Po ostatniej rundzie Grand Prix jest kilka refleksji. Po pierwsze, nie ma co wywarzać otwartych drzwi ani kopać się z koniem. Skoro rok temu na Narodowym nie wyszło tak jak miało wyjść, to czas zacząć nowy rozdział (po sprzedaży biletów na Warszawę już widać, że fani się nie obrazili). Czas wziąć sprawdzone rozwiązania z innych stadionów. Choćby ze Sztokholmu czy niedawnego Melbourne. Jakie?
Legendarne wspomnienia
Na początek te sprzed zawodów. W Szwecji szczycą się Jonssonami, Rickardssonami czy Fundinami, a w Australii Adamsami i innymi Crumpami. U nas jest najlepsza liga świata i równie wielkie nazwiska. Proponuję przed 50. tysiącami kibiców wyciągnąć naszych asów i zaprezentować ich miastu i światu. Warszawie i Polsce. Narodowi na Narodowym. Kibicom znad Wisły, zza Bałtyku czy jeszcze z innych kierunków. Fanom przed telewizorami w kraju i za granicą. Bo tradycję trzeba pielęgnować, a historię przypominać. Śmiało można podczas specjalnej prezentacji pochwalić się medalistami indywidualnych mistrzostw świata, których kilku mamy. Pierwsi z lat 60-tych już od nas odeszli, ale może warto w roztropny sposób ich przypomnieć. Antoniego Worynę i Edwarda Jancarza i ich brązowe krążki z goeteborskich wyczynów i wrocławskiego turnieju. Może przez reprezentantów rodzinnych albo najbliższych przyjaciół. Może przez jakąś tablicę czy napis, który oddałby cześć Polakom, którzy rozsławiali w świecie Rybnik, Gorzów i całą Polskę. Kwestia do dyskusji i decyzji. Rzucam pomysł (szczegóły do omówienia), bo warto symbolicznie przekazać pałeczkę młodym-gniewnym przez doświadczonych mistrzów. Przez srebrnego Pawła Waloszka, którego nie wszyscy kojarzą z wicemistrzostwem 1970. Przez pierwszego polskiego mistrza globu Jerzego Szczakiela czy brązowego i srebrnego w pamiętnych Chorzowach Zenona Plecha. Obie legendy od czasu do czasu wspominają tamte chwile, pamiętając tak szczegółowe historie jakby one zdarzyły się wczoraj. A to o długim skoku w maszynie Nowozelandczyka Maugera, a to o jeździe przeciwko koalicji obcokrajowców. Mistrzowskie wspomnienia.
Stworzyć dobry obyczaj
Co nieco na ostatni temat opowiedziałby współczesny mistrz Gollob. Tomasz zdobył pierwszy medal dla Polski po 18 latach od sukcesu pana Zenona. Pamiętamy jak po kilku brązach i srebrach przyszło złoto 2010, czym bydgoszczanin potwierdził swą niepodważalną wielkość. Nie zaszkodzi podziękować mu za te kolorowe emocje ponownie, tym razem udanie i w obecności innych wielkich nazwisk. Bo bez względu na to czy Jarek Hampel dzikusa na GP 2016 otrzyma czy nie, zaprezentować go przed największą publiką konieczne. W końcu to dwukrotny wicemistrz świata i brązowy medalista. I podobnie jak Krzyśkowi srebrnemu Kasprzakowi należą się ciepłe i serdeczne słowa. Za to co już zrobili i w jakim stylu. Również jako zachętę na żużlową przyszłość. To wszystko niewiele kosztuje, a jak bardzo jednoczy i mobilizuje środowisko. Bądźmy dumni z przeszłości i naładujmy młodych Piotrka, Bartka i Maćka siłą i energią na przyszłość. Jakkolwiek to patetycznie brzmi, stwórzmy dobry obyczaj.
Zimowe chłodzenie głowy
Druga refleksja tyczy się zachowań. Na torze robi się bardzo niebezpiecznie, a w parku maszyn coraz to bardziej nieprzewidywalnie. Nie można tu jednak za mocno wchodzić w buty zawodników i ostatecznie wyrokować na tematy im najlepiej znane. Sami zaczynają zabierać głos, gdzieniegdzie przyznając, że wszędobylskie ciśnienie i pachnące dookoła pieniądze powodują niezdrowy zawrót głowy. Trzeba ich samych pytać o przyczyny niezwykle kontaktowej jazdy i o pomysły na złapanie potrzebnego dystansu. No i zachęcać arbitrów oraz organizatorów turniejów do temperowania niektórych zachowań oraz ograniczania presji. Patrząc na sobotnie Melbourne kilka razy włos jeżył się na głowie. Polowanie na czyjeś kości czy rękoczyny poza torem przekraczają już jakiekolwiek granice przyzwoitości i zasad fair play. Dobrze, że idzie zima. Będzie czas na przemyślenia. Na odpoczynek, rozluźnienie i schłodzenie głów. I na analizę niezdrowych tematów. Nowy sezon musi być mniej urazowy. Inaczej nie zajedziemy daleko.
83 lata Dziadka z Dzikiem
Na koniec o wieku. Tajski mistrz świata 25 lat i drugie złoto w karierze. Srebrny i brązowy zawodnik Grand Prix w sumie 83 wiosny. Greg z Nickim powoli się godzą, co widzieliśmy na australijskim podium, kiedy stukali się butelkami. Dobrze, że nikt żużlowych medalistów nie zgłosił na policję, jak to się miało ze snajperem Lewandowskim sączącym bąbelki na Narodowym podczas fety z okazji udanych eliminacji euro. Ale wracając do żużla. Woffinden jeżdżąc w dotychczasowym tempie może pobić rozmaite rekordy. Jeśli chodzi o liczbę trofeów albo kolejny jeśli idzie o wiek. A dwaj rutyniarze mogą zapisać się w historii jako ludzie wytrzymujący z powodzeniem prawie wszystko. Amerykanin trudy upływającego czasu, a Duńczyk polowanie na własną skórę. Jak na Dziadka i Dzika przystało.
Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+
Mówi się i pisze o po Czytaj całość