Zawodnik miał też dużą szansę na zdobycie piątego w karierze tytułu Indywidualnego Mistrza Świata w wyścigach na długim torze. Po dwóch rundach był liderem klasyfikacji generalnej, ale w międzyczasie w zawodach klasycznej odmiany speedwaya zanotował groźny upadek i ze względu na ucisk na dysku przedwcześnie zakończył sezon, tracąc dwie kolejne rundy IMŚ i kończąc ostatecznie zmagania na siódmej pozycji. O piąte złoto nie powalczy w przyszłym roku, bowiem w ostatnich dniach poinformował o zakończeniu kariery w long tracku.
WP SportoweFakty: Nie mógłbym nie zacząć od pytania o długi tor. Dlaczego zakończyłeś bogatą karierę w tej odmianie speedwaya? To już definitywny koniec?
Joonas Kylmaekorpi: O zrezygnowaniu z długiego toru myślałem już po wywalczeniu czwartego tytułu mistrza świata. Powiedziałem sobie, że następny rok będzie tym ostatnim, ale niestety nie było to mądre posunięcie. Jeśli rezygnuje się w głowie, nie ma możliwości walczyć o mistrzostwo. Skończyłem sezon z brązowym medalem. Dało mi to jakoś dodatkową motywację i chciałem walczyć o złoto. W tym roku wierzyłem, że stać mnie na złoto i pokazałem wszystkim, że tym razem również mogłem zwyciężyć w mistrzostwach. Wygrałem dwie pierwsze rundy, ale później doznałem kontuzji i nie mogłem wystąpić w dwóch pozostałych. Z długim torem są problemy związane z ekonomią. Zwycięzca rundy otrzymuje 2500 euro. Jeśli wygrałbym wszystkie, to i tak nie pokryłoby to kosztów podróży na zawody i opłaty dla mechaników, nie wspominając już o zbudowaniu i utrzymaniu motocyklów. Ponadto, co roku przynajmniej jedna runda jest zaplanowana na niedzielę, a to oznacza, że nie mogę tego dnia ścigać się w Polsce i wiąże się to z problemami dla mojego klubu. Nikt nigdy nie zdobył przede mną czterech tytułów z rzędu. Pobiłem ten rekord i czuję, że to wystarczy. Nie będę jeździł w przyszłym roku w mistrzostwach świata i jest to decyzja definitywna.
Który tytuł smakował najlepiej?
- Każdy z nich był inny. Pierwszy tytuł był specjalny, bo nigdy wcześniej nie byłem mistrzem świata. Drugie złoto było jednak o wiele trudniej zdobyć. Na zawodniku jest wówczas ogromna presja, a jak można zauważyć choćby w klasycznej odmianie speedwaya, wielu zostaje mistrzem dwukrotnie, ale niekoniecznie z rzędu. Przez trzy lata walczyłem z presją, zawsze będąc na szczycie. Wiedziałem, że pozostali zawodnicy przyjeżdżali na zawody z nadzieją na zatrzymanie mnie. Długi tor wówczas to było 15 zawodników kontra Kylmaekorpi. Zdobycie wszystkich czterech złotych medali było czymś świetnym.
W przyszłym roku skończysz 36 lat. Marzysz jeszcze o startach w Grand Prix i złotym medalu w klasycznej odmianie?
- 36 to tylko liczba. Czuję się, jakbym był 20-latkiem. Greg Hancock miał 44 lata kiedy zdobył swój ostatni tytuł mistrza świata, co pokazuje, że wiek nie ma tak dużego znaczenia w żużlu. Postanowiłem zrezygnować z długiego toru, ponieważ mam przeczucie, że wciąż mogę wiele osiągnąć w klasycznym speedwayu. 2015 rok był najlepszym w mojej karierze i wiem, że to dopiero początek.
Tegoroczny sezon był dla ciebie bardzo udany. W Nice PLŻ poprawiłeś swoją średnią bieg. aż o 0,650 pkt. i byłeś jej najskuteczniejszym zawodnikiem. Co było kluczem do tak dobrych wyników?
- Wiele zmieniłem w moim życiu. Przeprowadziłem się do Andory, gdzie trenuję z resztą "lokalnej mafii", czyli z chłopakami z MotoGP, superbike, superenduro. Wszyscy oni chcą być najlepsi w swojej dyscyplinie i razem trenujemy motocross, flattrack, trail, supermoto. Świetnie się bawimy, razem trenujemy i razem zwyciężamy. Mam szerszą perspektywę na sporty motorowe i wiele się uczę. Mój team również zainwestował wiele pieniędzy w moje motocykle i zaczęliśmy używać silników Petera Johnsa. Wszystko co zrobiłem wpłynęło na dużą różnicę w moich wynikach i pozwoliło mi odkryć siebie jako zawodnika.
