Łodzianie wygrali z gdańszczanami aż 58:31. Trener gospodarzy tak wysokiej wygranej się nie spodziewał. - Byliśmy pełni obaw po zwycięstwach Wybrzeża u siebie. Szanowaliśmy rywala i dlatego porządnie się przygotowaliśmy. Myślę, że drużyna zdała egzamin. Wynik jest naprawdę świetny. Mój zespół jest w tej chwili na dobrej drodze - podsumował niedzielne spotkanie w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Lech Kędziora.
W Łodzi przed meczem z Renault Zdunek Wybrzeżem sporo padało. Taka sytuacja na ogół nie jest korzystna dla gospodarzy. W niedzielę było inaczej. Na wymagającym torze zawodnicy Orła czuli się znakomicie. - Padało sporo. Pogoda nie była korzystna. Nie musieliśmy dziś używać polewaczki. Tor został zrobiony przed deszcz, a to najlepsze, co może się wydarzyć. Mecz był zagrożony, więc musieliśmy przygotować nawierzchnię pod opady. Tak zrobiliśmy i mogła ona przyjąć wodę. Niewiele trzeba było później robić, a w dodatku takie warunki nam odpowiadały. Ścigaliśmy się na podobnej nawierzchni jak na treningu w piątek. Jeździło się naprawdę szybko. Padł przecież rekord toru. Już na próbie czułem, że może się to wydarzyć. Podszedłem wtedy do mechanika Hansa i powiedziałem mu, żeby trzymał gaz do końca, bo może zostać nowym rekordzistą - wyjaśnił Kędziora.
Łodzianie nie zamierzają zmieniać sposobu przygotowania toru na kolejne spotkania. - Wykorzystaliśmy atut własnego toru i będę chciał, żeby następnym razem nawierzchnia była podobna. Nie powinno być z tym problemu, jeśli będzie sprzyjająca pogoda. Dziś zagrało wszystko, bo nie było wysokiej temperatury i słońca. Nasz tor nie jest łatwy do zrobienia, ale tym razem się udało. Pójdziemy w podobnym kierunku w kolejnych meczach, bo to odpowiada naszym żużlowcom. Z Piłą też tak miało być, ale wtedy nie byliśmy jeszcze odpowiednio rozjeżdżeni. Popełnialiśmy błędy, a rywal je wykorzystywał, bo był dobrze dysponowany - stwierdził trener Orła.
ZOBACZ WIDEO Nice PLŻ: Orzeł - Wybrzeże: poważny wypadek Gafurowa
{"id":"","title":""}
W meczu z gdańszczanami w zespole Orła zadebiutował Tomasz Gapiński. Czasu na treningi i spasowanie z łódzkim torem nie miał zbyt wiele, ale wypadł całkiem dobrze. - Niektórzy pytają, po co nam Tomek, skoro mówiliśmy, że chcemy tylko przejechać sezon. To się nie zmienia. Każde ostatnio rozgrywki chcemy spokojnie odjechać. Nikt nie chce jednak przegrywać. Nasz prezes to zwycięzca. Czasami coś innego mówi, ale zawsze chce, żeby drużynie się wiodło, bo to promocja żużla w Łodzi. W związku z tym robimy wszystko, żeby wykonywać jego polecenia i dawać mu radość. Teraz mamy naprawdę fajną drużynę. Tomek przyszedł do nas na normalnych warunkach. Naprawdę chce się tutaj ścigać. Było do wzięcia trzech żużlowców. Poza Tomkiem jeszcze Artur Mroczka i Grzesiek Walasek. Wybraliśmy Gapińskiego i można powiedzieć, że to było drugie podejście. Załatwialiśmy już ten kontrakt na jesieni, ale "Gapa" odmawiał, bo chciał jechać w Ekstralidze. Nie wyszło i jest u nas. Cieszę się, bo doskonale znam jego walory jeździeckie i jestem zdania, że może nam bardzo pomóc. Dziś popełniał jeszcze błędy, ale to zawodnik ekstraligowy. Progres będzie widoczny. Dajcie mu trochę czasu - podkreślił Kędziora.