W półfinale Elite League drużyna Swindon Robins zmierzyła się z Belle Vue Aces. Oba mecze zakończyły się pewnymi zwycięstwami "Asów", którzy w wielkim finale rozgrywek zmierzą się z Poole Pirates.
Zawiedziony takim obrotem spraw jest Peter Kildemand. Duńczyk, który w przeszłości miał okazję świętować z klubem ze Swindon tytuł mistrzowski, powrócił do startów w Wielkiej Brytanii wskutek kontuzji Darcy'ego Ward. "Pająk" w obu meczach półfinałowych zdobył łącznie 11 punktów.
- Jestem sfrustrowany i rozczarowany porażką z Belle Vue. Czuję, że mogliśmy awansować do finału, ale nic nie pracowało tak jak powinno. Wróciłem do zespołu i kiedy okazało się, że jesteśmy w play-offach, to sądziłem, że stać nas na awans do finału - powiedział Kildemand w rozmowie z "Swindon Advertiser".
W pierwszym meczu żużlowcy ze Swindon przegrali w Manchesterze 36:50. W rewanżu na własnym torze nie udało im się odrobić tej straty, gdyż przegrali 43:47. - Musieliśmy uderzyć naprawdę mocno od samego początku spotkania, ale wyglądało to tak, jakby nikogo to nie interesowało. Zawodnicy, menedżer, kapitan zespołu. Nikt nie wyglądał na zaniepokojonego tym, co się dzieje. Jeśli po takim meczu nie jesteś zdołowany, to nie powinieneś udzielać się w tym sporcie. Zespół pracował cały rok na play-offy, a my to po prostu zniszczyliśmy - stwierdził duński żużlowiec.
Kildemand nie ukrywa, że atmosfera w zespole Swindon w tym sezonie było dużo gorsza niż podczas jego wcześniejszych startów w tej ekipie. - Nikomu nie przeszkadzał ten wynik, co mnie rozczarowało. Nie było w ogóle atmosfery. W zeszłym roku popełniliśmy w klubie ten sam błąd i myślałem, że ktoś powinien wyciągnąć wnioski. Tymczasem nie miałem żadnych wiadomości. Najważniejszy mecz sezonu się zbliżał, a przez tydzień nikt się ze mną nie skontaktował. Podeszliśmy do tego jakby to było zwykłe spotkanie ligowe. Potrzebujemy wsparcia i musimy się trzymać razem jako drużyna - dodał Kildemand.
Duńczyk za niepowodzenie drużyny w play-offach obwinia kapitana Troya Batchelora oraz menedżera Aluna Rossitera. - Troy jest kapitanem tego zespołu, a Alun jego menedżerem. To są dwie osoby, które powinny działać i zrobić pierwszy krok. Jednak oni nic nie zrobili. Mogliśmy chociaż wygrać ten mecz rewanżowy dla fanów, ale nawet o to się nie postaraliśmy. Nie mam żadnych problemów z "Rosco", ale po prostu uważam, że brak awansu do finału jest sporym rozczarowaniem - podsumował Kildemand.