Maciej Oszuścik: W klubie już nie pracujesz, jednak od żużla na dobre nie odszedłeś?
Maciej Simionkowski: Tak zgadza się. Podczas tegorocznego okresu transferowego pomogłem kilku chłopakom z zewnątrz znaleźć klub w naszej lidze. Telefony z prośbą o pomoc przeważnie otrzymywałem sam, a jeśli mogę to zazwyczaj staram się pomóc.
Żużel jest wciąż Twoim jedynym zajęciem?
- Oczywiście, że nie. Tak naprawdę to obecnie poświęcam mu znacznie mniej czasu niż jeszcze parę miesięcy temu. Z niektórymi zawodnikami wciąż jestem na stopie koleżeńskiej, więc jeśli potrzebują pomocy to staram się jej udzielić. Na tą chwilę to mi wystarcza, nie zamierzam się jakoś specjalnie na siłę pchać w ten sport.
Niedawno zacząłeś współpracę z zawodnikami, którzy są mało znani w Polsce. Mam tu na myśli chociażby takie nazwiska jak Benji Compton, Robert Henderson, czy też Wiaczesław Kazaczuk...
- Rzeczywiście do tej pory w Polsce niewiele było o nich słychać, co nie znaczy, że nadal tak będzie. Są to młodzi chłopacy, którzy jeśli tylko otrzymają swoją szansę, to mają możliwości ku temu, aby w naszej lidze zagościć na dłużej i to niekoniecznie w najniższej klasie rozgrywkowej. Szczególnie w młodym Rosjaninie pokładam spore nadzieje. To drugi zawodnik Rosji do lat 19. Przegrywając batalię o złoty medal tylko z młodszym Lagutą, udowodnił, że drzemie w nim spory potencjał.
Celowo umieściłeś całą wymienioną trójkę w Pile?
- Z pewnością będzie to dla mnie łatwiejsze pod względem logistycznym, aby się tym wszystkim zając. Do tego jeszcze dochodzi Aleksey Charczenko, z którym także będę w jakimś stopniu współpracował. Także mając prawie wszystkich w jednym klubie jestem w stanie mieć większą kontrolę nad niektórymi sprawami. Ponadto właśnie w tym klubie mają największe szanse na starty, a głęboko wierze w to, że już podczas pierwszych meczów kontrolnych zdołają przekonać do siebie trenera oraz kierownictwo drużyny z Piły.
Słyszałem, że wciąż jesteś w zażyłych stosunkach z Niemcami, którzy w przeszłości reprezentowali grudziądzki klub.
- Już w nie tak zażyłych jak kiedyś ale cały czas mamy ze sobą kontakt. Hefenbrockowi i Smolinskiemu pomagałem w znalezieniu klubu w lidze polskiej, choć tak naprawdę w ostateczności poradzili sobie sami. Natomiast Thomas Stange pomimo dwóch bardzo korzystnych ofert z II ligi mimo wszystko nie zdecydował się na podpisanie umowy w Polsce. Być może uczyni to w czerwcowym okienku transferowym, jeśli oczywiście jego wyniki w Niemczech będą go satysfakcjonowały.
Od Twojego odejściu z klubu minęło już trochę czasu. Tak naprawdę do teraz nie wiadomo jakie były tego powody?
- Z pewnością nikomu nie będzie spało się lżej z tą informacją (śmiech). A tak na poważnie to nie ma najmniejszego sensu do tego wracać. Ciesze się, że działaczom udało się utrzymać drużynę w I lidze i wciąż liczę na to, że uda się naszej drużynie zagościć w gronie czterech najlepszych drużyn I ligi.
A jakbyś ocenił skład GTŻ Grudziądz na sezon 2009?
- Jest to skład bardzo nieobliczalny. Mający możliwości do zajęcia drugiego miejsca w lidze, a równie dobrze do walki jedynie o utrzymanie statusu pierwszoligowca. Kilka nazwisk jest na pewno bardzo ciekawych. Do tego jeśli na wszystkie mecze "obudzą" się pozostali zawodnicy, którzy reprezentowali nasz klub w sezonie 2008, to sumując to wszystko możemy liczyć na dobry wynik. Bardzo dobrym rozwiązaniem było zakontraktowanie w ostatnich dniach jednej z brytyjskich perełek, Joe Hainesa. A jeśli tego zawodnika rekomendował sam Olly Allen, to należy wierzyć w to, że jak nie w sezonie 2009, to w kolejnym Anglik będzie silnym punktem juniorskim w drużynie GTŻ.