Nowy projekt One Sport. "Chcemy pokazać życie żużlowców i być blisko kibiców"

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski

Prezes One Sport, organizatora SEC, opowiada o nowym projekcie #letsmakespeedway, formule IME i życiu żużlowców po zawodach. - Możliwe, że dwa turnieje w przyszłym roku odbędą się w Polsce - mówi Karol Lejman w rozmowie z WP Sportowefakty.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Jak zachęciłby Pan do kibicowania na żywo podczas tegorocznej edycji Speedway Euro Championship?

Karol Lejman: Myślę, że na każdą rundę w zupełnie inny sposób. Szczerze mówiąc, każdemu kibicowi, który nigdy nie był na imprezie żużlowej poza Polską, polecam Guestrow. To żużel w zupełnie innym wydaniu, bo z piwkiem na wale ziemi. Tor jest bardzo krótki, który gwarantuje bardzo dobry turniej. Tutaj najłatwiej zachęcić. W Daugavpils będziemy na dobrą sprawę pierwszy raz, ale jestem przekonany, że na trybunach zasiądzie komplet publiczności. W Togliatti to przede wszystkim świetna atmosfera, wracamy do tego rosyjskiego miasta po rocznej przerwie. A Rybnik? Po prostu były głosy, że brakuje dużej imprezy na Śląsku i to jest odpowiedź. Tutaj też mam nadzieję na komplet publiczności. Liczę, że każda impreza zakończy się takim wynikiem frekwencyjnym.

A jak to wygląda w tej chwili, we wtorek 12 lipca? Ile sprzedano biletów na sobotnie zawody w Guestrow?

- Jest to stadion kameralny, więc liczbowo wygląda to inaczej niż w Polsce. Jest kilka tysięcy sprzedanych biletów, ale wierzymy, że będzie bardzo dobry wynik. Duże znaczenie ma również sprzedaż w dniu imprezy.

ZOBACZ WIDEO Polonia – Wanda: świetny bieg Mastersa (źródło: TVP)

{"id":"","title":""}

17 lipca, dzień po pierwszej rundzie SEC, nie pojedzie PGE Ekstraliga. To ułatwienie?

- Termin ligowy na dobrą sprawę nie ma większego znaczenia. Oczywiście prowadzimy komunikację z władzami ligi i zawsze chcemy dopracować nasz terminarz, by był on jak najlepszy. W tym roku mamy dość skomplikowaną misję logistyczną, bo w dzień po rundzie SEC w Togliatti, czyli 21 sierpnia, pojedzie ekstraliga. Musieliśmy tu pracować nad rozwiązaniami, które pozwoliłyby spokojnie wrócić zawodnikom do Polski. Udało się to zrobić, mam nadzieję, że nie będą zmęczeni. Sami żużlowcy na pewno będą żałować, bo kiedy ostatnio byliśmy w Togliatti, odbyło się pamiętne after party, które wszyscy wspominają świetnie. Rosyjska gościnność okazała się imponująca. Teraz takiej imprezy, wiadomo, nie będzie.

To czwarty rok IME organizowanych przez One Sport na żużlowej mapie Europy. Czym będzie się różniła tegoroczna edycja od poprzednich?

- Czujemy, to nie są puste słowa, że wkraczamy w zupełnie nową erę. Pierwszy kontrakt z FIM Europe był trzyletni i to taki papierek lakmusowy. Sami nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. Oczywiście popełniliśmy mnóstwo błędów, ale najważniejsze, że z każdego potrafiliśmy wyciągnąć wnioski. Jesteśmy przekonani, że ta nowa, dziesięcioletnia umowa z FIM Europe, pozwoli nam planować długofalowo. Do tej pory nie mogliśmy myśleć w długiej perspektywie. Możemy realizować nasze pomysły. Przed nami kilka dobrych lat organizacji eventów na najwyższym poziomie.

W tym roku ruszacie z nowym projektem, który towarzyszy organizowanym przez One Sport wydarzeniom. To #letsmakespeedway. Na czym polega ta inicjatywa?

- Cały czas chcemy być jak najbliżej kibiców. Zaczęło się od hasztaga, który gdzieś tam pojawiał się w internecie. Teraz ruszyły profile w mediach społecznościowych o tej nazwie. Zamierzamy pokazywać żużel z zupełnie innej strony. Chcemy odkryć troszkę życie zawodników, pokazać również jak wygląda ich życie codzienne. Siłą naszych projektów są bardzo dobre, często przyjacielskie kontakty z żużlowcami. Wiemy, że pozwolą nam więcej niż komukolwiek innemu, do kogo nie mają zaufania. Pokazanie, poprzez backstage, takiej pozytywnej siły speedwaya - to nasz przekaz. Mamy chęć zjednoczyć społeczność żużlową. Już teraz mogę zapowiedzieć, że jedna z naszych imprez będzie zorganizowana z aktywnym udziałem publiczności, jednak na szczegóły musimy poczekać, bo je dopracowujemy. Takim wzorem dla nas był profil Łączy nas piłka, który mocno przyczynił się do zmiany wizerunkowej reprezentacji Polski w piłce nożnej.

Czyli głównie produkcje wideo?

