WP SportoweFakty: Mecz w Krośnie zaczął się dla pana źle, ale potem było już dużo lepiej.
Mateusz Szczepaniak (zawodnik Speedway Wandy Instal Kraków): W pierwszym wyścigu po prostu dotknąłem taśmy. To był tylko i wyłącznie mój błąd. Za szybko puściłem rękę i zerwałem taśmę. Uciekły mi tym samym dwa wyścigi, bo na drugi bieg miałem całkowicie złe przełożenie. Dopiero potem zrobiłem korekty w sprzęcie. Później trafiłem i było bardzo dobrze. W pierwszym podejściu do ostatniego wyścigu też prowadziłem. Szkoda, że jako drużyna nie zdobyliśmy punktu bonusowego.
Po tej taśmie i "śliwce" istniała możliwość, że trener zmieni pana na kolejne wyścigi. Ale dostał pan następną szansę.
- Trener jak najbardziej miał prawo mnie zmienić. To są zawody drużynowe i liczy się dobro zespołu. Gdyby tak postąpił, to nie mógłbym mieć nic przeciwko, bo po prostu nie miałem na swoim koncie punktów. Ale zaufał mi. Powiedziałem mu przed trzecią serią, że wiem jaką korektę zrobić i dał mi jeszcze jedną szansę. Dziękuję, że powierzył swoje zaufanie. Ja to wykorzystałem i w końcówce zaczęliśmy już mocno odrabiać straty do gospodarzy.
ZOBACZ WIDEO Leśnodorski o Hasim: W Legii nie palimy nikogo na stosie (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Wiele mówiło się, że Wanda może odpuścić ten mecz. Ale nic takiego nie miało miejsca.
- Dla mnie to jest śmieszne. To mówili wyłącznie ludzie, którzy nie jeżdżą na żużlu. Takie spekulacje są bezsensowne. Dla każdego z nas najważniejsze jest zdobywanie punktów i wygrywanie biegów. Po wyjeździe z parku maszyn tylko to jest w naszych głowach. Przecież to nasza praca i musimy o nią dbać. Nie mieliśmy żadnego powodu, żeby odpuszczać ten mecz. To w interesie klubów z Bydgoszczy i Krosna było utrzymanie i nie powinni liczyć na inne drużyny. Nie było mowy, żeby się podłożyć czy też dodatkowo spiąć. Tabela ułożyła się tak, że nasz mecz z Krosnem decydował o utrzymaniu, ale nas to zupełnie nie obchodziło. Przyjechaliśmy po prostu wygrać.
To był pana pierwszy sezon w Wandzie Kraków. Dołączył pan do drużyny dopiero na trzeci mecz w ramach wypożyczenia. Jak podsumuje pan ten rok?
- Były mecze lepsze i gorsze. Szkoda złamanej nogi w środku sezonu, bo wypadło mi kilka spotkań. Tym bardziej, że zacząłem sezon nieco później niż koledzy. Przyznam, że średnio oceniam moje wyniki z tego sezonu. Z kilku meczów jestem zadowolony, ale pojawiły się też wpadki, których nie powinno być. Taki jest jednak żużel i ciężko utrzymać dobrą formę przez cały sezon. Teraz znowu nadejdzie przerwa zimowa. Trzeba dograć sprzęt i dopiąć kontrakty na przyszły sezon.
Prezes Sadzikowski powiedział, że są drobne poślizgi finansowe.
- To jest ciężki temat i nie będziemy go dalej poruszać. Pozostaje tylko nadzieja, że wszystko będzie okej i w przyszłym roku Wanda pojedzie w lidze.
Myśli pan, że będzie licencja?
- To już bardziej pytanie do prezesa.
Jeśli w klubie brakuje pieniędzy, to przekłada się to też na wyniki zawodników.
- Przede wszystkim, druga część sezonu była w strasznych upałach. To jest dodatkowa przeszkoda, bo sprzęt dużo szybciej się zużywa.
Chciałby pan zostać w Wandzie na przyszły sezon?
- Za wcześnie o tym mówić. Dopiero zakończyliśmy ostatni mecz ligowy w tym sezonie. Do okresu transferowego jeszcze dwa miesiące. Poza tym, nie wiadomo czy wszystkie kluby do końca października pospłacają długi i zdołają kontraktować zawodników już w listopadzie. Dodatkowo nie wiemy też jaki będzie kształt rozgrywek. Patrząc lata wstecz, to dawno nie było tak, żeby już w listopadzie był gotowy regulamin i wszystko było jasne. Dlatego śmiem wątpić, że w tym roku już w listopadzie wszystko się rozstrzygnie.
Rozmawiał Radosław Gerlach