Artur Mroczka chwali decyzję trenera. "On jest szefem. Uważam, że zmienił mnie w dobrym momencie"

Mecz przeciwko Betard Sparcie Wrocław kompletnie nie wyszło Arturowi Mroczce. Jego słabszy występ nie miał jednak wpływu na końcowy rezultat, bo jego braki punktowe uzupełnili partnerzy z zespołu.

- Od początku byłem z tyłu ze zmianami. Wygrywałem starty, ale męczyłem się na trasie. Najważniejsze, że drużyna wygrała. Koledzy stanęli na wysokości zadania i przykryli moją słabą dyspozycję. Widać gołym okiem, że nasza ekipa opiera się na każdym zawodniku. Jak komuś nie wyjdzie pojawia się następny i uzupełnia ubytki. Teraz to był Ernest Koza. Fajnie, że tak jest. Oby tak dalej, do play offów - mówił wychowanek klubu z Grudziądza.
[ad=rectangle]
Swój występ w tej potyczce Mroczka zakończył już po trzech gonitwach. Aczkolwiek nie miał o to pretensji do szkoleniowca Pawła Barana, który zastąpił go Ernestem Kozą. - Trener podejmuje decyzje i on rządzi. Musi robić tak żeby zespół zwyciężał. Naprawdę uważam, że w dobrym momencie zrobił zmianę. Przecież już wcześniej mógł mnie nie puszczać, po dwóch słabych wyścigach, a dostałem jeszcze szansę - tłumaczył.

Najbliższe dni będą dla zawodnika niezwykle pracowite. Do niedzielnej, derbowej batalii z PGE Stalą Rzeszów będzie chciał się uporać z drobnymi kłopotami sprzętowymi. - Pojadę do mechanika z moimi silnikami, a w piątek i sobotę będziemy trenować, aby jak najlepiej przygotować się do zawodów z Rzeszowem - zdradził.

Sytuacja w tabeli ułożyła dla Jaskółek taki scenariusz, że nie było wielkiego ciśnienia na szarpanie się o dodatkowe "oczko" za dwumecz z ekipą Piotra Barona. Ale i strata do odrobienia była spora. Wynosiła aż czternaście punktów. - Raczej nie rozważaliśmy tego meczu w takich aspektach, że musimy zdobyć bonus. Wrocławianie są zbyt wyrównaną drużyną i ciężko się z nimi walczy. W naszych głowach była głównie myśl o spokojnym zwycięstwie. I tak wyszła nerwówka także wszystkim nam spadł kamień z serca - powiedział szczerze.

Źródło artykułu: