Żużel zaistniał we wszystkich ogólnopolskich mediach, niestety po raz kolejny w negatywnym kontekście. Grand Prix na Stadionie Narodowym okazało się wielkim niewypałem, obfitowało w kontrowersje i zostało zakończone po dwunastu biegach.
[ad=rectangle]
Zawodnicy niechętnie rozmawiali z dziennikarzami, a na temat decyzji jury o przerwaniu zawodów wypowiadali się zdawkowo. - To faktycznie wstyd - rzucił Tomas H. Jonasson. - Tor był naprawdę niebezpieczny i w całej dyskusji chodziło właśnie o względy bezpieczeństwa.
Po namowach do zabrania stanowiska dał się namówić Paul Bellamy, którego dziennikarze pytali przede wszystkim o winnych zamieszania oraz o to, dlaczego zwlekano z podjęciem decyzji. Dyrektor zarządzający BSI także nie był zbyt rozmowny. - Nie brałem udziału w naradach jury ani w spotkaniu z zawodnikami - tłumaczył. - Podobnie jak kibice jestem zdenerwowany. Czekam na raport jury, wtedy będę mógł więcej powiedzieć. Nie potrafię w tej chwili stwierdzić, kto jest winny. Długa przerwa była podyktowana tym, że staraliśmy się rozwiązać problem z maszyną startową. Nie umiem się odnieść do słów zawodników o nawierzchni, bo, jak wspominałem, nie uczestniczyłem w naradach.
Polski Związek Motorowy jako odpowiedzialnego za przygotowanie toru wskazuje firmę Speed Sport Ole Olsena. Wciąż jednak wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Niezależnie od tego, co się w następnych tygodniach wydarzy, jedno jest pewne - wizerunek żużla w kraju i na świecie znów poważnie ucierpiał.
Rozczarowanie i szukanie winnych po blamażu w Warszawie
Po sobotnim Grand Prix Polski ani żużlowcy, ani przedstawiciele BSI nie byli skorzy do rozmów. - Nie potrafię w tej chwili stwierdzić, kto jest winny - mówił Paul Bellamy.
Żużlowcy dołączyli do laleczek piłkarzy.