Zróbmy z PLŻ 2 ligę amatorską. To rozwiąże problemy
Kluby zostały zaproszone na spotkanie w Poznaniu. Od razu jednak pan Łukasz Szmit z GKSŻ podkreślał, że służy one temu, by prezesi ze sobą porozmawiali. Nikt nie mówił o wiążących decyzjach. No ale działacze ostatecznie coś ustalili. Wszyscy rozjechali się do domów i co się stało? Zaczęła się wielka debata i mnóstwo oświadczeń. Wielu miało nowe wizje. Powstało kolejne zamieszanie i znowu mówimy o zmianach.
Słyszymy, że mają być trzy ligi i w porządku. Najważniejsze pytanie dotyczy jednak tego, jakim kluczem będą dobierane drużyny, które w niej pojadą. W pierwszej kolejności należy rozpatrywać tych, którzy zajęli najwyższe miejsca w PLŻ 2 w minionym sezonie. Na pierwszy rzut poszłaby zatem Piła. Wiele mówi się o Częstochowie, ale jeśli ma być sprawiedliwie, to klub, który wraca do rozgrywek ligowych, powinien zaczynać od najniższego szczebla.
Inna sprawa, że nadal nie jesteśmy pewni, które kluby ostatecznie pojadą w sezonie 2016. A to może powodować kolejne zmiany. Zrobiło się już naprawdę "wesoło", a całą sprawę można było rozwiązać znacznie wcześniej. Należało przestrzegać terminów w procesie licencyjnym. I nie byłoby dziś całej rozmowy. Jeśli ktoś wydaje regulamin, to należy się go trzymać. A tak dzieje się tylko, kiedy trzeba nałożyć kary na kluby.
Sam od początku proponowałem połączenie lig i pojechanie każdy z każdym. To na razie nie wypaliło, bo niektórzy twierdzili, że byłoby za dużo meczów. Żużel jest na równi pochyłej i powinniśmy zrobić coś, żeby całkowicie nie umarł. Pierwsza liga potrzebuje normalnego procesu licencyjnego. Jeśli władzom bardzo zależy na drugiej lidze, to niech ją zostawią, ale w charakterze totalnie amatorskim. Tam nie trzeba nawet przyznawać licencji. Niech jadą ci, których nie stać na zabawę wyżej. Każdy zawodnik, który podpisze tam kontrakt, powinien jednak wiedzieć, że bierze ryzyko na siebie. Gwarantuję wszystkim, że wtedy nie byłoby problemu. Jaki byłby efekt? Część klubów przeszłaby proces licencyjny i pojechała w pierwszej lidze. A cała reszta mogłaby się bawić w amatorski żużel, nawet z długami, w drugiej lidze.
Pytanie zadał mi wtedy pan Zbigniew Fiałkowski. Brzmiało ono tak: "co by się działo, gdyby drużyna z PLŻ 2 awansowała i była mocno zadłużona?". Uważam, że to człowiek inteligentny, który zasiada we władzach polskiego żużla. Powinien mieć zatem chłonny umysł. Dla mnie odpowiedź jest oczywista. Awans do pierwszej ligi jest równoznaczny z tym, że obowiązują panujące w niej reguły. Długi należy zatem spłacić, bo w przeciwnym razie zostajesz na amatorskim poziomie. Pan Fiałkowski nie potrafił tego zrozumieć. Trochę mnie to dziwi, bo przecież na podobnych zasadach do PGE Ekstraligi załapał się z klub z Grudziądza. Lokomotiv Daugavpils nie dostał licencji, bo nie spełniał warunków najwyższej klasy rozgrywkowej.
W polskim żużlu wolimy tymczasem uszczęśliwiać niektóre kluby na siłę, mówiąc im, ile mają jechać meczów. Dla mnie to żałosne. Tracimy czas na proste sprawy. Wystarczy dać działaczom wybór. Mój pomysł zakłada, że reguły byłyby jasne. Każdy od razu wiedziałby, na czym stoi. Wybór byłby prosty - nie masz długów, masz kasę, spełniasz wymogi, to jedziesz wyżej. Awansowałeś, ale nie potrafisz spełnić wymogów lub nie chcesz jechać tak dużo meczów, to w dalszym ciągu zostajesz na amatorskim szczeblu rozgrywek.
Witold Skrzydlewski
Pozdrawiam Czytaj całość