Separacja z Falubazem. Klub ma inne, nowe pokłady energii
Odchodzę z Falubazu i wiem, że pojawiło się na ten temat sporo komentarzy. To nie jest rozwód z klubem. Jeśli mielibyśmy się trzymać tej nomenklatury, to nazwałbym to raczej separacją. Robimy pauzę i pytanie, na jak długo, a może już ostatecznie... niczego nie chcę kategorycznie deklarować. Decyzja jest przemyślana. Szykowałem się do takiego kroku. Klub ma nowe zapasy energii w związku ze zmianą właścicieli i pozyskaniem trenera. Mają suwerenne prawo, by inaczej zaplanować pewne kwestie. Oceniam to tylko i wyłącznie w tych kategoriach. Wspólnie uznaliśmy, że w sezonie 2016 wygasimy formalne relacje, które funkcjonowały do tej pory niemal 13 lat...
Aktywne funkcjonowanie w warunkach ekstraligowych to pewien rytm. Składają się na niego nie tylko mecze ligowe, ale też okres intensywnych przygotowań. To wyjęcie z życiorysu dużego kawałka czasu i sporej dawki energii. Przez wiele lat próbowałem na różnych płaszczyznach organizować tematy sportowe i nie tylko. Kiedy zbliżał się początek sezonu, to z czasem miałem poczucie, że znowu wchodzę w pewien kierat i ramy, z których nawet na moment nie można później wyjść, mając taką czy inną chwilę słabości włącznie z rodziną. To wszystko trzeba odłożyć na bok i być do dyspozycji czasem 24h na dobę. Żużel był i jest moim hobby ale w ramach jego realizacji zacząłem zakładać sobie coraz cięższe kajdany. Prawda jednak jest taka ze kochałem ten cyrk... Inna sprawa, że nadejście rozgrywek było dla mnie coraz bardziej uciążliwe. Prawdopodobnie doszło do zmęczenia materiału. Być może wynikło to z mnożących się w ostatnim czasie problemów. Kiedy wszystko idzie dobrze, to człowiek się nakręca. W poprzednim sezonie z Falubazem nie szliśmy nawet przez moment po płaskiej ścieżce. Cały czas stąpaliśmy pod górę. To też przechyliło szalę. Do tego doszły problemy zdrowotne. W efekcie, inaczej patrzę dziś na rzeczywistość. Rozłąkę z żużlem wykorzystam jednak dobrze na różnych polach. Zyska moja rodzina i inne tematy zawodowe.
W żużlu starałem się zawsze profesjonalnie wykonywać swoje obowiązki, ale poza tym prowadziłem na co dzień działalność gospodarczą na niemałą skalę. Na tym koncentrowałem dużą część swojej energii. Mam też rozpoczęte projekty stricte sportowe związane z edukacją dzieci i młodzieży. Moje hasło wychowanie poprzez sport nie do końca mogłem zrealizować w żużlu, ale stworzyłem prywatnie solidne podwaliny infrastrukturalne w innej dyscyplinie. Jest nią tenis ziemny. Zamierzam od stycznia rozbudować to o kolejne elementy, żeby wiosną funkcjonowało to pełną parą. Teraz będę mieć czas, żeby to rozwijać. To moje oczko w głowie. Z aktywnym sportem będę mieć zatem w dalszym ciągu styczność.
A wracając do żużla, mój telefon jest powszechnie znany w środowisku żużlowym i być może pojawią się z czasem różne zapytania. W tej chwili nie wyobrażam sobie jednak funkcjonowania w tej dyscyplinie poza Zieloną Górą. Jest tak ze względów czasowych, logistycznych i przede wszystkim emocjonalnych. Dla mnie osobiście i mówię to bez cienia kurtuazji najważniejszą zapłatą za wkład również i w sukcesy Falubazu jest satysfakcja najlepszej widowni w świecie żużlowym - to satysfakcja kibiców zielonogórskich. Jeśli my swoją pracą w parkingu a zawodnicy na torze powodowaliśmy, że nasi kibice w poniedziałkowy poranek szli z uśmiechem do pracy to... nie potrzebowałem nic więcej.
