Rufin Sokołowski: Polityka Unii Leszno jest błędna

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka

Rufin Sokołowski przyznaje, że wiele czynników złożyło się na to, iż Fogo Unia zakończyła Ekstraligę na siódmym miejscu w tabeli. - Zadbano o mocny skład, ale wiele innych rzeczy nie funkcjonuje jak należy - twierdzi.

Były prezes leszczyńskiej Unii sceptycznie podchodził do zimowych zapowiedzi klubu o walce o obronę mistrzowskiego tytułu. Obawiał się, że misja wyznaczona przez zarząd może się nie udać. - Podkreślałem w jednej z przedsezonowych rozmów, że będąc prezesem, nigdy nie spadłem z zespołem z Ekstraligi. Obawiałem się, że może to być ciężki rok Unii Leszno. Wspominałem o tym, mówiąc o kwestii motywacji zawodników, z którą może być trudno. Nie sądziłem jednak, że może się sprawdzić czarny scenariusz i drużyna będzie walczyć o ligowy byt w barażu. Obecna sytuacja Unii jest w brew pozorom naprawdę niebezpieczna. Ostatnio pisałem w tej sprawie smsa do prezesa Piotra Rusieckiemu. Życzę mu powodzenia i dobrych decyzji. W październiku ważyć się będą losy klubu nie tylko w kontekście tego roku, ale i kolejnych sezonów - zaznacza Rufin Sokołowski.

Zdaniem naszego rozmówcy wiele czynników wpłynęło na to, że tegoroczny sezon ekstraligowy kończy się dla Fogo Unii zupełnym niepowodzeniem. Sokołowski wskazuje na błędy w polityce i funkcjonowaniu klubu. - Żużel można podzielić na dwa aspekty. Pierwszy z nich jest dobór zawodników, czyli żołnierzy. Pozostała część to pole walki. Unia za mojej kadencji nie miała wielu żołnierzy z najwyższej półki. Za takich uznać można było jedynie Jankowskiego, Kasprzaka czy Adamsa. By osiągnąć dobry wynik sportowy, trzeba było przywiązywać dużą wagę do pozostałych aspektów, które pomagają w osiągnięciu dobrego wyniku. Mam wrażenie, że w ostatnim dziesięcioleciu dokonano spustoszenia w otoczeniu klubu. Nie ma toromistrza i paru innych osób funkcyjnych z prawdziwego zdarzenia. W Lesznie nie są w stanie zrobić nawet pod siebie toru. Nawierzchnia od dawna nie jest atutem tej drużyny. Zwróćmy też uwagę na to, co działo się na wiosnę. Unia nie odjechała u siebie ani jednego sparingu. Można tłumaczyć się pogodą, ale inne kluby tak tego tematu nie zaniedbały. To też mogło mieć wpływ na to, jak drużyna weszła w sezon. Mam poza tym wrażenie, że komunikacja na wielu szczeblach zawodzi. Byłem na meczu z Falubazem i uderzyło mnie to, że przed biegiem Grzegorza Zengoty, polewaczka lała wodę na jego pole startowe. Wątpię, by zawodnikowi gospodarzy to pomogło. To drobne zaniedbania, ale gdy w końcu się kumulują, drużyna traci na tym w meczu parę punktów - dodaje Sokołowski.

Zdaniem byłego prezesa Fogo Unii, klub z Leszna boleśnie przekonał się o tym, że sam mocny skład nie jest gwarantem sukcesu. - W ostatnich latach polityka Unii poszła w kierunku ściągania gwiazd, które mają zagwarantować wynik. Najpierw przyszli Kołodziej oraz Hampel i udało się zdobyć medale. Z Sajfutdinowem i Pedersenem przed rokiem też było to możliwe. Sprowadzenie najlepszych żołnierzy nie daje jednak gwarancji sukcesu, gdy pozostałe aspekty są zaniedbane. Wystarczyła gorsza dyspozycja jednego z liderów i kontuzja Sajfutdinowa, by zespół rozłożyć na łopatki. Nagle okazuje się, że nie ma niczego, co wsparłoby w trudnym momencie drużynę. Problemem nie jest tak naprawdę skład. Konieczność to podniesienie na inny, wyższy poziom wszystkiego, co związane z otoczką żużla. Chodzi o wspomniane przeze mnie pole walki, bo tam Unia po prostu przegrywa - twierdzi.

Sokołowski krytycznie odnosi się także do ostatniego zamieszenia w Lesznie, które było związane z przyjazdem na mecz Nickiego Pedersena. Duńczyk ostatecznie nie pojechał w spotkaniu z wrocławianami, gdyż w składzie nie widział go menedżer Adam Skórnicki. - Z tego co się dowiedziałem, Pedersen został zaproszony do Leszna przez prezesa Rusieckiego, ale formalnie decyzja została podjęta przez udziałowców klubu. Skórnicki w ogóle o tym nie wiedział, w związku z czym doszło do tego zamieszania. Nicki przyjechał do Leszna będąc przekonanym, że w meczu pojedzie. Dla mnie ta sytuacja jest nie do pomyślenia. Gdy sprawowałem tę funkcję w Unii Leszno, jako prezes dwukrotnie reagowałem. Za pierwszym razem, gdy drużyna nie miała tymczasowo trenera i wraz z Leszkiem Jankowskim ustaliliśmy skład, którym wygraliśmy niespodziewanie w Częstochowie. Za drugim razem, gdy szkoleniowiec, będąc emocjonalnie związany z zawodnikiem, wstawił go w roli rezerwowego do składu, mimo że ten był kontuzjowany. Żadna z tych sytuacji nie może równać się jednak temu, co udziałowcy Unii zrobili ostatnio Adamowi Skórnickiemu. W ten sposób postępować nie można i było to nie fair - puentuje Sokołowski.

ZOBACZ WIDEO Kadra głodna sukcesu przed meczem z Kazachstanem (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: