Miała być liga dwóch prędkości, a tu takie buty. W rolę niepokornych i zadziornych wchodzą ekstraligowi beniaminkowie. Na inaugurację wyśmiewane Żurawie ambitnie goniły chwalone Myszy, a skazywani na pożarcie grudziądzanie nie dali się mocno zranić Bykom. Skoro weekendowe bitwy na swoich śmieciach nowicjusze wygrali, to przed kolejnymi meczami aż strach się bać. Dla ligi to piękna sprawa, bo nikt już nie będzie lekceważył papierowych niby słabeuszy.
[ad=rectangle]
Pantofle i luz
Stadion w stolicy Podkarpacia przywitał nas w niedzielę mozolnymi pracami przy maszynie startowej. - Nie może być takiego obciachu jak w Warszawie - krzyczał spec sprawdzający mechanizm działania tego ustrojstwa. To było długo przed meczem, więc w parku maszyn kręcili się tylko miejscowi. - Witam przedstawicieli sklepu obuwniczego - rzucił trener Ślączka. - W telewizji butów nie sprzedajemy - odparłem. - Ale pantoflarze muszą mieć zapasy - śmiał się ekstraligowy debiutant w roli gospodarza, żałując, że musimy wracać do domów zaraz po meczu. Był luz i dowcip, ale tylko do momentu gdy zjawił się menedżer Baron. - Szykuje się corrida - prognozował człowiek najdłużej prowadzący zespół spośród wszystkich w żużlowej elicie. - Dosypaliśmy nowej nawierzchni i stąd takie wrażenie - ripostował opiekun gospodarzy. W trakcie meczu i naszej transmisji obaj panowie te słowa właściwie powtórzyli, a że to dżentelmeni z krwi i kości, nie było złośliwości tylko konkretne stanowiska. Trochę na gorąco i trochę na chłodno. Każdy obserwator wyciągnął sobie własne wnioski.
Bez fuszerki i z klimatem
Im bliżej było pierwszego startu, tym kolejki pod kasami wydłużały się jak gąsienica. Brak ekstraligowego żużla nad Wisłokiem właśnie się kończył, więc apetyty kibiców urosły ponad miarę. - Podoba mi się to miasto. Klimatyczne centrum, bardzo spokojne i ludzie tacy sympatyczni - opowiadał radosny jak zawsze Greg Hancock, który budował stalową atmosferę w parku maszyn. Podobizny i zdjęcia najszybszego żużlowca na ziemi były na każdym kroku. Wygląda na to, że marketingowo Rzeszów powoli wstaje z kolan. - Nie lubię fuszerki, a cenię profesjonalizm. Za rok, dwa powinniśmy być bardzo dobrze kojarzeni - stwierdził polityczny kibic Jan Bury, który mocno wspiera rzeszowski speedway. Była też była prezes, wyraźnie na luzie i bez dotychczasowej obecności w parku maszyn. - Ja zawsze będę kibicować rzeszowskiej drużynie - wyznała Marta Półtorak. Reklamy Marmy rzucały się dookoła w oczy, więc sentymentalna pomoc dla żużla pozostała. No i jeszcze uśmiechnięty od ucha do ucha prezes Łabudzki, który ze stoickim spokojem odpowiadał na pytania o kasę. - Niech sobie krytycy mówią co chcą, nie jest z nami tak źle jak niektórym się wydaje - podkreślał. Jego naprędce budowana drużyna spisała się na medal, tyle że za nami dopiero początek sezonu. Pewnie na ściganie z najszybszymi tuzami ligi dowieziona nawierzchnia już ładnie się ułoży i będzie trudniej. A Wrocław? Po niedzieli wśród spartan najbardziej żal "Magika", który udanie czarował do momentu zderzenia z torem. Maciek znalazł najlepsze ustawienia, przekazał kolegom, ale nie wszyscy skorzystali. Teraz seria meczów u siebie, które pokażą na co w tym roku stać ludzi Barona.
Fikuśny Gollob
Drugi beniaminek zachwycił najbardziej. Pokonać mistrzów kraju w efektownym stylu to dla Grudziądza rzecz przecież historyczna. - Jak oceniasz ten grudziądzki tor - spytałem miesiąc temu Tomasza Golloba. - Trochę taki fikuśny - roześmiał się mistrz. W niedzielę fikuśne to były harce bydgoszczanina, wchodzącego tam, gdzie miał już nigdy nie pędzić. Tomek znowu jechał na żyletki, a że sukcesy i najlepsze lata już zanim, mało kto spodziewał się takich historii. No i jeszcze ta forma jego niedocenionych kolegów, którzy zagrali na nosie obrońcom tytułu. W Gorzowie pewnie zrobiło się nerwowo, ale znając pasję trenera Palucha, możliwości kierownika Orła i zaangażowanie obu prezesów-sytuacja zostanie szybko opanowana. Na razie jest dno tabeli, która odzwierciedla, to co dzieje się w lidze. Skoro przegrywa się dwa mecze to brakuje punktów. A skoro siedem innych drużyn ma więcej zdobyczy to ostatnie miejsce staje się faktem. Czyli oczywista oczywistość.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
Nie dość, że Kobylak to w dodatku analfabeta.