Davey Watt początkowo nie miał przystąpić do meczu w Rzeszowie. Kontuzji nie zdołał jednak wyleczyć lider drużyny Joonas Kylmaekorpi, a na domiar złego podczas Grand Prix w Cardiff wstrząśnienia mózgu nabawił się Fredrik Lindgren. Łotysze byli więc zmuszeni uzupełnić luki w składzie. Miejsce Kylmaekorpiego zajął Watt, a za Lindgrena jeździli juniorzy. - Już dwa dni temu dowiedziałem się, że mam jechać w tym spotkaniu. Dostałem informację, żeby przyjechać do Rzeszowa i tak się stało. Wszystko było zaplanowane - mówi Watt.
Lokomotiv Daugavpils w niedzielę zaskakująco dobrze radził sobie w Rzeszowie. Wynik ustaliły tak naprawdę dwa pierwsze wyścigi, które gospodarze wygrali 5:1. Później przebieg meczu był bardzo zacięty, nawet z lekkim wskazaniem na drużynę gości, której udało się obronić punkt bonusowy za lepszy bilans w dwumeczu. - Słabo wszedłem w ten mecz. Czułem, że byłem wolny. Z każdym biegiem było już lepiej. Po trzech średnich wyścigach dokonaliśmy dużych zmian. Początkowo przede wszystkim słabo startowałem. Kiedy poprawiłem starty od razu było lepiej - tłumaczy Watt, który zdobył dla Lokomotivu 11 punktów w pięciu biegach.
Przypomnijmy, że Australijczyk był zawodnikiem ówczesnej Marmy Rzeszów w latach 2007-2008. Za każdym razem, kiedy z powrotem przyjeżdżał nad Wisłok, notował jednak bardzo słabe wyniki. Po blisko dziesięciu latach udało mu się ten trend odwrócić, z czego był bardzo zadowolony.
- Mocno mnie to frustrowało, ponieważ bardzo lubię ten tor. Zawsze czuję się dobrze, kiedy tu przyjeżdżam. Mam stąd wspaniałe wspomnienia. To jest chyba moje ulubione miasto w Polsce. Byłem zły, kiedy nie udawało mi się osiągać dobrych wyników na torze w Rzeszowie. Teraz było jednak dużo lepiej. Jestem bardzo zadowolony i fajnie się z tym czuję, że w końcu pojechałem tu tak jak kiedyś, gdy jeździłem w tym klubie. Czuję się naprawdę świetnie. To jedna z lepszych rzeczy, która mnie ostatnio spotkała - dodaje 38-letni zawodnik Lokomotivu Dagavpils.
Watt doskonale wspomina lata, które spędził w rzeszowskim zespole. Tak naprawdę, to właśnie w Stali wypłynął na szerokie wody speedwaya. - Muszę być uczciwy. To był jeden z moich ulubionych momentów na żużlu. Tak naprawdę był to start mojej dalszej kariery. Czułem się tu świetnie. W tamtej drużynie był m.in. Maciej Kuciapa, a Janusz Ślączka był wtedy moim mechanikiem. Trzymałem się wtedy ze Scottem Nichollsem, który także wciąż tu jeździ. Lampart był natomiast młodym juniorem. Połowa tej drużyny wciąż tutaj jest i to jest bardzo miłe, choć niektórzy znajdują się na trochę innych pozycjach. Wspominam ten czas z ogromnym sentymentem. Dawał mi wiele radości - zakończył doświadczony Australijczyk.
ZOBACZ WIDEO Polonia – Wanda: świetny bieg Mastersa (źródło TVP)
{"id":"","title":""}