W tej chwili Tomasz Piszcz, podobnie jak inni zawodnicy, kończy przygotowania do nowego sezonu. - Można powiedzieć, że wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. Moje przygotowania przebiegały normalnym, sprawdzonym cyklem, który stosuję od kilku lat. Trenowałem pod okiem tych samych szkoleniowców. W okresie przygotowawczym nie było żadnych szczególnych priorytetów. Robiłem wszystko tak samo, jak w latach poprzednich - mówi na wstępie zawodnik.
Piszcz ma podpisany kontrakt warszawski w Gdańsku, ale zaznacza, że starty w Ekstralidze nie wchodzą w grę. - Rzeczywiście, mam podpisaną umowę z gdańskim klubem. Wydaje mi się jednak, że na dzień dzisiejszy starty w Ekstralidze nie wchodzą w grę. Nie dysponuje po prostu odpowiedniej klasy sprzętem, żeby rywalizować z zawodnikami takiej klasy. Interesuje mnie tylko i wyłącznie pierwsza liga. Myślę, że nie to jest dla mnie zbyt wysoka poprzeczka. Na pewno zrobię wszystko, żeby jak najlepiej wejść w tegoroczny sezon w lidze angielskiej. Jeżeli pojawią się jakieś polskie kluby, które będą mną zainteresowane, to wtedy zobaczymy. Nie zamierzam jednak robić nic na siłę - wyjaśnia.
Niektórzy spekulowali nawet, że były reprezentant klubu z Lublina zamierza całkowicie zrezygnować z ligi polskiej i skoncentrować się na występach w Anglii. - To bzdura. Jestem zawodnikiem, który zawsze stara się jechać w każdej imprezie. Czasami jednak mnie po prostu nie stać na występy w dwóch ligach. Do tego jest potrzebne odpowiednie zaplecze sprzętowe. Po moich doświadczeniach z czasów startów w Lublinie i ostatnim słabym sezonie nie jest mi łatwo przygotować się w odpowiedni sposób - przyznaje Piszcz.
W nadchodzącym sezonie nasz rozmówca chce przede wszystkim odbudować swoją formę. - Trudno mi mówić o celach. Chciałbym jednak pokazać, że potrafię jeździć, chociaż to chyba złe sformułowanie. Ściślej mówiąc, chcę udowodnić, że nadal umiem ścigać się na żużlu - zakończył.