Szybko zdecydowałeś się na przedłużenie kontraktu z Lokomotivem. Nie kusiło cię żeby ponownie spróbować swoich sił w Ekstralidze? Miałeś jakieś oferty?
- Miałem oferty, ale czuję, że Lokomotiv jest dobrym wyborem. Wiem, że w Daugavpils wszystko działa perfekcyjnie. Lubię atmosferę, która tam panuje, wspaniałych kibiców i ludzi z klubu, którzy są bardzo uczciwi. Czytam i słyszę od innych zawodników o problemach finansowych w Ekstralidze. Kluby walczą, a wielu zawodników do końca roku nie otrzymuje pieniędzy. Proponowano mi duże liczby, ale pieniądze to nie wszystko. W Daugavpils czuję się bezpiecznie, a tor dobrze na mnie działa. Nie było powodu, aby to zmienić.
Łotysze mimo wygrania ligi nie pojadą w PGE Ekstralidze. Masz żal, że nie udało się znaleźć kompromisowego rozwiązania, dzięki któremu Lokomotiv pojechałby w elicie?
- Uważam, że ta sytuacja to jakiś żart. Jak polska federacja może pozwolić klubowi jeździć w I lidze, gdzie "nagrodą" jest awans do Ekstraligi, jeśli na koniec okazuje się, że nie chcą na to pozwolić? Jestem przekonany, że z łotewskim klubem liga byłaby bardziej interesująca dla fanów i mediów. Oczekiwanie, że Daugavpils będzie nagle drużyną z polskimi zawodnikami nie jest sprawiedliwe. Szczerze mówiąc, jedna drużyna z łotewskimi żużlowcami nie wpłynęłaby źle na polski speedway. Coś w tym temacie musi zostać zrobione, bo chcemy w przyszłym roku znowu wygrać ligę.
Masz już sprecyzowane plany na przyszły sezon?
- Będę reprezentował Lokomotiv i Wolverhampton Wolves w Anglii. Mam nadzieję, że otrzymam miejsce w eliminacjach do Grand Prix i Speedway European Championships. Chcę poprawić moje średnie jeszcze bardziej i jeździć w dużych imprezach. Grand Prix zdecydowanie jest moim celem.
W minionym sezonie nie brakowało groźnych kontuzji. Również i ty przedwcześnie zakończyłeś sezon z powodu urazu. Pojawiło się wiele komentarzy odnośnie przyczyny takiego stanu rzeczy - nadmierna liczba startów, coraz szybszy sprzęt czy zbyt brawurowa jazda. Jakie jest twoje zdanie w tym temacie?
- Nie znam przyczyny, ale wiem co na pewno nią nie jest - tłumiki. To zabawne, jak jeszcze rok temu wszyscy obwiniali wypadki nowymi rurami, a w tym roku, gdzie jest jeszcze więcej kontuzji, ludzie zaczęli rozglądać się za innymi przyczynami? Żużel to niebezpieczny sport i mogę jedynie przeanalizować swoją sytuację. Przewróciłem się przez własny błąd. Otrzymałem cenną lekcję i wiem co zrobić, żeby to się już nie powtórzyło. W Szwecji i w polskiej I lidze w 2015 roku było tylko po siedem drużyn, więc moim zdaniem nie było wystarczającej liczby meczów i ten argument jest kompletnie błędny. Nie wspomniałeś nic o przygotowaniu torów. Wiele razy przyjeżdżam na stadion i widzę, że tor jest po prostu niebezpieczny, ale organizatorów to nie obchodzi. Muszę tam wyjechać i wykonać swoją pracę, z nadzieją na jak najlepszy wynik. To powinno się zmienić. Trenerzy i ludzie odpowiedzialni za tory powinni zrozumieć, że zdecydowanie lepiej jest walczyć na torze, który jest dobrze przygotowany. Nie ma sensu, aby przygotowywać go "specjalnie". Grajmy czysto.
Czujesz się bardziej Szwedem czy Finem? Urodziłeś się w Szwecji, następnie reprezentowałeś na arenie międzynarodowej Finlandię, a teraz jeździsz ze szwedzką licencją. Kibice często gubią się w tym i nie wiedzą już, czy odbierać cię jako Szweda czy Fina.
- Nie mogę powiedzieć, że jestem bardziej Finem albo Szwedem. Moi rodzicie oczywiście zawsze wychowywali mnie w fińskiej kulturze, ale nie jestem typowym "icemanem". Wybrałem szwedzką licencję ze względu na regulamin w Elitserien. Moi rodzicie są Finami, ale urodziłem się w Szwecji. Kiedy zostałem profesjonalnym zawodnikiem, zamieszkałem w Anglii. Teraz przeprowadziłem się do Andory, gdzie bardzo silna jest kultura katalońska, a moja żona jest Polką. Jestem więc międzynarodowym obywatelem.
Rozmawiał Wojciech Ogonowski