GKSŻ odtrąbiła sukces, a teraz umywa ręce
Doskonale pamiętam, co działo się w momencie zawarcia układu w Gnieźnie. Wszyscy, na czele z GKSŻ, cieszyli się z tego rozwiązania. Zostało ono uznane za sukces, bo na żużlowej mapie pozostał kolejny ośrodek, a zawodnicy mieli odzyskać zarobione na torze pieniądze. W jednym ze swoich felietonów napisałam wtedy, że do sukcesu daleka droga i będzie można o nim mówić, kiedy ten układ dobrnie do końca. Od razu pojawiło się wielu hejterów, którzy skrytykowali moje słowa.
Czego dowiedzieliśmy się niedawno z mediów? Start Gniezno nie będzie realizować już układu. Nie mam satysfakcji, że tak się stało. Bardzo chciałam, żeby się udało, ale od początku sądziłam, że to może być tylko przedłużenie agonii. Cała ta sytuacja pokazuje również, że ludzie sprawujący władzę w polskim żużlu nie mają dość odwagi. Starają się natomiast za wszelką cenę "niby pomagać" klubom z problemami. Obserwowałam to już, kiedy byłam prezesem w Rzeszowie.
Musimy jednak pamiętać, że ryba psuje się od głowy. W polskim żużlu ludzie, którzy wydawali na ten sport wielkie pieniądze, usłyszeli "do widzenia". Oni byli niezależni, ale z tego powodu również dla niektórych niewygodni. W rezultacie mamy coraz mniej osób, które finansują żużel. Pojawia się więcej tych, którzy chcą pracować i to też jest w pewnym sensie godne pochwały. W ten sposób rozmywa się jednak kwestia odpowiedzialności finansowej prezesa. Informacje z kolejnych klubów o problemach finansowych są tego najlepszym dowodem.
Władzom polskiego żużla zarzucam od dawna krótkowzroczność. Dla nich sukcesem jest "tu i teraz". Układ w Gnieźnie mógł rozwiązać problemy, bo takie pojęcia są przecież znane w kodeksie spółek handlowych. Takie rozwiązanie ma jednak rację bytu, kiedy jest przez kogoś odpowiednio sprawdzone, a później nadzorowane. Przecież ktoś w Gnieźnie powinien był na początku tej drogi przedstawić odpowiednie gwarancje finansowe. Skoro GKSŻ uznała, że to wyjdzie i przyznała licencję, to dziś należy pytać o przesłanki. Pewnie za chwilę usłyszymy od żużlowej centrali, że i tak należy się cieszyć, bo część pieniędzy wierzyciele odzyskali, a przez pewien czas był żużel w Gnieźnie. To jednak obniżanie standardów i dawanie przyzwolenia na kolejne takie sytuacje. Ktoś za to powinien do końca odpowiedzieć. Wszyscy odtrąbili wielki sukces, a co jest teraz? Połóżmy na jednej szali plusy i minusy. Doszło do rollowania odpowiedzialności na później i maskowania ogromnych problemów. Wtedy wyglądało to fajnie, ale skończyło się źle. Nie tak powinno się pomagać klubom.
GKSŻ jest współodpowiedzialna za to, co wydarzyło się w Gnieźnie. Klub został przez kogoś dopuszczony do rozgrywek, więc ktoś gwarantował w ten sposób zawodnikom, że układ się uda. Okazuje się jednak, że odpowiedzialności za to nie będzie najprawdopodobniej żadnej. Najłatwiej będzie teraz umyć ręce. GKSŻ od dawna mówi, że ma prawo do pewnych rzeczy. Najczęściej słyszymy o tym, kiedy kluby są za pewne rzeczy karane. Skoro jednak ktoś ma prawa, to powinien mieć również obowiązki. Inna sprawa, że chciałabym, żeby ktoś kiedyś opublikował rozliczenie, z którego będzie wynikać, co stało się z pieniędzmi, które zostały wpłacone przez kluby na poczet kar. Poszły na szkolenie czy w jaki inny sposób zostały wydane? To już jednak temat na oddzielną dyskusję.
Marta Półtorak