Choć prognozy na wieczorne godziny w Lesznie nie były optymistyczne, to na Smoczyka wybrało się sporo kibiców, również tych z Zielonej Góry. Około godziny 19 pojawiły się jednak ciemne chmury i chwilę później rozpadało się na dobre. Zawodnikom w strugach deszczu udało się przejechać jedynie próbę toru. - Gdybyśmy byli w Szwecji, to na pewno moglibyśmy te zawody pojechać, lecz w polskich realiach ciężko po takiej ulewie przygotować tor - stwierdził Patryk Dudek.
Gospodarze próbowali jednak ratować całą sytuację. W najgorszym gorszym stanie był drugi łuk. Po ustaniu opadów ściągano z toru wodę. Na sam koniec wyjechał jeszcze ciągnik ze szczotkami. Wiele więcej nie można było zrobić. - Szkoda, że tych szwedzkich warunków nie da się przenieść tutaj. Ci, co śledzą ligę szwedzką, to będą wiedzieli o czym mówię. Tam po opadach deszczu, nawierzchnia nadaje się do jazdy po 30 minutach - powiedział Duzers.
Pojawiły się głosy, że zielonogórzanom niespecjalnie zależało na rozegraniu tego spotkania. W ich składzie było bowiem aż trzech juniorów, gdyż do jazdy na ekstraligowym poziomie dalej niezdolni są Jarosław Hampel, Kenni Larsen oraz Aleksandr Łoktajew. Co na temat sądzi 24-latek? - Jakoś tym nie żyłem. Siedziałem w boksie, oglądałem mecz z Tarnowa i czekałem na ostateczną decyzję.
Przez długą podróż z sobotniego finału Drużynowego Pucharu Świata w Manchesterze, Polacy nie mieli okazji do uczczenia tego wielkiego sukcesu. W głowach od samego rana mieli już przecież niedzielne mecze ligowe swoich drużyn w PGE Ekstralidze. - Kolejny raz realia regulaminu pokazały to, że nie można świętować nawet złotego medalu. Tyle z tego wszystkiego mam, że przez podróż miałem go koło siebie w torbie - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Joanna Jędrzejczyk zniesmaczona słowami rywalki tuż po walce