Stefan Smołka: Żużlowy i piłkarski ROW

 / Na zdjęciu: zawody żużlowe sprzed lat (fotografia poglądowa)
/ Na zdjęciu: zawody żużlowe sprzed lat (fotografia poglądowa)

Pod informacją o meczu żużlowców z piłkarzami z Rybnika aktywny na portalu internauta "yes", napisał: "Pamiętam jak piłkarski ROW Rybnik II doszedł 40 lat temu do finału piłkarskiego Pucharu Polski".

Warto przypomnieć jak wtedy wyglądała całkiem ciekawa kohabitacja piłkarskiego i żużlowego światka w ramach wielosekcyjnego klubu i co wtedy żużlowcy i piłkarze rybniccy sobą prezentowali.
[ad=rectangle]
Panowała zgoda i wzajemny szacunek. Dochodziło do spotkań mniej czy bardziej formalnych, a oblegane w gierkowskich czasach rybnickie kawiarnie i restauracje (Ryba, Tęcza, Kaprys) często gościły mieszane towarzystwo żużlowo-piłkarskie, przyozdobione nieraz "kwiatkiem" innej dyscypliny, choćby niezłej w Rybniku koszykówki z Andrzejem Zygmuntem na czele, judo z Janem Operaczem, szermierki czy lekkiej atletyki. To była jedna wielka rodzina.

Tak oglądało się mecze
Tak oglądało się mecze

Po latach hegemonii żużlowcy sławnego KS ROW właśnie oddawali pierwszeństwo innym klubom w Polsce, przede wszystkim Stali z Gorzowa, Włókniarzowi z Częstochowy, Wybrzeżu z Gdańska. Z mroków przygnębiającej smuty wracało do gry Leszno, powoli coraz wyżej wspinała się Zielona Góra ze swoim bojowym Falubazem. Ale w ogóle w polskim żużlu następował kryzys. Wielki triumf Jerzego Szczakiela w finale IMŚ 1973 wbrew oczekiwaniom nie pociągnął za sobą fali zwycięstw żużlowców spod biało-czerwonych barw. Złotem w rozdaniach światowych dzielili się inni. Świat niestety Polakom umykał, a indywidualnie z polskich żużlowców na placu boju, siłą rozpędu ich talentów, pozostawali praktycznie już tylko Zenon Plech i Edward Jancarz, zaś ich tropem próbowali iść ze zmiennym powodzeniem Jerzy Rembas i Marek Cieślak. Na dobrą sprawę była to cała siła polskiego speedwaya w drugiej połowie dekady lat 70.

Twórcy sportowej potęgi ROW. Od lewej: szef sekcji piłkarskiej Tadeusz Oczko, prezes klubu Jerzy Kucharczyk, Eugeniusz Lerch, Henryk Wieczorek
Twórcy sportowej potęgi ROW. Od lewej: szef sekcji piłkarskiej Tadeusz Oczko, prezes klubu Jerzy Kucharczyk, Eugeniusz Lerch, Henryk Wieczorek

Inaczej było wtedy z wielką piłką. Futbol królował w mediach, red Jan Ciszewski był powszechnie znanym magiem i celebrytą. Polska piłka nożna notowała swoje historyczne szczyty szczytów. W 1972 roku złoty medal olimpijski polskiej reprezentacji w Monachium, znakomite występy klubów Górnika Zabrze i Legii Warszawa w europejskich pucharach rozpętały piłkarskie szaleństwo. Trudem wielu szkoleniowców, szczególnie wybitnego trenera Kazimierza Górskiego narodziło się pokolenie fantastycznie uzdolnionych piłkarzy. Do Huberta Kostki, Stanisława Oślizły, Jacka Gmocha, Lucjana Brychczego, Roberta Gadochy, Zygfryda Szołtysika, Włodzimierza Lubańskiego, Jerzego Gorgonia dołączyli młodzi gniewni, jak Jan Tomaszewski, Władysław Żmuda, Adam Musiał, Henryk Kasperczak, Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach. Gdy doszło do głosu pokolenie Stefana Majewskiego, "Krupnioka" Andrzeja Buncola, niesamowitych widzewiaków - Józefa Młynarczyka, Włodzimierza Smolarka, Zbigniewa "Zibiego" Bońka, to czasy świetności sięgnęły roku pamiętnego 1982, kiedy to ekipa trenera Piechniczka sięgnęła po drugi dla Polski brąz mundialu.

W ekstraklasie piłkarskiej sezonu 1975 cud - cóż by ów termin nie znaczył - uratował KS ROW Rybnik przed spadkiem z elity piłkarskiej kraju. Sześć zespołów z dokładnie takim samym dorobkiem dużych punktów na koniec rozgrywek ligi centralnej to fenomen, niezależnie od dyscypliny sportu. Spadające wówczas z ligi stołeczna Gwardia i gdyńska Arka ustępowały rybniczanom tylko gorszym bilansem zwycięstw, 11:12, no i decydującym, minimalnie gorszym, bilansem bramek. O wyrównanej stawce świadczy fakt, iż szósta w Polsce Legia Warszawa, z Kazimierzem Deyną w składzie, miała tylko o 3 punkty więcej od ROW-u, a także od pechowców z tejże Warszawy i Gdyni, którzy musieli pogodzić się z degradacją.

