Jan Krzystyniak: Wychowujemy nieudaczników

Kiedyś mieliśmy drewniane bandy i dziurawe tory, a kontuzji było mniej - uważa Jan Krzystyniak. Twierdzi, że liczne upadki, jakie oglądamy w tym roku świadczą o mniejszych umiejętnościach zawodników.

W tym artykule dowiesz się o:

Liczba kolizji i poniesionych kontuzji jest większa niż w kilku poprzednich sezonach. Przynajmniej na razie nie potwierdziły się zatem opinie, że po powrocie tłumików przelotowych, żużel stanie się sportem bezpieczniejszym.
[ad=rectangle]
- Przez ostatnie dwa lata słuchałem na okrągło opinii, jak to tłumiki nieprzelotowe są złe. Mówiono, że psują żużel i że to przez nie oglądamy tyle upadków i kontuzji. W tym sezonie dopuszczono do użytku tłumiki przelotowe, a ja zmiany na lepsze wcale nie widzę. Wręcz przeciwnie, dochodzę do wniosku, że groźnych sytuacji na torze jest jeszcze więcej. Jestem więc ciekaw, co powiedzieliby teraz ci, którzy obwiniali za kontuzje poprzednie tłumiki. Moim zdaniem przyczyna upadków leży gdzie indziej. Jest nią brak umiejętności ze strony zawodników - ocenił w rozmowie z naszym portalem Jan Krzystyniak.

Były trener ekstraligowych drużyn przyznaje, że nie podoba mu się narzekanie obecnych żużlowców na nierówne tory. Jak zaznacza, że w przeszłości ścigano się w znacznie bardziej niebezpiecznych i wymagających warunkach. - Wychodzę z założenia, że zawodnik, który uważa się za klasowego sportowca, powinien poradzić sobie na każdym torze. Kiedyś żużlowiec wyjeżdżając do wyścigu musiał myśleć o dziesięciu rzeczach, a dziś zawęża się jego tok myślenia do tego, że ma trzymać gaz i jechać do przodu. Obecnie zawodnicy nie chcą myśleć o tym, czy na torze są dziurki. Chcą nawierzchni, która jest zupełnie płaska. Gdy pojawia się dziurka wielkości pudełka od zapałek, robi się tragedia, bo kogoś lekko szarpnęło. Kiedyś padło stwierdzenie, że licencji żużlowej nie powinni zdawać nieudacznicy. Teraz doszło do sytuacji, że właśnie takich zawodników wychowujemy, bo boją się jeździć na innym niż zupełnie płaskim torze. Dodatkowo mamy funkcję komisarza, który ma dbać o jakość tej nawierzchni i często dochodzi do absurdów. Dla tych, którzy wyobrażają sobie żużel jako jazdę po gładkim torze, mam jedną radę: niech zasiądą razem w fotelach i ścigają się na joystickach. Tam przynajmniej nie nabawią się kontuzji - podsumował były trener Unii Leszno.

Źródło artykułu: