- Przyjeżdżając do Gniezna myślałem, że nie będziemy mieć w zespole kolejnej kontuzji i liczyłem na wywiezienie z tego świętego miasta, gdzie stoi katedra z dwiema wieżyczkami, dwóch punktów. Niestety się nie udało. Feralny okazał się dla nas 13. wyścig. Muszę jednak pogratulować drużynie - chłopacy się nie poddali i dowieźli remis - mówił po spotkaniu szkoleniowiec Orła.
[ad=rectangle]
Wspominana 13. gonitwa mogła zakończyć się podwójnym zwycięstwem gości, ale w wyniku karambolu ucierpieli Jakub Jamróg i Borys Miturski. Ostatecznie podwójnie wygrali gospodarze i przed biegami nominowanymi możliwy był jeszcze każdy wynik. - Trzeba się przyjrzeć zdobyczom poszczególnych zawodników. Hans Andersen potrafi zdobywać komplety i tak samo potrafi to robić Mads Korneliussen. Mogłem się po nim spodziewać więcej. Podobnie po Borysie Miturskim, choć dla niego był to pierwszy mecz po przerwie - analizował trener Kędziora.
Wspominany Korneliussen wywalczył 6 punktów i bonus. - Przede wszystkim chodzi o punkty Madsa. Rok temu prezentował się w Gnieźnie dużo lepiej. Taki jest jednak ten sport - cóż byłby on warty, gdybyśmy wszystko zakładali z góry? Trzeba też docenić wysiłek chłopaków ze Startu, którzy mimo takiej, a nie innej sytuacji w tabeli do końca dzielnie walczyli - ocenił były szkoleniowiec Startu.
Kędziora przez kilka lat był trenerem gnieźnieńskiej drużyny. Dobrze zna zatem miejscowe realia i mógł pokusić się o komentarz do obecnej sytuacji. - Chłopacy, którzy tutaj działają, oraz wszyscy sponsorzy dadzą sobie radę i ten klub nadal będzie istnieć na wysokim poziomie. Z całego serca im tego życzę. Przeżyłem tutaj kilka sezonów, był super wynik. Do tego wrócą. Nie trzeba podawać się do dymisji, robić jakichś wielkich zmian - powiedział.