Madsen nie przeprosił Gomólskiego. "Minęliśmy się, a przeszedł jakby mnie nie widział"

Kacper Gomólski dołożył małą cegiełkę do dorobku Get Well Toruń, który rozgromił Unię Tarnów w ramach 11. kolejki PGE Ekstraligi 58:31. Ale dla "Gingera" powrót do miasta, gdzie spędził trzy lata, to zawsze duża sprawa. - Sentymentalna podróż - mówi.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz

W małopolskim zespole występował do zakończenia wieku juniora. Zdobył z nim złoty oraz dwa brązowe medale DMP. Od zeszłych rozgrywek przywdziewa kewlar zespołu z Grodu Kopernika. - Trudniej było wrócić w minionym sezonie. Wtedy był to pierwszy rok, kiedy przyjechałem do Tarnowa po spędzeniu w tych barwach świetnych trzech sezonów. Zwłaszcza ten ostatni wspominam najlepiej - 2014. W 2015 jako toruński "świeżak" było bardzo dziwnie. Teraz natomiast już trochę inaczej. Ale zawsze z sentymentem podchodzę do tego, co tutaj doświadczyłem, dlatego przy każdej okazji przejdę się po skończonych zawodach, aby podziękować miejscowym fanom - powiedział Kacper Gomólski.

23-latek cieszy się, że od tego roku występuje w jednej drużynie z byłymi kolegami z Tarnowa - Gregiem Hancockiem i Martinem Vaculikiem. - Można powiedzieć, że przenieśliśmy trochę Toruń do Tarnowa. Jest Martin, Greg i ja. Spędziliśmy w Małopolsce ze sobą mnóstwo czasu ponieważ z "Vaculem" trzy lata, a z Hancockiem dwa. Fajnie, że mamy taką ekipę. Tylko, żebym ja jeszcze się dopasował do ich zdobyczy - wzdycha

W pierwszym biegu doszło do kontrowersyjnej sytuacji z udziałem właśnie Gomólskiego i reprezentanta gospodarzy - Leona Madsena. Obaj mocno walczyli o drugą pozycję. Z przodu znajdował się Polak. Duńczyk upadł na ostatnim wirażu przed metą. Szybko jednak wstał i wyrażał dużą dezaprobatę wobec poczynań jakich miał się dopuścić w trakcie wyścigu "Ginger". Doszło do małych rękoczynów. Straniero biało-niebieskich za swoje zachowanie otrzymał pierwszą, ale jak się okazało nie ostatnią żółtą kartkę tego wieczora. Trzeba też dodać, że tuż przed rozpoczęciem inauguracyjnej odsłony zaczęło mocno padać, a na owalu szybko zrobiła się błotnista breja, która nie sprzyjała odważnym atakom. - Trudno mi oceniać to zdarzenie. Nie wiem tak naprawdę, o co miał pretensje. Domyślam się tylko, że mogło chodzić o zjechanie na prostej do bandy. Ale zdołał mnie wyprzedzić. Potem wypadek był tylko i wyłącznie z jego winy. Wcześniej ja wyjeżdżałem z tego pasa przy krawężniku i czułem, co tam się może święcić. Ślizgałem się jak na lodzie. Jechałem w bok, a on powtórzył w ostatnim łuku to samo. Upadł i miał pretensje. Ale to jego problem. Szkoda, że nie dojechał do mety. Uciekł bonus, ale i pieniądze - przedstawiał swój punkt widzenia jeździec gości.

Po zakończeniu potyczki nie doszło do przeprosin zarówno z jednej, jak i drugiej strony. - Nic nie zrobiłem, więc to on powinien podejść do mnie. Minęliśmy się po spotkaniu już schodząc z toru i podziękował Martinowi. Obok mnie przeszedł jakby mnie nie zauważył. Zrobiłem więc tak samo. Nie będę płakał. Nie musimy być kolegami - dodał.

ZOBACZ WIDEO Rio: lekkoatleci szlifują formę (źródło TVP)


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×