Zawodnicy spisujący się na miarę możliwości generalnie nie mają problemów z przyznaniem się do popełnionych błędów. Przyzwyczaili kibiców do udanych biegów i wiedzą, że fani są w stanie wybaczyć im pojedyncze wypadki przy pracy. Gorzej mają ci, którzy z różnych powodów zawodzą na całej linii. Liczba wymówek jest wówczas ograniczona. W ostatnim czasie tą ulubioną stało się powiedzenie: "Bo tor był specyficzny". Na czym polega owa specyfika i czy w ogóle z takim zjawiskiem mamy w Polsce do czynienia?
[ad=rectangle]
Marek Cieślak, trener kadry narodowej i ŻKS Ostrovii uchodzi za jednego z największych fachowców w Polsce od przygotowania torów. Sam udanie rywalizował jako zawodnik, a obecnie swoje doświadczenie wykorzystuje jako trener i menedżer drużyny. Czy w Polsce są tory specyficzne? - Tak bym tego nie określił. Powiedziałbym raczej, że każdy z torów ma jakąś swoją specyfikę. Jeden jest dłuższy, drugi krótszy. Jedne przygotowuje się bardziej twardo, inne mniej. Generalnie jednak każdy z zawodników wie, czego może się po danym torze spodziewać. Na pewno istnieją w Polsce tory techniczne. Do takich zaliczyłbym Gorzów i Opole. Tam liczy się odpowiednie skontrowanie motocykla. Wbrew pozorom, mimo swojej długości techniczny tor jest również w Tarnowie. Nie traktuję jednak powiedzenia zawodników o specyficzności toru poważnie. Dobry żużlowiec nie ma problemów z szybkim przystosowaniem się do warunków torowych - powiedział Marek Cieślak.
Marek Cieślak wie, o czym mówi. Tor w Tarnowie był najczęściej przez zawodników wymieniany jako "specyficzny". W minionym sezonie w rundzie zasadniczej dopiero Falubazowi Zielona Góra udało się zdobyć punkt na torze "Jaskółek". Stało się tak głównie dlatego, że Unia jechała osłabiona brakiem kilku podstawowych zawodników. Zatem wynik ten i tak można uznać za znakomity. Do tego momentu żadnemu z przeciwników tarnowskiego zespołu nie udało się przekroczyć granicy 40 punktów, a kilku nie wyszło z "trzydziestki". Nie brakowało jednak zawodników, którzy na tym obiekcie notowali bardzo dobre występy i z łatwością przekraczali granicę dziesięciu punktów. To dowodzi tylko, że żużlowcy prezentujący odpowiedni poziom nie mieli problemów z dostosowaniem się do warunków. Większość mówiła jednak o "specyfice". Na czym ona polegała w Tarnowie? - Przede wszystkim na tym, że przez trzy lata tor na treningi i na mecze przygotowywany był tak samo, a nasi zawodnicy doskonale się w niego "wjeździli". W ciemno mogli dobierać ustawienia, bo wiedzieli, czego mogą się po nim spodziewać. A przyjezdni? Również doskonale wiedzieli, jak należy jechać na tarnowskim torze, bo mówiła o tym cała Polska, a eksperci widzieli, co należy robić, żeby wygrywać. Trzeba było mieć bardzo dużą szybkość na wejściu w łuk. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że mierzone prędkości dochodziły nawet do 130 km na godzinę. Ale trzeba było też umieć odpowiednio skontrować motocykl, bo łuk był techniczny. Nie bez znaczenia było też to, że oba łuki się od siebie różnią. Ale zawodnicy o tym wiedzieli. Wiedzieli, że trzeba ustawić szybki motocykl i odpowiednio dobrać przełożenia. Ale nie chcieli słuchać. Większość z nich z ustawieniami szła "w dół", co akurat w tym przypadku było błędem - wyjaśnił Cieślak.
Nie ulega wątpliwości, że gospodarze mają nad rywalami przewagę własnego toru. Została ona powiększona poprzez rezygnację z pełnej próby toru, w której każdy z zawodników miał możliwość zapoznania się z nawierzchnią, ale z drugiej strony wprowadzenie komisarzy toru tę przewagę zminimalizowało. Ich pojawienie się spowodowało, że tory są bardziej ubite, niż bywało to wcześniej. Obecnego żużla do tego nawet sprzed kilkunastu lat nie ma co porównywać i główną rolę zdaniem naszego eksperta odgrywają indywidualne umiejętności zawodników. - Minęły czasy, kiedy wszystkim zawodnikom w klubie sprzęt przygotowywał jeden mechanik - klubowy. Dużo mniejszą rolę odgrywa już słynne przejście się po torze całej drużyny. Gdyby bowiem w Tarnowie wszyscy poszli drogą Grega Hancocka i ustawili sprzęt tak jak on, to notowaliby słabe wyniki. Dzisiaj każdy przygotowuje sprzęt pod siebie. Jego ustawienia również. Ale zasady obowiązujące w sytuacji, gdy na przykład zaczyna padać deszcz, czy organizator mocniej zrosi tor, są wszędzie takie same. Trzeba umieć słuchać i wyciągać dla siebie właściwe wnioski - zakończył Marek Cieślak.
Zawodnicy popadają w skrajność. Po słabym występie tłumaczą go "sztampowo", albo… odmawiają wypowiedzi. Wówczas winni są wszyscy i wszystko naokoło. Może warto popracować w klubach nad relacjami z mediami. To także element właściwej polityki informacyjnej klubów. Tylko wtedy będziemy mogli być świadkami specyficznych wypowiedzi, które będą lepiej odebrane, niż ciągłe mówienie o specyfice torów.
tzn spreparowany przez dach, gdzie wiraże maja różna wilgotność co za tym idzie przyczepnośc.
Tor nie równy na całej długości i szerokości.