Dobra postawa rzeszowian była możliwa dzięki znakomitej jeździe Grega Hancocka i Petera Kildemanda, którzy zdobyli 2/3 punktów całej drużyny.
[ad=rectangle]
Szczególnie Duńczyk znakomicie zaczął mecz na Motoarenie. W swoich pierwszych trzech pojedynkach dojeżdżał do mety na pierwszym miejscu i zdawało się, że tego wieczoru nie znajdzie pogromcy. Ostatecznie jednak w dwóch kolejnych wyścigach sędzia wykluczał "Pająka", a do końca meczu dorzucił on do swojego dorobku jeszcze jedną "trójkę", kończąc mecz z dwunastoma punktami na koncie. - Mimo że w nocy padał tu deszcz, to organizatorom udało się przygotować naprawdę rewelacyjną nawierzchnię. Nie miałem żadnych problemów żeby się dopasować i dobrze radziłem sobie na dystansie - komentował po meczu Duńczyk.
"Oczek" przy nazwisku Kildemanda mogło być jednak więcej, bo w zwycięskich biegach był on absolutnie bezkonkurencyjny i rywale nie byli w stanie nawiązać z nim walki. - Myślę, że osiągnęliśmy tu dobry wynik. Mieliśmy bardzo trudne zawody, a ja wygrałem w czterech wyścigach, więc z własnej postawy też powinienem być zadowolony. Było dobrze, ale szkoda, że trafiły się te dwa wykluczenia - powiedział w rozmowie z naszym portalem.
Pierwszy raz sędzia ukarał "Pająka" w wyścigu dziesiątym. Kildemand miał w tym biegu za rywali bardzo szybkich tego dnia Chrisa Holdera i Kacpra Gomólskiego, którzy znakomicie wystartowali i wysunęli się na podwójne prowadzenie. Na drugim łuku Duńczyk z impetem wszedł jednak pod łokieć "Gingera" i spowodował jego upadek. Całe szczęście obyło się bez złamań, a zawodnik toruńskiego klubu uskarżał się jedynie na ból głowy. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że z powtórki należy wykluczyć Kildemanda.
[b]Skrót meczu Skrót meczu KS Toruń - PGE Stal Rzeszów
[/b]
Druga sytuacja to bieg trzynasty i walka z Grigorijem Łagutą. "Pająk" znów słabiej spisał się na starcie i o punkty musiał walczyć na dystansie. Najpierw upadł na tor na wyjściu z pierwszego łuku i sędzia postanowił powtórzyć bieg w pełnej obsadzie. Później Kildemand zanotował upadek w tym samym miejscu, jednak na dystansie. Duńczyk próbował objechać po szerokiej Łagutę, który nie zostawił mu miejsca pod bandą, w efekcie czego "Pająk" był zmuszony ratować się upadkiem. W tej sytuacji arbiter już drugi raz w tym meczu wykluczył Kildemanda. - Jedno z tych wykluczeń to moja wina. Pierwsza sytuacja, ta z Gomólskim, została w stu procentach spowodowana przeze mnie i nawet nie ma o czym dyskutować. W drugiej jednak nie miałem tak naprawdę możliwości żeby cokolwiek zrobić, żeby się uratować przed upadkiem. Szkoda, że tak się stało - ocenił Duńczyk.
Rosjanin ostro, szedł z Kildemandem w ogrodzenie. I uważam, że Peter nie miał za dużego pola manewru na nożyce.