Przeskok z Nice Polskiej Ligi Żużlowej do PGE Ekstraligi nigdy nie jest łatwy. Przekonał się o tym Andriej Karpow, który zadebiutował w barwach Ekantor.pl Falubazie Zielona Góra na Motoarenie. Ukrainiec zdobył trzy punkty i jeden bonus, co wstydu mu nie przynosi, ale trener Marek Cieślak z pewnością liczył na trochę więcej. Po meczu sam zawodnik przyznał, że brakowało mu podstawowego atutu. - Nie było źle, ale nie mogłem wygrywać startów. To miał być mój atut, a kompletnie tego nie było. Walczyłem, starałem się, ale nie poszło to w dobrą stronę. Walczymy dalej, to jest Ekstraliga i wszystkiego próbuję - komentuje Karpow.
W meczach sparingowych, Ukrainiec prezentował się dobrze szczególnie wtedy, kiedy startował z wewnętrznych pól. Teraz ta reguła się nie potwierdziła i Karpow nie do końca potrafił określić przyczynę tej sytuacji. - Naprawdę nie wiem, po prostu ciągle czegoś brakowało. Szukaliśmy wszystkiego z mechanikiem, wyciągnęliśmy wnioski i myślę, że będzie to zmierzało w dobrą stronę - twierdzi zawodnik Falubazu.
Po przegranym 39:51 meczu w Toruniu, Piotr Protasiewicz podkreślał, że tor różnił się od tego, który zielonogórzanie mogli pamiętać z sezonu 2015, lecz Karpow nie miał wtedy okazji ścigać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. - To nie to, że tor mnie zaskoczył. Ciężko mi było wyprzedzić, ale walczyliśmy z dobrą ekipą. Brakowało przede wszystkim startów. Gdyby były starty, to byłoby dużo lepiej - podkreśla raz jeszcze Ukrainiec.
Okazja do pierwszej ligowej wygranej nadarzy się już w najbliższą niedzielę. Do Winnego Grodu przyjedzie ekipa ROW-u Rybnik.
Sądzę, że może być tylko lepiej.
Ambitny jest i to plus ciężka praca dadzą mu kiedyś sukcesy.