- Zdecydowanie. Video będzie miało bardzo duże znaczenie. Oczywiście ważne będą rzeczy zakulisowe. Na pewno będziemy bardzo mocno na to stawiali.

Media społecznościowe są ważne, ale istotne są też transmisje.

- Tak, dlatego podpisaliśmy nową umowę z Eurosportem. Pierwsza obowiązywała przez trzy lata, a teraz mamy ją na cztery lata. Daje nam to wiele możliwości. Dużo się pozmieniało, Eurosport stał się częścią grupy Discovery, więc trochę zmieniła się nasza współpraca. Nadal jednak przyświeca nam idea pokazywania żużla w wielu państwach świata, chcemy poszerzać zasięg transmisji.

W niemieckim Eurosporcie jednak nie będzie transmisji.

- No niestety w tym roku to niemożliwe. Mam nadzieję, że w kolejnych latach to się uda. Tegoroczny SEC będzie na pewno w Polsce, na wszystkich rynkach skandynawskich, w Anglii, na rynku wschodnim, a także w Australii i Nowej Zelandii. Szkoda tego braku transmisji w Niemczech, na tym kraju nam bardzo zależy, dlatego cały czas prowadzimy rozmowy, by nasi zachodni sąsiedzi mogli oglądać SEC w następnych latach. Wspólnie stawiamy również na media interaktywne. Transmisja będzie dostępna na platformie eurosportplayer.pl, która jest dostępna właściwie na każdym urządzeniu mobilnym gdziekolwiek na świecie. W ten sposób zaczynamy śledzić sport. To też nasz kierunek rozwoju.

A sama formuła SEC ulegnie w jakiś sposób zmianie w przyszłości, czy cztery turnieje z finałem w Polsce się sprawdziły?

- Myślę, że nie. Zobaczyliśmy, że to się sprawdza i gra. Co do Polski, to nie jestem w stanie powiedzieć, czy to będzie tylko jeden turniej co roku. Możliwe, że będą dwa, jak w ubiegłym roku. Już pierwsze rozmowy na przyszły rok są prowadzone i bardzo prawdopodobnie, że tak się stanie. Naszym celem, co jasne, jest przyciągnięcie kibiców na stadiony. Wracając do meritum, sądzę, że nie wyjdziemy poza formułę czterech turniejów, choć umowa z FIM Europe to dopuszcza.

Kto będzie zwycięzcą tegorocznych IME?
-

Bardzo trudne pytanie. Oczywiście wśród faworytów jest Emil Sajfutdinow, który broni tytułu z ubiegłego roku. To wejście w sezon, przez kontuzję, miał trudne, więc nie wiadomo, jak pojedzie. Jest na tyle doświadczonym żużlowcem, że na pewno będzie liczył się w walce o pierwsze miejsce. Poza nim typuję Antonio Lindbaecka, który w tym sezonie jest w bardzo dobrej formie zarówno jeśli chodzi o rozgrywki ligowe, jak i Grand Prix. To na pewno nazwisko, które może zamieszać. Do tego Grigorij Łaguta oraz, miejmy nadzieję, któryś z Polaków. Mamy nadzieję, że wszystko rozstrzygnie się z ostatniej rundzie, w Rybniku.

Wspomniał pan o Grand Prix. Na początku często porównywano GP i SEC. Jak to wygląda teraz?
-

Myślę, że udało się zbudować odrębny produkt, który ma swoją historię. Oczywiście na początku trudno było uniknąć porównań, potrzebowaliśmy jak najlepszych zawodników. Poszliśmy swoją drogą. Chcemy przede wszystkim kreować gwiazdy, zamierzamy uczestniczyć w procesie rozwoju żużlowców. Stąd również organizacja IMŚJ, ponieważ chcemy pracować z zawodnikami od najmłodszych lat. Porównywanie list startowych SEC i GP już nie ma sensu. W tym roku mamy dwóch zawodników z GP, czyli Pedersena i Lindbaecka. Nie chcemy kopiować tego, co robi Grand Prix. Jestem przekonany, że te nazwiska, które mamy są na tyle ciekawe, że gwarantują wiele emocji sportowych.

Na koniec, w formie ciekawostki, proszę przytoczyć jakąś interesującą historię, która przydarzyła się podczas tych trzech lat SEC. Co panu przychodzi do głowy?

- Na dobrą sprawę to można by wielki serial zrobić o naszym życiu, o przemieszczaniu się, o podróżach i o całej organizacji. Książkę mógłbym napisać, może byłaby podobna do tej, którą napisał ostatnio Marek Cieślak. Co ja tu mógłbym powiedzieć?

Tak na szybko. Co utkwiło w pamięci?

- Na pewno krążę myślami wokół Rosji. W Togliatti było naprawdę jedno wielkie szaleństwo i to after party, o którym już wspomniałem. Kiedy żużlowcy mieli chwilę wolnego i mogli odpocząć od żużlowej codzienności, to po prostu bawili się. Troszeczkę poszaleli. Nie będę sprzedawał nazwisk, ale na przykład arbuzy z tacy lądowały na suficie czy zawodnicy spali na krzesłach tuż przed odlotem i musieliśmy ich budzić. Cieszymy się, że żużlowcy ufają nam i chcą bawić się na imprezach, które organizujemy. 

Rozmawiał: Radosław Wesołowski

Źródło artykułu: