WP SportoweFakty: Jak pana zdrowie? Jest pan gotowy do kolejnego sezonu?
Mariusz Puszakowski: Na razie jeszcze się rehabilituję. Wszystko idzie w dobrym kierunku, noga jest coraz bardziej sprawna. Także na początek sezonu będę w stu procentach sprawny.
Przestał pan poruszać się o kulach?
- Odstawiłem kule i od razu zacząłem na nowo żyć. Jak się nie ma na co dzień tych kul, to człowiek nie docenia tego co ma, że może sobie iść do sklepu, nie musi martwić się o to czy ktoś mu pomoże. Proste, najłatwiejsze czynności stają się problemem.
Jak przebiega rehabilitacja?
- Przechodzę masaże, noga jest ćwiczona. Nie obciążam jej jeszcze za mocno. Powoli zaczynam wchodzić w okres przygotowań na sali razem z chłopakami. Czyli zajęcia ogólnorozwojowe. Wiadomo, na razie wygląda to tak na pół gwizdka. Myślę, że od połowy stycznia ruszymy poważniej.
Z pewnością do połączenia złamanej kości udowej niezbędne było wykorzystanie śrub, płytek. Czy przed panem jest jeszcze jakaś operacja wyjęcia tych dodatkowych elementów?
- Mam włożony pręt, ogólnie jestem trochę poskręcany. Lekarz mnie zapewnił, że nie trzeba będzie tego wyciągać. Wszystko zostało zrobione profesjonalnie.
Zatem oznacza to, że gdy będzie chciał pan podróżować samolotem, to może pan "zapikać" przechodząc przez bramkę kontrolną.
- Już nie raz się pikało. Zdarzały się już różne śrubki.
Po takim wypadku zawsze coś zostaje w głowie. Czy pana kondycja psychiczna też jest w dobrej formie? Nie myśli pan o tym, że może się wydarzyć coś podobnego na torze?
- To nie moja pierwsza, ale oby ostatnia kontuzja. Zawsze się jakoś wracało na tor i nie było z tym problemu. Jednak jeszcze nie jestem w stanie nic zagwarantować, bo na razie miałem okazję się przejechać samemu i było wszystko ok. Zobaczymy jak to będzie wyglądało gdy będzie ruszało czterech spod taśmy. To wszystko wyjdzie w praniu.
Wiemy, że zostaje pan w łódzkim Orle na kolejny sezon. Decyzja była oczywista czy rozważał pan zmianę klubu?
- Nie rozważałem zmiany klubu. Chylę czoła przed prezesem Witoldem Skrzydlewskim, bo po takiej kontuzji byłoby mi ciężko znaleźć klub. Dostałem od prezesa pomocną dłoń i muszę to wykorzystać. Wszystko jest w moich rękach, w mojej głowie, we mnie.
Prezes Skrzydlewski to dobry człowiek, ale słynie też ze swojego silnego charakteru.
- Zdarza się prezesowi pokrzyczeć, wiadomo. Ale jak się komuś dzieje krzywda, to pomoże, naprawdę złoty człowiek!
I liga dopiero się klaruje, jednak jak na ten moment może pan ocenić szanse Orła w nadchodzącym sezonie?
- Trudno jeszcze cokolwiek mówić, bo nie wiemy jaki będzie kształt ligi. Na pewno chcemy jechać cały sezon, nie myślimy jeszcze o awansie do ekstraligi. Myślę, że tym składem, który mamy, możemy wygrać wszystkie mecze u siebie i na pewno mamy szanse na zwycięstwa na wyjeździe. Zauważmy, że te mocniejsze drużyny przeszły do ekstraligi. Grudziądz poszedł do góry, Rybnik też. Zobaczymy jaki będzie wyglądała liga i wtedy wszystko się okaże.
Wielu żużlowców mówi o tym, że dobrym rozwiązaniem byłoby połączenie rozgrywek I i II ligi. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
- Jestem zdecydowanie za tym aby połączyć ligi. W zeszłym sezonie już w sierpniu przyszło nam kończyć jazdy. W moim przypadku przez kontuzję się pomieszało. Ale podsumowując, im więcej meczy, tym dla nas lepiej. Regularność jazdy jest bardzo ważna.
Spędził pan już trochę czasu na torze. Jak pan by podsumował dotychczasowe swoje starty, decyzje? Czy jest pan zadowolony? Coś by pan zmienił, poprawił?
- Teraz to już jest za późno na zmienianie. Trzeba robić to co się robi. Wiadomo, że może gdybym był młodszy, to też bym inaczej myślał. Ostatecznie mogę być zadowolony, bo nikt mi za mocno nie pomagał na początku mojej kariery, a doszedłem do tego momentu, w którym teraz jestem. Osiągnąłem pełnoletniość na torze, bo jeżdżę już ponad osiemnaście lat. Czasami było gorzej, czasami lepiej. Ale taki jest żużel, taki jest sport.
Jakie są pana sportowe cele, marzenia? Co chciałby pan jeszcze osiągnąć?
- Zdrowo, zdrowo i jeszcze raz zdrowo jeździć. Być solidnym ligowcem. To mi w zupełności wystarczy. Bez żadnych marzeń, celów. Cały czas zakładam, żeby cało i zdrowo po każdym meczu wracać do domu. Myślę, że w jakimś stopniu to jest najważniejsze. Po mojej ostatniej kontuzji tak właśnie myślę. Tyle lat jeżdżę na żużlu i różne miałem urazy, ale tak bolesnego nie pamiętam. Praktycznie trzy tygodnie miałem wyjęte z życia. Człowiek nie może stać, leżeć, spać po prostu tragedia. Nie życzę nikomu takiego urazu. Nawet najgorszemu wrogowi.
Rozmawiała: Agnieszka Pruszkowska
Interesujesz się żużlem? Kochasz czarny sport? Wypełnij ankietę!
Podoba mi się tekst: "...może pan "zapikać" przechodząc przez bramkę kontrolną.- Już nie raz się pikało. Zdarzały się już róż Czytaj całość