Cóż to był ten piłkarski ROW? Otóż firma to była solidna i niebezpieczna dla najlepszych. Była to zazwyczaj zadziwiająco chytrze zestawiona mieszanka rutyny z młodością. Bramkarze w Rybniku zawsze byli OK. Od zamierzchłych czasów lig okręgowych z Rainholdem Kuczerą między słupkami. Potem był ekwilibrysta, przystojny Horn, dalej mocno zbudowany Barow, później utalentowany reprezentant Polski Piotr Mowlik - bez cienia wątpliwości klasa światowa. Najwięcej wszak na tej newralgicznej pozycji piłkarski KS ROW zawdzięcza Franciszkowi Pelczarowi i Witoldowi Szygule. Z obrońców świetnie prezentował się Ryszard Kamiński, prawdziwą opoką był stoper Józef Golla, dalej Edward Herman, także Henryk Wieczorek - znany potem reprezentant. Starsi rybniczanie jednym tchem wymieniają inne nazwiska: Sułek, Czenczek, Śmietana, Sobczyński. A niezapomniany Paweł Konsek - wcześniej super skuteczny napastnik? To ten, co sprytem, szybkością i zwinnością ośmieszał wprost przeciwników. W pomocy najwięcej sukcesów wypracowywali w dawnych latach Józef Skóra i Henryk Broja, a potem Józef Gach, Henryk Zdebel, Henryk Wita, jeszcze później Edward Lorens i Franciszek Krótki, zaś z napastników najbardziej znani to Jerzy Szulik, Fryderyk Cholewa, Gerard Pawlik, Andrzej Frydecki, Ryszard Błachut, Paweł Janduda, no i wreszcie idol ówczesnej młodzieży, skuteczny i pewny Eugeniusz Lerch zwany Elkiem. To był dawny piłkarz Ruchu Chorzów, ale dla barw ROW zdobył wiele goli, w tym swoją setną bramkę w ekstraklasie. Był zresztą królem strzelców w II lidze i jednym z najskuteczniejszych w pierwszej dywizji. Stylem gry i sylwetką przypominał sławnego Gerda Muellera z RFN, króla strzelców mundialu.

Piłkarski ROW w tak świetnych latach dla polskiej piłki potykał się na zielonej murawie ze wszystkimi najlepszymi polskimi piłkarzami, znanymi i cenionymi w świecie. Wyniki klubu w tych warunkach nie były może rewelacyjne, popularna "Przikopa" raczej okupowała dolną połówkę tabel, albo też spadała, by w następnym sezonie wejść z powrotem do I ligi. Za silni do drugiej, za słabi do pierwszej - mawiano.

Fenomenem były owe rezerwy ROW, które w niesamowitym ciągu spotkań na chwałowickim boisku przykopalnianym (o nawierzchni żużlowej - !!!) kosiły sławne polskie kluby Polonii Bytom, Lecha Poznań, Legii Warszawa i Górnika Zabrze. To były autentyczne rezerwy pierwszoligowego ROW, bardzo pewny bramkarz Jerzy Fojcik, stoper wielkolud Eugeniusz Żywica - ściana nie do przejścia, Tadeusz Jakubczyk, Bolesław Buchalik, Emil Szymura i inni. W finale PP, w dniu 1 maja 1975 roku, na obiekcie Cracovii wobec piętnastotysięcznej widowni (dziesiątki autokarów z Rybnika) naprzeciw siebie stanęły Stal Rzeszów i KS ROW. Zezwolono na grę zawodnikom pierwszej drużyny z Rybnika. Trener Edward Jankowski skorzystał z opcji. Zacięty, ale brzydki mecz zakończył się remisem bezbramkowym. W "loterii" rzutów karnych 3:2 wygrali rzeszowianie. Wielu kibiców do dziś twierdzi, że to był błąd, że byłoby lepiej, gdyby młoda drużyna rezerw do końca grała w niezmienionym składzie. Nawet przegrana smakowałaby wówczas mniej gorzko. Zimną kalkulacją zgaszono niespotykany entuzjazm kipiącej młodości. Poza tym - tak po ludzku - gdzie sprawiedliwość?...

Żużlowy ROW z ostatnimi mistrzami Polski i medalistami MŚ. O lewej stoją: mechanik Zygmunt Krzyżak, Jerzy Gryt, Piotr Pyszny, Stanisław Kiljan, Grzegorz Szczepanik, Andrzej Tkocz, mechanik Konrad Karwot, prezes Zygmunt Hanak; niżej siedzą: Antoni Fojcik, Andrzej Wyglenda, Jerzy Wilim
Żużlowy ROW z ostatnimi mistrzami Polski i medalistami MŚ. O lewej stoją: mechanik Zygmunt Krzyżak, Jerzy Gryt, Piotr Pyszny, Stanisław Kiljan, Grzegorz Szczepanik, Andrzej Tkocz, mechanik Konrad Karwot, prezes Zygmunt Hanak; niżej siedzą: Antoni Fojcik, Andrzej Wyglenda, Jerzy Wilim

W zaprzyjaźnionej żużlowej rodzinie brylowali wtedy w Rybniku Antoni Fojcik, Jerzy Wilim, Piotr Pyszny, lecz najodważniej schedę po "muszkieterach" (Maju, Worynie, Wyglendzie i Staszku Tkoczu) przejmował Andrzej Tkocz, najmłodszy z żużlowego rodu. Kończyli kariery, wciąż pożyteczni Andrzej Wyglenda i Jerzy Gryt. Brakowało Antka Woryny, który dopiero co (wiosną 1975) powiedział pas, podobnie jak trzy lata przed nim, o 5 lat starszy od niego mistrz i nauczyciel Stanisław Tkocz.

Wraz z końcem dekady Gierka kończyła się świetność wielosekcyjnego klubu ROW, upadła piłka, wyblakł żużel. Speedway przetrwał siłą wielopokoleniowych tradycji, do dziś wysysanych z mlekiem młodych rybnickich matek.

Stefan Smołka

Źródło artykułu: