Szybkie postępy Maksyma Drabika. "Cały czas lecę na farcie"

Kariera syna utytułowanego Sławomira Drabika nabiera kolorytu w zawrotnym tempie. Choć jego ojciec przestrzega przed hurraoptymizmem, trudno przejść obojętnie wobec rezultatów Maksyma.

- Jak mam go widywać pod sklepem z dziwnym towarzystwem i ma łoić jakieś dziwne dopalacze czy kwachy za pięć złotych, to lepiej żeby się sportem zajął. Obojętnie czy to jest pływanie, gra w bierki czy w szachy. To nie ma znaczenia. Głównie chodzi o to żeby była ta odskocznia. Zapomina się wtedy o tych dziwnych historiach, klimatach i znajomych - mówił na temat swojego syna blisko 5 lat temu Sławomir Drabik w rozmowie z naszym portalem. Maksym ostatecznie wybrał żużel. Teraz swojego ojca, który zęby na żużlu zjadł, każdorazowo gdy wyjeżdża na tor przyprawia o siwe włosy.
[ad=rectangle]
To było jednak nieuniknione. Już od najmłodszych lat "młodego Drabika" można było zaobserwować na małym motorku śmigającego po rodzinnym podwórku, od czasu do czasu nieśmiało doglądającego co się dzieje w warsztacie ojca. Po raptem kilku latach teraz cała uwaga skupiona jest właśnie na nim. Presja związana z samym nazwiskiem go nie przytłacza. Uważnie słucha porad doświadczonego taty i pierwszych efektów jesteśmy świadkami.

Maksym Drabik jest 17-latkiem, który systematycznie i etapowo w dalszym ciągu wkracza do wielkiego speedway'a. O to, by za szybko nie został rzucony na głęboką wodę zadbał oczywiście ojciec Sławomir. Po przygodach z motocyklami o mniejszej pojemności, przyszła pora na klasyczną pięćsetkę, pierwsze treningi przy Olsztyńskiej w Częstochowie, podczas których miało się wrażenie, że cofnęło się w czasie i ogląda na torze "Slammera", zawody na lodzie, nieoficjalne turnieje, imprezy młodzieżowe, starty w II i I lidze. Przed sezonem w roku 2015 team Drabików podjął decyzję - wybieramy ekstraligową Betard Spartę Wrocław.

Wydaje się, że "Torres" lepiej trafić nie mógł. We Wrocławiu ma pewne miejsce na pozycji juniorskiej a co za tym idzie, psychiczny komfort. Może się skupić na najważniejszym, czyli zbieraniu doświadczenia i rozwijaniu swojego sporego potencjału. W bieżącym roku zaskoczył pozytywnie już niejednokrotnie, czy to w zawodach młodzieżowych, czy PGE Ekstralidze. W piórka jednak nie obrósł. A przecież mógłby się nadąć dumnie jak paw i kazać się podziwiać po meczu z Fogo Unią Leszno, gdy zdobył 10 punktów w czterech startach. Na dodatek trzykrotnie biegi kończył na pierwszym miejscu. Tymczasem… - To był jakiś przypadek. Cały czas lecę na farcie (śmiech) - krótko podsumował absolutnie wyluzowany Maksym. W stylu swojego ojca.

Jego podobieństwo do dwukrotnego Indywidualnego Mistrza Polski najbardziej rzuca się w oczy na torze. Trudno oczekiwać czegoś innego, skoro to właśnie Sławomir Drabik ukształtował swojego syna. Interesujący jest jednak fakt, skąd ta kalka podczas pokonywania łuków. Maksym jest przecież dość sporo wyższy od ojca. Mimo to potrafi tak samo schować głowę za kierownicą, czy balansować na motocyklu. To dar przekazany w genach, wynik szkolenia "Slammera", a może efekt przyglądania się poczynaniom taty? Jaka jest opinia samego zainteresowanego? Odpowiedź może być zaskakująca. - Mówiąc szczerze to nie mam pojęcia z czego to wynika. Czy wyglądamy identycznie? Chyba nie do końca. Według mnie jesteśmy inni. Kopią swojego taty na torze nie jestem, bez przesady. Może trochę go przypominam - oświadczył "Torres".

"Młody Drabik" jak na razie rozwija się prawidłowo, co sprawia wiele radości nie tylko kibicom we Wrocławiu, ale też sympatykom czekającego na powrót do ligowych wojaży częstochowskiego Włókniarza. Wszak tata "Torresa" spędził z Lwem na piersi 22 sezony i dla wielu jest ikoną tego klubu. Maksym dotąd nie miał okazji wystartować w biało-zielonych barwach poza zdaniem egzaminu na licencję. I choć jest częstochowianinem, póki co chwali sobie Wrocław. - Na razie jestem zawodnikiem Sparty i jest mi tam dobrze. To super klub, panuje tam świetna atmosfera i doskonale się dogadujemy - przekazał. Włókniarza jednak nie przekreśla, ale to obecnie melodia przyszłości. - Być może kiedyś, jak będzie w Częstochowie już wszystko poukładane to może, zobaczymy. Jest taka opcja - powiedział na temat ewentualnych startów dla Lwów.

Maksym Drabik ze swoim tatą Sławomirem
Maksym Drabik ze swoim tatą Sławomirem

Ostatnio przy Olsztyńskiej pozostawił po sobie trwalszy ślad. Podczas eliminacji MIMP wykręcił czas, który okazał się nowym rekordem częstochowskiego toru. Tę informację zgromadzeni kibice przyjęli z entuzjazmem. Zresztą każdy wyjazd na tor Maksyma kończył się salwą braw. Sam zainteresowany po zawodach od dziennikarzy dowiedział się o swoim wyczynie: - Przyznam, że na czasy nie zwracałem uwagi. 

Oczywiście przed Maksymem jeszcze mnóstwo pracy i wyrzeczeń. Póki co brakuje mu do najlepszych polskich młodzieżowców takich jak Piotr Pawlicki, czy Bartosz Zmarzlik, ale pomału zaczyna deptać im po piętach, potrafi wygrać z bardziej doświadczonymi i utytułowanymi zawodnikami od siebie. Najważniejsze by za wcześnie nie uwierzył, że przygotowany piedestał już należy do niego. By się na niego wspiąć, potrzebna jest nie tylko ciężka praca, pokora, odporność na stres, ale też szczęście. Czas pokaże, jak te wszystkie elementy będą ze sobą współgrać.

Źródło artykułu: