W ubiegłym roku na rynku sprzętu żużlowego pojawiła się nowinka, która pierwotnie została odebrana z dużym dystansem. Tegoroczne testy pokazują jednak, że może ona na stałe zagościć w ofercie jednego z tunerów. GTR - pod tą nazwą kryje się konstrukcja autorstwa Marcela Gerharda. Jako pierwszy w minionym sezonie korzystał z niej Chris Harris. W pełni temu rozwiązaniu zaufał także Fredrik Lindgren, który na silnikach od Gerharda dotarł w półfinału sobotniej rundy SGP w Warszawie.
- Tak dobry występ Lindgrena na tych silnikach nie jest może przełomem, ale widać, że Marcel Gerhard intensywnie pracuje nad swoją filozofią, jaką jest wdrażanie tego silnika. Myślę, że gdyby chciał, mógłby już teraz wprowadzić go do użytku na dużo większą skalę, bo jak widać, sprzęt ten zaczyna już zbliżać się do poziomu najlepszych GM-ów, przygotowywanych przez najlepszych tunerów. Nie idzie jednak tą drogą i spokojnie pracuje, próbując przekonywać żużlowców. Jak widać na przykładzie Lindgrena, który zdecydował się w pełni zaufać tej konstrukcji, można ścigać się na GTR na najwyższym światowym poziomie. Obecnie wygląda to już dużo lepiej niż jeszcze w poprzednim sezonie - ocenił żużlowy menedżer i ekspert naszego portalu, Krzysztof Cegielski.
Tym, co w ostatecznym rozrachunku może przekonać zawodników są finanse. Warto bowiem zaznaczyć, że konstrukcja Gerharda jest droższa od GM-a, ale jej wytrzymałość okazuje się 3-4 krotnie dłuższa. W dłuższej perspektywie oznacza dla zawodników oszczędności. - Oceniam konstrukcję Gerharda za dużo lepiej skonstruowaną. Trwałość tego sprzętu jest znacznie większa niż GM-ów. Najlepsi zawodnicy na świecie wysyłają silniki na serwis nawet co dziesięć wyścigów, często po zaledwie jednych zawodach. Koszty, ze względu na fakt, że korzystają zwykle z usług zagranicznych tunerów, są ogromne. Sama wysyłka to kilka tysięcy złotych, a do tego trzeba doliczyć koszty serwisu. Silnik Gerharda może wytrzymać natomiast nawet 60 wyścigów, a jego części tak szybko się nie eksploatują. W dłuższej perspektywie można na tym naprawdę zaoszczędzić - podkreślił Cegielski.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: Dakar, motocross, treningi. Mam dużo pomysłów na siebie (Źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Jeśli chodzi o polskich zawodników, entuzjastą GTR jest Janusz Kołodziej. Na razie nie zobaczymy go jednak na tym sprzęcie podczas meczów Ekstraligi. - Janusz ma te silniki, testuje je i się nimi bawi. Na tę chwilę nie decyduje się jednak na to, by startować na nich na poważniejszych zawodach. Te silniki są bowiem nadal wolniejsze niż te przygotowywane przez naszego zaufanego tunera, Jana Anderssona, z którym współpracujemy już wiele lat - wyjaśnił menedżer zawodnika.
Nie można jednak wykluczyć, że Kołodziej, a także inni żużlowcy, pójdą z czasem w ślady Fredrika Lindgrena. - Jest sporo zawodników, którzy posiadają silniki GTR i w wolnych chwilach je testują. Nie przeceniałbym jednak tej liczby, bo żużlowcy najzwyczajniej w świecie nie mają czasu na takie próby. Niemniej jednak mocno się temu przyglądają, a taka postawa jak Lindgrena, który pokazuje, że nawet w Grand Prix można wygrywać na tym sprzęcie wyścigi, daje do myślenia. Myślę, że kwestią czasu jest to, aż o konstrukcji Gerharda będzie jeszcze głośniej. Jeśli te silniki rzeczywiście znajdą się na tym samym poziomie co GM-y, to zawodnicy, ze względu na niższe koszty eksploatacji, zaczną się na nie przesiadać. Biorąc pod uwagę zapał i pomysły Marcela Gerharda, jest to scenariusz możliwy do zrealizowania - skwitował Cegielski.