Aktualny stres jest nie do opisania - rozmowa ze Sławomirem Drabikiem, ojcem Maksyma
Drugi rok z rzędu Sławomir Drabik towarzyszy swojemu synowi w parku maszyn. Po raz pierwszy jednak Maksym rywalizuje w Ekstralidze i radzi sobie całkiem nieźle. - Robi postępy - mówi jego ojciec.
Mateusz Makuch: Jak oceniasz występy Maksyma?
Sławomir Drabik: To są dopiero jego początki w Ekstralidze. Wszystko się dopiero ruszy. Cały czas poznaje tory, robi postęp i to jest ważne.A jak ty się czujesz w swojej obecnej roli? Jesteś jego opiekunem, trenerem, towarzyszysz mu na każdych zawodach. Gdy znów jeździsz po kraju w rytmie ligowym, wracają wspomnienia z twojej kariery?
- Absolutnie nie. Tamten rozdział w swoim życiu już dawno odłożyłem na półkę i uważam, że nie ma co do tego wracać. Tym bardziej, że mnie do tego nie ciągnie. W swoim życiu wyjeździłem już trochę kilometrów.
Czyli teraz jest zupełnie inaczej?
- Oczywiście, inaczej to odbieram. Zdecydowanie teraz jestem bardziej zestresowany, niż wówczas, gdy sam jeździłem na żużlu. To co teraz czuję, ten stres, jest nie do opisania.
Mówisz, że nie ciągnie cię na tor, ale przebąkuje się o twoim turnieju pożegnalnym. Jeszcze niedawno mówiłeś, że go nie będzie, a ostatecznie ma być. Jak to w końcu jest?
- Rzeczywiście coś już pojawiło się w prasie na ten temat. To jest kwestia do uzgodnienia. Musimy usiąść, pogadać. Chodzi głównie o konkrety.
Ale ty jesteś chętny?
- Jeśli zrodzi się coś ciekawego, fajnego, to tak, jestem chętny usiąść i porozmawiać. Żaden problem.
A sam wziąłbyś udział w takim turnieju?
- Radiowozem. Mógłbym krążyć wokół stadionu (śmiech).
Czyli klan Drabików reprezentowałby tylko twój syn?
- Wygląda na to, że tak. No chyba, że odmówi.
Jeśli się postaracie to zrobicie niespodziankę kibicom w Częstochowie, gdyż w przypadku awansu do play-offów Sparta ma jeździć właśnie przy Olsztyńskiej.
- Może to być nawet wcześniej, bo to jest kwestia tego, jak się budowa na Stadionie Olimpijskim rozkręci. Widzę, że idą ostro. Robienie meczów dla czterech, czy pięciu tysięcy kibiców dla prezesa Rusko to chyba nie jest biznes. Wtedy chyba też widziałby ten interes w Częstochowie. Jak to wszystko się poukłada, zobaczymy. Wiadomo, lepiej jeździć w domu, bo ewentualne starty w Częstochowie będą jak wyjazd, no, chociaż my z Maksymem czujemy się jak u siebie (śmiech).
No właśnie, jak wyjazd, ale nie dla ciebie i twojego syna.
- W sumie to tak naprawdę dla większości chłopaków z Wrocławia. Tajski (Tai Woffinden - dop. red.) wiadomo skąd jest, Jepsen Jensen, "Ogór" (Tomasz Jędrzejak - dop. red.) - wszyscy oni mieli przygodę w "Czewie"…
A i Maciej Janowski nieźle sobie w Częstochowie radził.
- To fakt. Co prawda nie startował we Włókniarzu, ale często tam przyjeżdżał.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>