Duże pretensje do sędziego Marka Wojaczka miał prawo mieć Tobiasz Musielak, który wystartował idealnie w piątym biegu. Arbiter przerwał jednak wyścig, dopatrując się nierównego startu. Podobnie uczynił też w gonitwie siódmej, gdy jako pierwszy spod taśmy wystrzelił Bartosz Smektała.
- Szanuję sędziego Wojaczka, ale ewidentnie nie miał w niedzielę dobrego dnia. Obie decyzje, w których przerywał bieg były zupełnie niezrozumiałe. Jeżeli arbitrzy będą interpretować w ten sposób przepisy, to dojdziemy do paradoksu. Okaże się bowiem, że gdy zawodnik normalnie wygra start, ale będzie na pierwszych metrach przed rywalami, to bieg należy po prostu przerwać - zauważa były prezes leszczyńskiego klubu, Rufin Sokołowski.
Pytany o to czy decyzje te miały wpływ na końcową porażkę leszczynian, odparł: - Tego się nie dowiemy, ale drużynie gości na pewno te zdarzenia podcięły skrzydła. Można założyć, że gdyby nie przerwano biegów Musielaka i Smektały, Unia osiągnęłaby w nich lepszy wynik. Jeśli przed ostatnimi wyścigami strata gości wynosiła z osiem punktów, Falubaz nie miałby takiego komfortu i jechałby pod większą presją. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy sędzia na pewno wypaczył w pewien sposób wynik spotkania.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: ciężki wypadek nauczył mnie pokory [1/3]
Rufin Sokołowski przyznaje, że współczuje Tobiaszowi Musielakowi. Ten, dzięki swoim treningom, opanował niemal do perfekcji refleks na starcie. Okazuje się jednak, że jest za to karany. - Przeciętna reakcja zawodników to 0,8 sekundy, ale byli żużlowcy, jak choćby Mariusz Okoniewski, którzy osiągali zdecydowanie lepsze wyniki. Ten refleks, poprzez przyrząd, jakim jest symulator startu, można wyćwiczyć. Tak też stało się w przypadku Musielaka. Cały jego wysiłek z powodu takich decyzji jak ta w niedzielę idzie jednak na marne, a zawodnik jest niesłusznie karany - zaznacza.
Dla kontrastu sędzia Wojaczek pozostał niewzruszony, gdy w czwartym wyścigu Sebastian Niedźwiedź wyraźnie ruszał się na starcie. Kontrowersje wzbudziła także decyzja z biegu czternastego, gdy wykluczył z powodu wydobywającego się z silnika dymu Krystiana Pieszczka.
- Jest rzeczywiście problem z interpretowaniem zdarzeń na starcie. Moim zdaniem są dwie możliwości, by to poprawić. Ważną rolę ma do odegrania kierownik startu, którego zadaniem jest to, by zawodnicy stali jak najbliżej taśmy i nie mieli miejsca na tak zwane "czołganie". Problem w tym, że kierownikami startu są zawsze gospodarze, dbający zwłaszcza o to, by to ich zawodnicy byli korzystniej ustawieni pod taśmą. Najlepszą metodą byłoby poprawienie pracy kierowników startu. Inną możliwością jest wprowadzenie fotokomórek, które jasno wskazywałyby, czy dany zawodnik poruszał się po włączeniu zielonego światła czy tez nie. Musielak przed startem stał przecież nieruchomo, a bieg mimo to został przerwany. Trzeba zresztą pamiętać, że sędzia Wojaczek popełnił w niedzielę szereg błędów i później w nich niestety trwał - zaznacza Sokołowski.
Fogo Unia dobrze radziła sobie w ostatnich latach w Zielonej Górze, ale tym razem miała wyraźne problemy z odnalezieniem się na dystansie. - Bolączką leszczynian było w tym meczu to, że tracili na trasie tak wiele pozycji. Dla mnie jest to po prostu niezrozumiałe. Myślę, że ta wygrana Falubazu to duża zasługa trenera Cieślaka, który tak przygotował tor, że Unia, która do tej pory dobrze czuła się w Zielonej Górze, tym razem się pogubiła. Budujące dla leszczynian jest to, że dziesięciopunktowa porażka nie przekreśla szans na bonus w meczu rewanżowym - kwituje Sokołowski.