Tomek w Vojens jechał bez palca - rozmowa z Jackiem Gollobem o Grand Prix jego brata

Towarzyszył bratu w wielu SGP. Pamięta sukcesy, ale także te dramatyczne chwile, chociażby z 1999 roku w Vojens, gdy Tomasz Gollob jechał po ciężkim wypadku. Jacek Gollob wspomina SGP swojego brata.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik: Będzie pan towarzyszył swojemu bratu Tomaszowi podczas pożegnalnego turnieju Grand Prix na Stadionie Narodowym?

Jacek Gollob: Będę oglądał zawody w telewizji. Nie wybieram się na Stadion Narodowy. W telewizji po prostu więcej widać.

Ale w przeszłości w Grand Prix wielokrotnie pomagał pan bratu w boksie. Jakie wspomnienia wyniósł pan z tamtych czasów?

- Każde zawody Grand Prix są specyficzne. Bardzo zapamiętałem pierwsze Grand Prix, które Tomek wygrał we Wrocławiu. Także zwycięski pojedynek na Stadionie Olimpijskim z Jimmym Nilsenem. Każde Grand Prix miało coś w sobie i zapadło w pamięci. W tych zawodach, w których startował Tomek było zawsze sporo emocji. Pamiętam jego triumfy w Szwecji, zawody w Vojens. Było tego sporo.
[ad=rectangle]
Może pan wskazać jeden szczególny turniej, który utkwił szczególnie w pamięci?

- Ciężko wskazać ten jeden. Na pewno pojedynek z Jimmym Nilsenem był wyjątkowy, bo Tomek odbił się na ostatnim łuku od bandy i wygrał na samej kresce. Nie chcę jednak żadnego z tych triumfów wywyższać. Wszystkie zwycięstwa Tomka były wyjątkowe.

Były też dramatyczne turnieje, jak w Vojens w 1999 roku, kiedy po strasznym karambolu we Wrocławiu pana brat stoczył heroiczny bój o tytuł mistrza świata...

- Inni zawodnicy wiedzieli, że Tomek jest kontuzjowany. Rickardsson był wówczas w bardzo dobrej kondycji, a Tomek nie był w stanie obronić przewagi. Jechał praktycznie bez palca, po ciężkim wstrząśnieniu mózgu. Spotkała go taka niedola sportowa, bo nie mógł w pełni sił walczyć o tytuł mistrza świata.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Dokładnie 11 lat później, również 25 września, tyle że 2010 roku, Tomasz Gollob zapewnił sobie tytuł mistrza świata we włoskim Terenzano...

- No właśnie. Został w końcu mistrzem świata. Nie ważne, czy został jeden raz czy siedem razy mistrzem świata. Ważne, że nim został. Teraz to już tylko gdybanie, ile razy mógł być najlepszy na świecie. Trzy czy pięć razy mógł być mistrzem, ale to już historia. Jest mistrzem świata, kilka razy wicemistrzem i brązowym medalistą. Zrobił wszystko, co miał do zrobienia. Kończy karierę w Grand Prix jako żużlowiec spełniony. Był doskonałym zawodnikiem. Klasy sportowej mojemu bratu nikt nie odmówi. Szkoda, że ta kariera na najwyższym poziomie nie trwa wiecznie, ale takie są koleje losu. Po 20 latach odchodzi z Grand Prix, a przychodzą nowi. Taka jest kolej rzeczy.

Stadion Narodowy w Warszawie to pana zdaniem odpowiednie miejsce na pożegnanie z Grand Prix Tomasza Golloba?

- Jak najbardziej. Stadion Narodowy do godna arena do tego typu zawodów. Myślę, że pożegnania Tomka podczas Grand Prix w Warszawie to miły gest władz polskiego żużla. Fajna sprawa.

To Grand Prix przejdzie do historii jako rekordowe pod względem frekwencji. Pożegnalnie godne tak wielkiego mistrza jak Tomasz Gollob...

- Tak jak wspomniałem, fajnie, że do takiego pożegnania dojdzie. Cieszę się, że Tomek doświadczy czegoś takiego, bo w sporcie niestety często bywa tak, że jak się jest na topie, to o nim pamiętają. Kiedy kończy się karierę, albo nie jest się już na piedestale, to on nim się zapomina. To bardzo przykre. Kiedy zawodnik jeździ, jest potrzebny. Kiedy kończy, odchodzi w zapomnienie. Uważam, że w Polsce Związki Sportowe powinny pamiętać o zawodnikach. Mieliśmy przecież wielu znakomitych olimpijczyków i innych sportowców, którzy kończyli kariery w zapomnieniu. To nie jest dobre.

Na przestrzeni lat zmieniło się Grand Prix. Są nowi zawodnicy, ale chyba brakuje takich legend, jak chociażby pana brat...

- 20 lat temu wyglądało to inaczej. Inna była stawka, bo wielu zawodników pokończyło już swoje kariery. Teraz przychodzi młodzież i zostało już niewielu zawodników, którzy pamiętają początki cyklu. Zmieniają się zawodnicy, ale Grand Prix zostało. Odeszło kilka legend, ale są nowi żużlowcy. Tai Woffinden jest jeszcze młody, a ma już tytuł mistrza świata i przyszłość przed sobą. Jest Krzysztof Kasprzak, wicemistrz świata. Mamy młodzież z Bartoszem Zmarzlikiem na czele, który dobija się do Grand Prix, a przecież z dziką kartą wygrywał już zawody tej rangi. Oczywiście oni nadal pracują na swoją markę. Legendą nie zostaje się z dnia na dzień. Z tych, co nadal jeżdżą jest przecież Nicki Pedersen, bardzo utytułowany i wciąż świetny zawodnik. Nie ma Hansa Nielsena, Tony Rickardssona, ale są też inni. Obserwujemy zmianę warty. Są inni, którzy będą pracować na to, by stać się legendami żużla.

Jacek Gollob ostatni turniej SGP swojego brata Tomasza obejrzy w telewizji. Wspomnień z dawnych lat Grand Prix z udziałem Tomasza Golloba ma jednak sporo
Jacek Gollob ostatni turniej SGP swojego brata Tomasza obejrzy w telewizji. Wspomnień z dawnych lat Grand Prix z udziałem Tomasza Golloba ma jednak sporo

Podjął pan już ostateczną decyzję o końcu kariery? Podczas niektórych treningów w Ostrowie przebierał się pan jeszcze w kevlar i kręcił z synem treningowe kółka...

- Bawi mnie żużel i jak będzie okazja, wystartuję jeszcze w zawodach. Na razie skupiam się jednak na pomocy synowi Oskarowi. Jeżdżę z nim na treningi i zawody, pomagam w dopasowywaniu coraz to lepszych motocykli. Oskar jest zawodnikiem, który na razie ma poziom wystarczający, ale pewnie w krótkim czasie, będzie potrzebował jeszcze lepszego sprzętu.

Źródło artykułu: