W Gnieźnie powstanie nowy klub? "Pomysł jest jak najbardziej aktualny"

Łukasz Związko to wychowanek gnieźnieńskiego Startu, który w 2006 roku zakończył karierę. Teraz "Zetor" pomaga innym zawodnikom. Ponadto rozważa opcję założenia nowego klubu. - Pomysł jest jak najbardziej aktualny - przyznaje.

Mateusz Domański
Mateusz Domański

WP SportoweFakty: W 2006 roku postanowił pan zakończyć karierę żużlowca. Jak pan wspomina lata spędzone na motocyklu?

Łukasz Związko: Coś miłego, fajnego, niezapomnianego. Poznałem wielu wspaniałych ludzi. Do dziś w każdym klubie mam znajomych, z każdym potrafię się przywitać, pogadać. Może nie do końca spełniło się moje marzenie o zostaniu mistrzem świata, ale cieszę się, że miałem odwagę spróbować swoich sił na żużlu. Udało się odjechać kilka ciekawych imprez, zdobyć kilka cennych punktów. Ale z drugiej strony nigdy nie miałem poważnego wsparcia finansowego. Jeździłem na tym, co klub dawał i tyle. A co do kariery - początek w moim wykonaniu nie był zły, imponowałem walecznością do samego końca, co skutkowało licznymi upadkami i kontuzjami. W 1998 roku podczas MDMP w Tarnowie złamałem nogę i sezon praktycznie miałem z głowy. W 1999 roku, jak już znalazła się pewna osoba, która pomogła mi w znaczący sposób i wszystko zaczęło układać się tak, jak powinno, przydarzyła mi się poważna kontuzja w Rawiczu - złamanie lewego przedramienia z przemieszczeniem i kompresyjne złamanie kręgosłupa. Po tej kontuzji nie udało mi się już pozbierać do końca. Nie miałem bogatego ojca, który byłby w stanie mnie sponsorować, więc trzeba było zakończyć przygodę z żużlem po sezonie 2001. W 2004 roku udało mi się wrócić do mojego macierzystego klubu, zdobyć kilka cennych punktów i przede wszystkim już bez żadnych kontuzji dojechać do końca przygody ze speedwayem.

Czy żałował pan decyzji o rozbracie z czynnym uprawianiem "czarnego sportu"? Pojawiały się takie dni, w których jeszcze ciągnęło do jazdy na tych "stalowych rumakach"?

- Każdy na moim miejscu by żałował i też mocno żałuję. Widocznie niepisane było mi bycie najlepszym. A czy ciągnie na tor? Oczywiście, jak tylko jest możliwość i okazja, wsiadam na motocykl i robię kilka kółek. Tego się nie zapomina - miłe, fajne uczucie.

Po zakończeniu kariery zaczął pan pomagać innym żużlowcom, chociażby w postaci opieki nad sprzętem. Z iloma zawodnikami pan współpracował? Skąd pomysł na taką formę działalności?

- Już pod koniec mojej przygody z żużlem pomagałem innym zawodnikom. Było ich naprawdę wielu, każdego z nich szanuję i darzę dużą sympatią. Najmilej wspominam współpracę z Adrianem Gomólskim, jak również z Magnusem Zetterstroemem. A skąd pomysł na taką współpracę? Większość mechaników to byli zawodnicy, a poza tym lubię to robić i w tym czuje się najlepiej.
- Widocznie niepisane było mi bycie najlepszym - powiedział Łukasz Związko. - Widocznie niepisane było mi bycie najlepszym - powiedział Łukasz Związko.
Ponadto w 2010 roku zdobył pan licencję instruktora sportu żużlowego. W międzyczasie współpracował pan z zawodnikami gnieźnieńskiego klubu, przygotowując ich pod kątem fizycznym. W pewnym momencie jednak pańska osoba nieco znikła ze środowiska żużlowego w pierwszej stolicy Polski. Dlaczego?

- Z racji tego, że w 2011 roku pan Lech Kędziora nie mógł oficjalnie prowadzić pierwszego zespołu, klub Start Gniezno zgłosił się do mnie i zaproponował objęcie oficjalnej funkcji trenera drużyny. Uzgodniliśmy pewne warunki, na jakich ta współpraca miała się odbywać. W praktyce było zupełnie inaczej, nie będę rozwodzić się o tym jak traktowały mnie niektóre osoby z klubu, co kazano robić, a czego nie. Najbardziej jednak zabolał fakt, że zdobywając srebrny medal MDMP w Bydgoszczy, ludzie z zarządu starali się mnie pominąć przy każdej okazji. To bolało. Na każde zawody jeździłem na swój koszt tylko po to, żeby być z tymi chłopakami, pomóc im, doradzić. Mimo wielu trudów, jakie miały miejsce w 2011 roku, ten medal i postawa chłopaków były zwieńczeniem sezonu.

Bez wątpienia gnieźnieński Start przeżywa ciężkie lata. Po spadku z Ekstraligi klub z Grodu Lecha boryka się z niemałymi problemami, które doprowadziły do tego, że w tym roku czerwono-czarni nie przystąpią do zmagań ligowych. To na pewno smutna informacja dla wychowanka tego klubu.

- Nie tylko dla mnie, ale i dla dużej części kibiców w Gnieźnie. Przykro się na to patrzy. A tym bardziej przykro, że nikt nie jest winny. Zarząd od kilku lat balansował na krawędzi, wiele złego się działo w klubie, lecz nikt nie zwracał na to uwagi. Dziś mamy to, co mamy, czyli wielkie nic. Żal kibiców i wiernych fanów w Gnieźnie.

Czy uważasz, że założenie nowego klubu w Gnieźnie to dobry pomysł?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×