Pewnie bym jeszcze startował - rozmowa z Adamem Pawliczkiem, byłym zawodnikiem ROWu Rybnik

Adam Pawliczek po sezonie 2011 zakończył swoją karierę żużlowca. - Gdyby nie sprzeciw rodziny to na pewno bym jeszcze startował - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl, 50-latek.

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Karwot: Co wspomina pan najlepiej z tych 29 sezonów, kiedy ścigał się pan na żużlu?

Adam Pawliczek: Najlepiej wspominam lata 80. Nasza rybnicka drużyna składała się wtedy z zawodników miejscowych, z pobliskich dzielnic. To były najlepsze czasy. Wtedy żużel był też taki rodzinny. Spotykało się po meczach na różnych ogniskach, a po sezonie organizowane były zabawy (śmiech).
[ad=rectangle]
Na kim pan się wzorował ucząc się jazdy na żużlu?

- Moim pierwszym idolem był Antoni Skupień, który pochodził z Niedobczyc tak jak ja. Na nim się wzorowałem. On jeździł jako zawodnik rybnickiej drużyny, a ja jako kibic chodziłem wtedy na mecze i podpatrywałem go. Później dostałem się do szkółki. Zawsze chciałem upodobnić swój styl jazdy do jego.

Żużel lat 90-tych sporo się różnił od tego z lat 80-tych?

- Przede wszystkim przy zmianach po roku 1990 zarabiało się większe pieniądze na żużlu. To była podstawa. W latach 80. zarabialiśmy w zasadzie na obiad w restauracji i każdy z nas miał jeszcze gdzieś etat. Te lata, które odmieniły żużel spowodowały to, że zawodnicy mogli tworzyć swoją karierę w indywidualny sposób. Jeżeli dany żużlowiec miał sponsorów i talent to nic tylko było robić wynik na skalę światową i iść w górę.

Jak zmieniał się sprzęt żużlowy w trakcie pana kariery?

- Sprzęt się zmieniał diametralnie. Ja zaczynałem na takich motocyklach na których startował jeszcze Andrzej Wyglenda. Ja siadałem na tych motorach żużlowych w szkółce, a oni jeździli na nich w lidze. Zaczynałem żużel na motocyklach dwuzaworowych, a kończyłem na takim sprzęcie, który obecny jest w dzisiejszych czasach. Bardzo dużo tego sprzętu przeszło przez moje ręce. Od sprzętu dwuzaworowego po Jawy czterozaworowe, Goddeny aż po czasy GM-a.

Równocześnie jeździł pan na żużlu i pracował na kopalni węgla kamiennego...

- Gdybym nie pracował na kopalni to miałbym ciężko w życiu. Mam rodzinę na utrzymaniu, a mój żużel nie był tak naprawdę zawodowy. Ja byłem takim pół-zawodowcem, bo musiałem pracować i jeździć na żużlu. Z samego żużla w tych latach w których jeździłem ostatnio, nie dałoby się wyżyć.

Jaką historię z całej kariery żużlowej zapamiętał pan najbardziej?

- Było mnóstwo różnego rodzaju historii. Można byłoby wspominać i jeszcze raz wspominać. Były zabłocone gogle, była też słynna impreza w Lesznie gdzie Roman Jankowski po biegu chciał mnie pobić. Wyjeżdżaliśmy wtedy z zawodów pod eskortą policji (śmiech).

Karierę zakończył pan po groźnym upadku. Brakuje panu żużla?

- Podejrzewam, że gdyby nie sprzeciw rodziny to pewnie jeszcze bym startował. Trenowałem po wypadku i czułem się bardzo dobrze. Nie ścigałem się, ale jeździłem indywidualnie.

W niedzielę odbyło się spotkanie byłych rybnickich zawodników z kibicami
W niedzielę odbyło się spotkanie byłych rybnickich zawodników z kibicami

Przez pewien okres był pan trenerem rybnickiej drużyny. Chciałby pan znowu spróbować swoich sił jako szkoleniowiec?

- Nie myślałem o tym, bo po prostu mam teraz swoje zajęcie, które mnie satysfakcjonuje i jestem zadowolony z tego co teraz robię. Trochę poczułem niesmak do tego co robiłem, bo w tamtych czasach, kiedy byłem trenerem było nie najlepiej. Nie było po prostu wtedy pieniędzy w klubie. W 2009 roku udało mi się wychować trzech zawodników. Nie było jednak pieniędzy na ich dalsze szkolenie. Chłopaki, którzy zdali licencję zakończyli po tym sezonie przygodę z żużlem, bo  nie odbywały się treningi. Zniechęciło mnie to do bycia trenerem w ośrodku, gdzie nie ma środków na jazdę.

Wróćmy do teraźniejszości. Czy ŻKS ROW Rybnik awansuje do PGE Ekstraligi według pana?

- Trudno powiedzieć. Nice Polska Liga Żużlowa wydaje się bardzo wyrównana. Uważam, że nie będzie łatwo, ale życzę jak najlepiej tej drużynie. Oby ten awans był, bo środki jakie miasto przeznaczyło na ŻKS ROW są chyba największe w historii tego klubu. Nie mogą tego zaprzepaścić, bo coś takiego może się nie powtórzyć.

Myśli pan, że Kacper Woryna, Kamil Wieczorek i Robert Chmiel nawiążą w przyszłości do wyników najlepszych rybnickich żużlowców?

- Mają naprawdę spory potencjał. Obserwując ich na torze i poza nim widzę, że przygotowują się solidnie. Jeśli nie uderzy im sodówka do głowy i będą się trzymać swojego celu, to powinni zrobić w przyszłości wynik.

Rozmawiał Marcin Karwot 

Źródło artykułu: