W sobotę na torze w King's Lynn rozegrano pierwszy finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. W zawodach, trwających ponad cztery godziny, najlepszy okazał się Krystian Pieszczek. Inny z reprezentantów Polski - Bartosz Smektała zdobył siedem "oczek" i uplasował się na siódmej pozycji.
- Nie stawiałem sobie przed zawodami bardzo wygórowanych celów. Chciałem dobrze się zaprezentować i dotrzeć do półfinału. W czasie zawodów popełniłem parę błędów i nie wszystko ułożyło się po mojej myśli, ale ostatecznie ten cel udało mu się wykonać - przyznał Bartosz Smektała.
Wychowanek Fogo Unii przyznaje, że może mówić o sporym pechu. - W Anglii straciłem mój najlepszy silnik, a chciałem z nim wrócić do Leszna i jechać na lidze. Musiałem przez to brać w ciemno drugi motocykl. Kto wie, może gdyby nie te problemy, zdobyłbym jeszcze więcej oczek. Nie chcę jednak tłumaczyć się sprzętem - dodał.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Andrij Szewczenko może przejąć reprezentację. "Przerwał zajęcia i krzyczał na piłkarzy"
Sobotnie zawody w King's Lynn obfitowały w liczne upadki. Już w pierwszym wyścigu z nawierzchnią zapoznał się właśnie Smektała. Do najgroźniejszego zdarzenia doszło natomiast w dwunastym biegu. Na pierwszym łuku Paweł Przedpełski zahaczył o tylne koło Krystiana Pieszczka i z dużym impetem uderzył o tor.
"Smyk" nie chciał jednak narzekać na tor, mówiąc: - Są różnie przygotowane nawierzchnie i wychodzę z założenia, że na każdej trzeba się ścigać. Tu nie ma o czym mówić. Na pewno nie było to łatwe miejsce do rywalizacji, o czym świadczy liczba upadków. Zobaczymy, jak będzie w kolejnych rundach, ale jestem dobrej myśli. Cieszę się, że w tej finałowej rozrywce o mistrzostwo świata juniorów występuję - skwitował Smektała.