GKM nie dał plamy w Ekstralidze. "Do samego końca było wyrównanie"

GKM Grudziądz to jedyna drużyna PGE Ekstraligi, która nie zdobyła w rundzie zasadniczej żadnego punktu bonusowego. Beniaminek pozostałby jednak w elicie, gdyby nie dwie wpadki na własnym torze.

Drużyna Roberta Kempińskiego zakończyła ligowe zmagania z dorobkiem dziesięciu punktów, mając trzy oczka straty do PGE Stali Rzeszów  i MONEYmakesMONEY.pl Stali Gorzów. Grudziądzanie walczyli o utrzymanie do ostatniej kolejki rundy zasadniczej, a ostatecznie pogrążył ich dopiero przegrany mecz w Zielonej Górze. Końcowa tabela wskazuje jednak na to, że GKM mógł się utrzymać, nie zdobywając ani jednego punktu na obcym torze.
[ad=rectangle]
- Katem okazał się nasz grudziądzki owal. Po jeździe na tak twardej nawierzchni, wybieramy się później na wyjazdy, gdzie nie możemy się odnaleźć. Gdy jest nieco przyczepniej niż u nas, pojawia się problem - tłumaczył w trakcie sezonu Krzysztof Buczkowski. Wyjazdową niemoc GKM-u potwierdza fakt, że zespół ten nie przekroczył na obcych torach granicy trzydziestu pięciu punktów. Z perspektywy czasu grudziądzanie powinni jednak żałować bardziej dwóch przegranych meczów na własnym torze.

Kluczowa dla losów całego sezonu mogła być potyczka z Fogo Unią. Po tym, jak Tomasz Gollob i Rafał Okoniewski wygrali czternastą gonitwę 5:1, grudziądzanie prowadzili z liderem tabeli 43:41. Gdyby w ostatnim wyścigu para Buczkowski - Artiom Łaguta przywiozła remis, beniaminek cieszyłby się z meczowego zwycięstwa. Stało się jednak inaczej. Z powodu biegowej wygranej gości, GKM został wówczas z pustymi rękoma.

Pechowo przegrane zawody z leszczynianami potwierdziły jednak potencjał grudziądzkiego zespołu. Trzej liderzy zespołu - Łaguta, Gollob i Buczkowski zdobyli wówczas powyżej dziesięciu punktów. - Gdyby ci zawodnicy jeździli na takim poziomie w większej liczbie meczów, nie mieliśmy problemu z wygraniem żadnego meczu u siebie. Stać byłoby nas także na lepsze wyniki na wyjazdach. Niestety w zasadzie każdy z naszych zawodników jeździł w kratę - ocenił trener Robert Kempiński.

GKM pokonał w Grudziądzu pięciu z siedmiu ligowych rywali
GKM pokonał w Grudziądzu pięciu z siedmiu ligowych rywali

Czkawką odbijała się ponadto wpadka, jakiej beniaminek doznał na samym początku sezonu. Słabszy dzień tego zespołu wykorzystała tarnowska Unia, wygrywając przy ulicy Hallera 52:37. - Przegraliśmy wtedy w dużej mierze z powodu słabego występu Artioma Łaguty - wspominał Robert Kempiński, mając żal do Rosjanina, który zdobył zaledwie jeden punkt. - Gdyby pojechał na swoim poziomie, chociażby tak jak w wygranym meczu z Gorzowem, mecz byłby wyrównany - dodał.

W przypadku, gdy GKM uniknąłby dwóch wpadek na własnym torze, sięgając zamiast tego po wygrane, miałby w dorobku czternaście punktów i zająłby szóstą lokatę w ligowej tabeli. Zdegradowana zostałaby wówczas PGE Stal, a Stal Gorzów przygotowywałaby się do jazdy w barażu. Takowy scenariusz od samego początku był jednak trudny do wykonania. W tym sezonie Ekstraligi nie ma bowiem zespołu, który nie straciłby punktów na własnym torze. Wpadka przydarzyła się nawet liderowi - Fogo Unii, która poległa w starciu z KS Toruń.

Nie zmienia to jednak faktu, że GKM Grudziądz, który był w żużlowej elicie zaledwie przez rok, opuszcza ligę z podniesionym czołem. - Wszyscy mogli zauważyć, że zespoły z trzech ostatnich miejsc były wyrównane. Nie było takich sytuacji jak w zeszłym roku, kiedy to Gdańsk wygrał tylko jedno spotkanie i wszystkie pozostałe mecze przegrał. Do samego końca nie było wiadomo, która drużyna spadnie z ekstraligi, więc było ciekawie - skwitował Robert Kempiński.

Źródło artykułu: