząć myśleć już... jesienią. Właśnie z tego powodu przed startem rozgrywek Nice Polskiej Ligi Żużlowej Cieślak zdecydował, że w Ostrowie należy dowieźć nawierzchni. - To nie jest tak, że tor zawsze wyjdzie tak, jak się tego chce. To jest bardzo duża powierzchnia. Liczy się też, jaki jest materiał. We Wrocławiu, kiedyś było tak, że tor można było polać i godzinę przed zawodami go ubić. Nawierzchnia szybko "wiązała" i nigdy nie było problemu. O pewnych rzeczach trzeba jednak już myśleć jesienią. Trzeba się wtedy zastanowić, czy należy dosypać nowej nawierzchni, dodać glinki itd. To wszystko procentuje później w trakcie rozgrywek - zauważa Cieślak.
W trakcie sezonu kluczowa jest natomiast odpowiednia współpraca toromistrzów z trenerami. Jeśli zabraknie tego elementu, to nawet najbardziej specyficzna geometria nie przełoży się na wyniki, które drużyna osiąga na własnym torze. - Dobry toromistrz to majątek dla klubu, ale on zawsze musi współpracować i rozumieć się świetnie z trenerem. Powiem szczerze, że ludzi, którzy znają się na tym fachu w polskich klubach naprawdę nie brakuje. Zwiedzam siódmy klub w swojej trenerskiej karierze i zawsze najlepiej rozumiałem się właśnie z nimi. Spędzaliśmy razem najwięcej czasu. W przeszłości z przygotowywaniem torów bywało różnie. We Wrocławiu akurat było tak, że robiłem to sam, bo brakowało ludzi. Kiedy zaczynał się mecz, to chciało mi się czasami spać, bo siedziałem cały dzień na traktorze i miałem dość. Teraz nie muszę tego robić, ale od rana jestem na torze, bo to mój obowiązek. Kiedy toromistrz wie, co ma robić, to czuję się pewniej. Potrafię tym ludziom też wtedy zaufać i nigdy się nie zawiodłem - dodaje na zakończenie Cieślak.
Wszystko wskazuje więc na to w sezonie 2015 największy atut własnego toru powinny mieć drużyny z Gorzowa, Tarnowa i Grudziądza. Pozostałe obiekty nie powinny stanowić dużej zagadki dla przyjezdnych. Jak będzie w praktyce? To już w dużej mierze zależy od trenerów i menedżerów, którzy będą odpowiadać za przygotowywanie nawierzchni w poszczególnych miastach. Nie bez znaczenia będzie z pewnością także rola komisarzy torów.