Od kilku lat mówi się w Polsce o potrzebie oszczędzania. Kluby mają coraz większe problemy finansowe. Powodują one, że każdego roku przynajmniej jeden z nich nie otrzymuje licencji na kolejny sezon. Między innymi to skłoniło władze polskiego żużla do wprowadzenia przepisów ograniczających zarobki zawodników, co powoduje wśród nich niemałe oburzenie. Żużlowcy jako argument podają prawo wolnego rynku, z kolei prezesi twierdzą, że skoro w innych ligach płacą mniej, to dlaczego oni mają przepłacać? No właśnie problem w tym, że nie muszą. Robią to jednak, bo w żadnej innej lidze nie ma tak dużej presji wyniku jak w Polsce. To właśnie ona powoduje, że wynik finansowy na koniec sezonu ma najmniejsze znaczenie. Liczy się to, żeby zakontraktować zawodników spełniających oczekiwania kibiców i sponsorów.
Z tym wyborem również jest coraz większy problem. Tylko wspomniane upadki klubów powodują, że kluby nadal mają możliwość wybierania w wartościowych zawodnikach, chociaż jest on coraz bardziej ograniczony. Dzieje się tak dlatego, że kluby przestały szkolić młodzież. Poszły na łatwiznę i wolą sprowadzić wyszkolonego zawodnika, niż przez lata inwestować w juniora, który nie musi przecież spełniać oczekiwań działaczy, kibiców i sponsorów. To właśnie ta ograniczona liczba zawodników powoduje również, że ich oczekiwania rosły. Kluby musiały płacić za swój błąd zaniechania.
Warto w tym momencie przeanalizować wydarzenia z minionego okresu transferowego. Ostatnie ruchy były łatwe do przewidzenia. Na stole leżała określona liczba kart. Odkrycie jednej z nich powodowało, że pozostałe trafiały w odpowiednie miejsce - jak w pasjansie. Do ostatnich chwil trwała walka o Grega Hancocka. Choć Przemysław Termiński był przekonany, że dogadał się z Amerykaninem, to przedstawiciele Ekantor.pl Falubazu utrzymywali, że nadal gra jest otwarta. Kiedy ogłoszono, że Hancock będzie jeździł w Toruniu, pozostałe nazwiska z automatu można było przyporządkować do innych klubów. Działo się tak dlatego, że wartościowych zawodników jest coraz mniej. A problem już wkrótce może być większy. Wystarczy spojrzeć w metryki zawodników, aby stwierdzić, że już wkrótce część z nich będzie myślała o zakończeniu kariery, bo średnia wieku czołowej 20 Ekstraligi przekracza 30 lat.
Co się stanie kiedy zabraknie wartościowych zawodników? Może się skończyć dobry żużel. Dyscyplina sama w sobie nie upadnie, bo zawsze znajdą się chętni do jej uprawiania. Poziom pójdzie jednak w dół. Głównie dlatego, że wartościowi zawodnicy, których będzie coraz mniej, będą mieli duże oczekiwania finansowe. Odbiją się jednak od ściany, bo obowiązywać będą przepisy ograniczające możliwość ich zarobków.
Prawo popytu określa zależność między ceną a zapotrzebowaniem na dany produkt. Jest tylko jeden sposób na ograniczenie oczekiwań finansowych zawodników. Wpuszczenie na rynek większej ilości zawodników. Czas powrócić do sytuacji, w której każdy klub miał mechanika. Ten mechanik odpowiadał za przygotowanie sprzętu dla młodzieży, która na nim podnosiła swoje umiejętności. W ten sposób każdego roku w klubach przybywało zawodników, którzy byli zdolni rywalizować w spotkaniach ligowych z seniorami. Obecnie jest to prawie niemożliwe.
Prawo popytu działa także na rynku sprzętu. Obecnie monopol na silniki ma GM. W ostatniej rozmowie nasz ekspert zwrócił uwagę na fakt, że silniki nie są dostarczane przez producenta jako produkt końcowy. Trafiają one do tunerów, którzy dyktują wysokie ceny za silniki, które bardzo szybko się zużywają. Alternatywą dla GM-ów jest Jawa. Jej produkt z różnych powodów nie cieszy się obecnie zainteresowaniem. Czynione są jednak starania, aby przynajmniej dopuszczono ją jako sprzęt pomocny do szkolenia młodzieży. Jej podstawową zaletą jest cena - dużo niższa od GM-a.
W zakresie sprzętu doprowadzenie do obniżki cen jest proste. Wystarczy dopuścić sprzęt Jawy. Zyskają na tym zawodnicy, którzy będą płacili mniej za sprzęt. W zakresie szkolenia zawodników będzie gorzej. Obecnie robi się w tym zakresie niewiele, albo nic. Ciekawe rozwiązanie zaproponował trener kadry młodzieżowej Rafał Dobrucki, który uważa, że należy powrócić do przepisu, który nakładał na kluby konieczność przedstawienia przynajmniej jednego zawodnika do egzaminu na licencję. Jeżeli ma być sprawiedliwie, to w obie strony. Skoro wprowadzono przepisy ograniczające zarobki zawodników, to teraz czas klubów na rehabilitację za zaniedbania ostatnich lat. Nie zrobią tego dobrowolnie. Potrzebują bata. Takiego samego, jak ten, który wprowadzili w zakresie ograniczeń zarobków.