Nigdy nie można mówić nigdy nawet kiedy nazywają Cię Jackiem Falubaz... Telefony z innych klubów już miałem. Nastąpiło po prostu monitorowanie sytuacji. Nigdy nie traktowałem jednak takich zapytań poważnie. Z drugiej jednak strony, mam świadomość, że wilka ciągnie do lasu i jeśli pojawi się ciekawy projekt, który wpisze się w moją układankę, to być może go rozważę. Będzie mi na pewno brakowało tej atmosfery meczowej, szczególnie na stadionach w Gorzowie, Lesznie, Toruniu czy przede wszystkim w mojej ukochanej Zielonej Górze. Mimo "szczególnych" relacji z kibicami choćby z Gorzowa zawsze miło będę wspominał nasze wieloletnie wspólne potyczki. Dziękuję wszystkim za dobre i złe komentarze, a szczególnie te, które ostatnio do mnie docierały w związku z odejściem.
Według powszechnej opinii planem minimum Falubazu na nowy sezon jest medal. Klub w wyniku przemian wewnętrznych ma na kolejny sezon wysokie aspiracje i będzie chciał pokusić się nawet o awans do finału. Ja przez ostatni rok doskonale zrozumiałem jednak stare porzekadło: "jeśli chcesz rozśmieszyć pana Boga, to powiedz mu o swoich planach". Sam ten grzech popełniłem. Mówiłem, że interesuje nas tylko finał i chichot losu słyszę do dziś. Od jakiegoś czasu uważam, że Falubaz potrzebuje strategii Małysza, który koncentrował się na dwóch dobrych skokach i nie myślał o wygranej. Można to przełożyć na żużel, skupiać się najdalej na kolejnym meczu i jednocześnie nie myśleć przy tym o nieszczęściach, jakie miały miejsce w poprzednich rozgrywkach. Cechy sportowe tej drużyny, doświadczenie i nos trenera pozwalają wierzyć, że Falubaz zajdzie daleko. Inna sprawa, że konkurencja będzie ogromna. Liga będzie bardzo ciekawa. Brak zielonogórzan w play-off byłby jednak ogromną niespodzianką, w co jednak nie wierzę.
Obserwując media celem Marka Cieślaka i klubu było sprowadzenie Grega Hancocka. Wiem, że walczono o niego, ale z właściwym umiarem finansowym. To była inwestycja krótkookresowa, ale najpewniejsza jeśli chodzi o wynik, przynajmniej tak się na dziś wydaje. Z drugiej jednak strony trzeba było budować w oparciu o tych, którzy pozostali na rynku. W Falubazie powstał ostatecznie ciekawy konglomerat. To drużyna, w której każdy zawodnik ma trochę inną charakterystykę. Są interesującym i uniwersalnym zespołem. Mają żużlowców, którzy pojadą świetnie na krótkich czy przyczepnych torach, ale także takich, którzy będą lepiej punktować na długich i twardych. Układ jest ciekawy. Świetni startowcy mieszają się z wybitnymi fighterami. Te parametry złożone w jedną całość mogą dać znakomity wynik. Poza tym spadła istotnie średnia wieku drużyny i tym upatruje dużą wartość dodaną. Do tego, jeśli użyć aktualnej narracji to "Przebudzenie nocy" jest nawiązaniem do "Nowej nadziei" a nie "Mrocznego widma". Trzymam kciuki i będę to uważnie obserwować. Teraz już z trochę innej perspektywy, ale na pewno nie w kapciach i na kanapie.
Jacek Frątczak
Od redakcji: Felietony Jacka Frątczaka w ramach cyklu "Żużlowy Jackpot" będą pojawiać się regularnie na łamach portalu WP SportoweFakty.
Interesujesz się żużlem? Kochasz czarny sport? Wypełnij ankietę!