Rufin Sokołowski: Obiecałem, że Unia nie spadnie. Dotrzymałem słowa

Gdy Unia za kadencji Rufina Sokołowskiego wywalczyła awans do Ekstraligi, obiecał on kibicom, że leszczynianie nie spadną już do niższe ligi. - Danego wówczas słowa dotrzymałem - wspomina były prezes klubu.

Michał Wachowski
Michał Wachowski

Gdy w 1995 roku Rufin Sokołowski zostawał prezesem klubu, drużyna z Leszna jeździła na najniższym szczeblu rozgrywek. To właśnie za jego kadencji cieszyła się z powrotu do Ekstraligi. Największym sukcesem za kadencji Rufina Sokołowskiego było wicemistrzostwo Polski, wywalczone w 2002 roku. Stało się to w momencie, gdy klub zatrudnił w roli trenera Jana Krzystyniaka. - Jeszcze w latach 80., a później też w 90. utarło się, że metodą na Unię jest przygotowanie przyczepnego toru. Czołowi zawodnicy z Leszna zupełnie się wtedy gubili i w czasie biegu wystawiali lewą nogę przed przednie koło. Ciężko było to oglądać i postanowiłem to zmienić - wspomina Sokołowski.

- Poszukując nowego trenera postawiłem przed nim jeden cel: miał nauczyć drużynę jazdy na przyczepnym torze. Ostateczny wybór padł na Janka Krzystyniaka. Argumentów, które za nim przemawiały było sporo. Był dawnym zawodnikiem tego klubu, a w czasie swojej kariery potrafił jeździć na przyczepnych torach. Po za tym był dyspozycyjny, bo mieszkał tuż obok stadionu. Gdy go zatrudniłem, wyjaśniłem mu, że dostaje ode mnie parasol ochronny. Na pierwszym miejscu nie był wynik, tylko nauczenie drużyny jazdy na przyczepnym torze. "Nie wiem ile zajmie ci to czasu, ale liczę, że tego dokonasz" - mówiłem mu - wyjaśnił Sokołowski.

Jak się okazało, zadanie postawione przez Rufina Sokołowskiego zostało wykonane. - Unia rzeczywiście nauczyła się jazdy na przyczepnym torze i po dziś dzień preferuje taką nawierzchnię na Stadionie Smoczyka. Co do samego Jana Krzystyniaka, mogę mówić o nim w samych superlatywach. W zasadzie był w klubie niemal do końca mojej prezesury. Określiłbym, że jest to człowiek niezwykle kulturalny i inteligentny, a do tego fachowiec. Można powiedzieć, że ta wysoka kultura była w pewnym sensie jego słabością. Nie był typem trenera, który uderzyłby w stół i krzyczał. Może dlatego będąc później w innych klubach, nie do końca zdołał się odnaleźć. Podczas pracy w Lesznie osiągnął niemały sukces, a było nim wicemistrzostwo Polski - dodał.

Wówczas, na zakończenie sezonu 2002, Unia Leszno uplasowała się punkt za Polonią Bydgoszcz. - Czy mogliśmy wtedy osiągnąć coś więcej? Można powiedzieć, że Polonia miała nieco łatwiejsze zadanie. Gdy ona pojechała do Piły i Częstochowy, rywale nie mieli optymalnych składów. W barwach pierwszego z tych zespołów nie jechał wtedy Jason Crump, a we Włókniarzu zabrakło Ryana Sullivana. Tego, jak potoczyłyby się te mecze, gdyby rywale mieli swoich liderów, nigdy się nie dowiemy. Wicemistrzostwo i tak było dla nas bardzo dużym sukcesem. Tym bardziej, że awansie dysponowaliśmy najmniejszym budżetem w Ekstralidze. Nie mogliśmy zabiegać o zawodników z czołowymi klubami. Ze względu na jednego ze sponsorów udało nam się pozyskać Rafała Okoniewskiego, a w wyniku nieudanych negocjacji z innym klubem naszą ofertę wybrał też Sebastian Ułamek. Gdy w 2000 roku drużyna wracała do Ekstraligi, obiecałem kibicom, że Unia nigdy z tej ligi nie spadnie. Od tamtej pory klub nadal jeździ w najwyższej klasie rozgrywek i cieszę się, że słowa dotrzymałem - podsumował były prezes klubu.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×