KMŻ Motor Lublin - Kolejarz Intermarche Rawicz: pomeczowe Hop-Bęc

Zespół z Lublina pokonał rawickie Niedźwiadki 51:39. Na plus z tych zawodów odnotować można dobre występy Thomsena i Mazura. Natomiast kolejny raz awarii uległa maszyna startowa, która opóźniała mecz.

[bullet=hop.jpg]HOP
Thomsen jak na lidera przystało

Kolejarz Intermarche Rawicz przed spotkaniem nie był stawiany w roli faworyta, mimo że w składzie lublinian doszło do kilku zmian. Rawiczanie nie potrafili znaleźć recepty na Koziołki. Walkę z gospodarzami podjął przede wszystkim Anders Thomsen. Duńczyk obok Edwarda Mazura był wiodącą postacią meczu. 13 punktów pokazuje, że Thomsen pojechał na bardzo wysokim poziomie. Taki występ napawa go z pewnością optymizmem przed zbliżającym się finałem IMŚJ, który odbędzie się właśnie w Kozim Grodzie.
[ad=rectangle]

Brak słabych punktów wśród seniorów Koziołków

O ile trener Jerzy Głogowski nie może być w pełni usatysfakcjonowany postawą swoich młodzieżowców, o tyle może pochwalić formację seniorską. Prym w niej wiedli Edward Mazur oraz Emil Pulczyński . Warto zauważyć, że żaden z piątki seniorów nie zszedł z wynikiem poniżej sześciu "oczek".

Powrót Kamila Pulczyńskiego

Pojedynek z Kolejarzem Intermarche Rawicz był pierwszym dla Kamila Pulczyńskiego po kontuzji biodra. Zawodnik KMŻ Motoru nabawił się urazu podczas spotkania z Wybrzeżem Gdańsk. Na jego powrót wyczekiwali zarówno kibice jak i szkoleniowiec Koziołków. Pulczyński pojechał trzy wyścigi, w których wywalczył sześć "oczek". Po meczu opiekun ekipy znad Bystrzycy przyznał, że jego podopieczny odczuwa jeszcze skutki kontuzji, przez co pojawiał się na torze tylko trzykrotnie.

[bullet=bec.jpg]BĘC

Ekstremalne warunki do jazdy

Mecz pomiędzy ekipami z Lublina i Rawicza rozpoczął się o godzinie 17. Temperatura ponad trzydzieści stopni i kurz na torze. Tak niedzielne zawody musiała oglądać 500-osobowa publiczność zebrana na stadionie. Polewany lubelski owal przy takich upałach bardzo szybko wysychał i po przejeździe zawodników tworzyły się chmury kurzu. Nie były to komfortowe warunki ani dla żużlowców, ani dla kibiców.

Niekończąca się historia z taśmą

Na Zygmuntowskich po raz kolejny nie mogło zabraknąć dodatkowych "atrakcji". Mowa tu o psującej się taśmie, która daje się we znaki działaczom i kibicom oglądającym zawody. Przez pewien czas osobom funkcyjnym nie udało się doprowadzić maszyny do ładu przez co arbiter podjął decyzję o starcie zawodników na zielone światło. Na szczęście trwało to tylko dwa wyścigi i element startowy został przywrócony do życia. Kolejna awaria musi dać do myślenia zarządowi lubelskiego klubu, gdyż za niespełna tydzień odbędzie się finał IMŚJ.

Źródło artykułu: