Falubaz jest "spóźniony". Myślą o tu i teraz
Miniony tydzień na rynku transferowym to przede wszystkim aktywność Stali Gorzów i Falubazu Zielona Góra. Lubuskie chce bardzo wrócić do gry w sezonie 2016. Władze obu klubów robią wszystko, żeby znów był sukces a nie powtórka z rozrywki. Są na dobrej drodze.
Marka Cieślaka w Falubazie czeka naprawdę sporo roboty. Ten zespół trzeba dobrze poukładać. Jestem bardzo ciekaw, na kogo jeszcze postawi. Głównym celem jest Greg Hancock, czego nie ukrywa nawet Robert Dowhan. Wiem, że niektórzy zarzucają zielonogórzanom, że nie myślą przyszłościowo i budują bardzo wiekową ekipę. Ja im się jednak nie dziwię. Nie nazwałbym tego niebezpiecznym kierunkiem. Ich zmusiła do tego sytuacja i doświadczenia ostatnich lat. Tam długo nie było wyniku, a w takich okolicznościach nikomu jako cel nie przyświeca odmładzanie ekipy. Liczy się tu i teraz. Rozmawiają zatem z tym, którzy jest najlepszy na rynku. Polityka długoterminowa zeszła na dalszy plan.
Inaczej jest w Gorzowie. Mówią, że chcą mieć jak najwięcej wychowanków, ale też jest im łatwiej wygłaszać takie hasła. Mają dwóch swoich utalentowanych młodych zawodników, którzy niedługo wkroczą w wiek seniora. Automatycznie odmłodzą drużynę. Ruchem w tym kierunku jest też pozyskanie Przemysława Pawlickiego. Powiem jednak szczerze, że ja w długoterminowe polityki nie wierzę. Decydują finanse i presja wyniku. Pod tym względem w żużlu się nic nie zmieniło. Nikt nie odpuszcza na rok, dwa czy trzy, bo chce odmłodzić zespół.
Zgadzam się jednak, że Falubaz i Stal działają inaczej na rynku. Ci pierwsi są spóźnieni. Stal Pawlickiego i Jensena zaklepała przecież znacznie wcześniej. Mieli czas przemyśleć, co chcą zrobić, a zielonogórzanie muszą brać to co najlepsze i jeszcze dostępne. Ich działania są podyktowane czasem. Hancock to zresztą świetny zawodnik. Bardzo mnie ciekawi to, jak się teraz zachowa. Był przecież dogadany z Toruniem. Zastanawiam się, czy tego dotrzyma.
Gorzowianie wzięli zawodników po przeciętnych sezonach, ale obaj mają ogromny potencjał. Uważam, że dobrze wybrali, choć oczywiście zweryfikuje ich tor. Atutem Stali jest to, że ma ekipę złożoną z zawodników, którzy dobrze czują się na jej torze. To jest solidna podstawa. Wiele spodziewam się po Jensenie, nad którym nie będzie już wisieć presja związana z Grand Prix.
Ważnym wydarzeniem poprzedniego tygodnia był rozwód braci Pawlickich z Lesznem. Wiele się o tym mówiło, ale przyznam szczerze, że jestem bardzo zaskoczony, że tak to się potoczyło. Nie wiem, co było w ich przypadku decydujące. Dużo mówiło się o finansach. Wiem niestety coś innego. One być może i odegrały główną rolę, ale nie tylko to miało wpływ na taki finał sprawy. Zarząd podjął trudną decyzję, bo odprawił wychowanków, którzy mieli świetny kontakt z kibicami.
Unia myśli o Kildemandzie. Z nim to będzie zupełnie inny zespół. Zabraknie im smaczku, którego dodawali bracia. Jestem ciekaw, jak to przyjmą kibice, jeśli taki scenariusz się sprawdzi. Sportowo słabsi by nie byli.
Bardzo wierzę w to, że Piotr Pawlicki ułoży wszystkie sprawy w swoim życiu. To będzie dla niego trudny rok. Rozdziela się z bratem, będzie mieć nowy klub, jazdę w Grand Prix - to są naprawdę poważne wyzwania. Przede wszystkim musi jednak uporać się z tematami osobistymi. Docierają do nas regularnie nowe informacje na jego temat i źle się to czyta. On ma wielki talent, olbrzymią determinację na torze, ale musi tym właściwie pokierować. Nie zamierzam się nad tym tematem rozwodzić, ale dobrze, że to wyszło na światło dzienne. Mam nadzieję, że u Piotrka dojdzie do refleksji. Szkoda byłoby, gdyby polski żużel stracił taki talent. Mam nadzieję, że będą wokół niego ludzie, którzy spróbują mu pomóc. Najpierw jednak on sam musi tego chcieć. Trzymam za niego kciuki.
Marian Maślanka